Osiemdziesiąt tysięcy złotych to duże pieniądze, ale nie aż tak wielkie, żeby nie można było ich zebrać w środowisku górniczym. Stawka jest wysoka - życie i zdrowie 33-letniego Michała Maronia. Górnik z kopalni Bolesław Śmiały w Łaziskach jest ojcem sześcioletniego Bartka i o cztery lata młodszego Piotrusia.
- Dwa lata temu w październiku trafiłem do szpitala. Po badaniach tomografii komputerowej specjaliści postawili diagnozę - tłuszczakomięsak, nowotwór złośliwy tkanek miękkich, zlokalizowany w jamie brzusznej. Miesiąc później lekarze usunęli mi ogromnego guza o wadze 8 kg.
Po operacji zlecono tylko kontrolne badania co trzy miesiące. W maju 2015 r., po wykonaniu tomografii komputerowej, okazało się, że guz ponownie rośnie w tym samym miejscu. Lekarze z ośrodków w Warszawie, Katowicach, Gliwicach i Rybniku bezradnie rozkładali ręce, mówiąc, że nie ma skutecznej metody leczenia tego typu nowotworu. Pozostają zatem jedynie operacje chirurgiczne. Jednak zmiana nowotworowa zlokalizowana jest w okolicy żyły głównej, co uniemożliwia radykalne jej usunięcie, a każda kolejna emisja choroby po operacji może być bardziej złośliwa i powodować przerzuty. Bezskutecznie szukałem pomocy także w Pradze i Londynie.
- W nadziei, że będę mógł cieszyć się życiem, patrzeć, jak dorastają moje dzieci, rozpocząłem leczenie alternatywne. Polega ona na diecie, przyjmowaniu wysokich dawek witamin oraz specjalistycznych suplementów podnoszących odporność organizmu. W kwietniu br. okazało się, że leczenie przynosi oczekiwane efekty. Guz przestał rosnąć, wystąpiły zwapnienia. Jednak radość nie trwała długo, bo już w sierpniu kontrolne badania wykazały, że nowotwór znowu jest większy o ok. 4 cm - opowiada Michał Moroń.
Kilka tygodni temu dotarła do niego informacja o prof. Agrawali z Kliniki Integrative Medical Center w Żernikach Wrocławskich i metodzie walki z rakiem, opierającej się na onkotermii, ozonoterapii i witaminoterapii.
- W moim przypadku może okazać się to jedyną szansą na przeżycie. To dało mi nadzieję i wiarę, że jeszcze nie wszystko stracone, że muszę walczyć dalej. Moja rodzina wspiera mnie gorąco i już 22 sierpnia rozpocząłem terapię. Leczenie to jednak nie jest objęte refundacją przez NFZ, a szacowany koszt to ok. 20 tys. zł miesięcznie. Dlatego zwracam się z gorącą prośbą o wsparcie finansowe, bo dotychczasowe leczenie pochłonęło nasze oszczędności - mówi Michał.
Z pomocą pospieszyli mu koledzy z kopalni.
- Zorganizowaliśmy już zbiórkę pieniędzy. Jeden z nas gra w zespole muzycznym na różnych imprezach, też przyłączył się do akcji. Zabiera z sobą skarbonkę. Mamy zamiar zorganizować koncert charytatywny. Kopalnia wydrukowała ulotki informacyjne. Mamy już nawet plany na Barbórkę. Musimy te środki zebrać - przekonuje Marcin Klima, sztygar w oddziale elektrycznym dołowym MEUD2 kopalni Bolesław Śmiały, który koordynuje akcję pomocy.
Z Michałem Moroniem rozmawialiśmy w przed dwoma tygodniami.
Jest dobrej myśli. Opowiadał o swojej pasji, którą jest hodowla gołębi pocztowych. Jego ptaki wygrywają w konkursach. Michał jest w czołówce hodowców okręgu orzeskiego Polskiego Związku Hodowców Gołębi Pocztowych.
Interesuje się również piłka nożną. Jeszcze do niedawna w wolnych chwilach czynnie ją uprawiał. Teraz chętnie zobaczy w telewizji dobry mecz.
Każdy, kto chciałby wesprzeć go w leczeniu, może przekazać zadeklarowaną kwotę na konto Fundacji Stonoga, ul. Pszczyńska 25, 41-190 Mikołów.
Numer konta: 74 1020 2528 0000 0702 0277 3166 z dopiskiem: darowizna Michał Moroń.
Wstępny koszt leczenia kształtuje się na poziomie ok. 20 tys. zł miesięcznie. Terapia może trwać przez cztery miesiące, może dłużej, wszystko zależeć będzie od postępów w leczeniu choroby.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.