- Niemcy spalają więcej węgla kamiennego w energetyce i trzy razy więcej węgla brunatnego niż Polska i emitują 800 mln t CO2 rocznie. Nasza emisja jest prawie trzy razy niższa, ale to niemieckie CO2 jest piękne, bo jest niemieckie, a nasze polskie jest brudne - stwierdził w rozmowie z Trybuną Górniczą prof. Zbigniew Kasztelewicz, kierownik Katedry Górnictwa Odkrywkowego w Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie.
Kryzys, który dotknął branżę wydobywczą, nie dotyczy tylko górnictwa węgla kamiennego. "Brunatni" też są w nieciekawej sytuacji...
W moim przekonaniu w górnictwie węglowym mamy do czynienia z sytuacją, którą można określić mianem ciszy przed burzą. W przypadku kopalń węgla kamiennego mamy obecnie chwilowy problem z nadmiarem węgla, ale w perspektywie 15-20 lat połowa z nich wyczerpie zasoby. Naturalną rzeczą będzie to, że zostaną zlikwidowane i tym samym o połowę obniży się wydobycie. Szereg kopalń ma koncesje wydobywcze ważne tylko do ok. 2018 r. i od kilku lat starają się o ich przedłużenie. Niestety przy tych staraniach muszą zmierzyć się z bardzo złożonymi uwarunkowaniami formalno - prawnymi. Trzeba też wspomnieć o projektach związanych z budową nowych kopalń węgla kamiennego. Firmy w nie zaangażowane posiadają obecnie tylko koncesje rozpoznawcze, a droga do koncesji wydobywczej jest wyścielona różnymi "przeszkodami". Mają do czynienia zarówno z oporem społecznym, jak i niechęcią samorządów, które w wielu przypadkach nie chcą zakładu wydobywczego u siebie. W tym miejscu należy przypomnieć wszystkim, że kopalnię buduje się tam, gdzie występuje złoże, a proces budowy trwa parę, a nawet do 10 i więcej lat. Wg mojej oceny bez pomocy rządzących nie powstanie ani jedna nowa kopalnia węgla kamiennego. W Warszawie w czasie Okrągłego Stołu Energetycznego mówiłem o tym, że jeśli chodzi o udostępnienie złóż strategicznych, to rządzą sołtysi, burmistrzowie i wójtowie oraz organizacje "ekologiczne", a nie rząd. Podobna sytuacja ma miejsce w przypadku węgla brunatnego. Ostatnią odkrywkę otworzyliśmy w Tomisławicach w 2010 r. przy wielkim oporze społecznym, podsycanym przez organizacje "ekologiczne". Jeśli dalej tak to będzie wyglądać, to dojdzie właśnie do tej burzy. Nie będzie nowych koncesji i trzeba będzie zwijać górnictwo i energetykę węglową.
Wspomniał pan o Tomisławicach. Jakie kolejne projekty czekają w kolejce do otwarcia?
Pierwszy w kolejności jest Złoczew, następnie Gubin, Legnica i Oczkowice k. Rawicza, gdzie mamy ponad 1 mld t nowych udokumentowanych zasobów. Ponadto są złoża satelickie w Koninie - Ościsłowo czy Dęby Szlacheckie i Piaski. Niestety mamy do czynienia z totalnym oporem przy każdym ze złóż. Jeśli nie będzie pomocy ze strony rządzących, to prawdopodobnie nie otworzymy już żadnej odkrywki.
Ile lat mogą jeszcze popracować odkrywki w Polsce?
Najmniejsza kopalnia, czyli Adamów, zakończy wydobycie za niecałe dwa lata. Następna jest kopalnia Konin, która potrzebuje pilnie nowych odkrywek, bo te, na których obecnie bazuje, czyli Drzewce i Jóźwin 2B, kończą działalność za trzy lata. Zostałaby jej tylko odkrywka Tomisławice z żywotnością szacowaną na jakieś 15 lat. Jeżeli nie będzie tam nowych odkrywek, to możemy wprost już stwierdzić, że za trzy lata zagłębie adamowsko-konińskie w zasadzie przestanie istnieć. Kolejny jest Bełchatów, tam są dwa pola. Pole Bełchatów kończy działalność za cztery lata, a pole Szczerców w 2038 r. Jest bardzo pilne, aby uruchomić złoże Złoczew, bo przecież mamy wybudowany nowy blok 858 MW w elektrowni Bełchatów. Na tym złożu jeszcze nie "usiedli" przeciwnicy odkrywek. Jeśli je zajmą i nie będzie pomocy ze strony rządzących, to ta odkrywka może nie powstać. Kolejny jest Gubin, który chce uruchomić Polska Grupa Energetyczna. Muszę zaznaczyć, że w tym rejonie od strony niemieckiej pracują odkrywki i wydobywają 60 mln t rocznie. Wszyscy chcą uruchomić to złoże, a samorząd dwóch gmin mówi "nie" i nie chce zmienić planu zagospodarowania przestrzennego, a bez tego dalsze procedury nie mogą być uruchomione. W Legnicy mamy natomiast 15 mld t udokumentowanych zasobów w kategorii od B do C2. W zasadzie dzisiaj tam można już budować kopalnię. Niestety na części tego złoża buduje się drogę S3 i na dodatek przeciwko temu projektowi lobbują różne organizacje. Jeśli dalej tak to będzie wyglądać, to w zasadzie po roku 2020 będziemy mieli schyłek węgla brunatnego w Polsce poza bardzo małą kopalnią w Sieniawie, która może pracować jeszcze z 50 lat!
Wspomniał pan Niemców. Można powiedzieć, że odkrywki i węgiel brunatny u naszych zachodnich sąsiadów wróciły do łask.
Dokładnie. Niemcy wydobywają rocznie ok. 180 mln t węgla brunatnego, czyli trzy razy więcej niż nasz kraj, i mają plany na kolejne dekady. Do tego dochodzi 10 mln t węgla kamiennego i jego import na poziomie ok. 55 mln t. Podkreślam to na różnego rodzaju konferencjach, że Niemcy spalają więcej węgla kamiennego w energetyce i trzy razy więcej węgla brunatnego niż Polska i emitują 800 mln t CO2 rocznie. Nasza emisja jest prawie trzy razy niższa, ale to niemieckie CO2 jest piękne, bo jest niemieckie, a nasze polskie jest brudne.
W sprawie przyszłości węgla brunatnego został wystosowany list do premier Beaty Szydło, pod którym podpisał się pan oraz prof. Tadeusz Słomka - rektor Akademii Górniczo-Hutniczej, prof. Antoni Tajduś, prof. Józef Dubiński i prof. Wacław Dziurzyński.
Podkreśliliśmy w nim, że mamy w Polsce wszystkie atuty do rozwoju sektora węgla brunatnego, który daje najtańszą energię. W jego przypadku jedna megawatogodzina kosztuje ok. 160 zł, a z węgla kamiennego i gazu odpowiednio 220 zł i ok. 400 zł. Do tych atutów możemy zaliczać potężne złoża, odpowiednią kadrę, zaplecze naukowe, projektowe i techniczne. Od 30 lat nie kupiliśmy żadnej maszyny - wszystko jest projektowane i budowane w naszym kraju. Potrzebna jest tylko pomoc. Chodzi o to, aby rząd uchwalił doktrynę górniczo-energetyczną, w której będzie mowa o tym, że w pierwszej kolejności opieramy energetykę na własnych zasobach, w tym węglu brunatnym. Ponadto trzeba wyznaczyć złoża strategiczne oraz należy skutecznie prawnie zabezpieczyć złoża przed zabudową. Paradoksem jest to, że chronimy jaszczurki, mchy i inne elementy środowiska, a nie chronimy ustawowo złoża. Złoża są zabudowywane - powstają autostrady, szlaki kolejowe, osiedla i już nic się nie da zrobić. A wypadałoby chronić takie zasoby zarówno w przypadku węgla brunatnego, jak i kamiennego. Należałoby także polepszyć ścieżkę prawną dla naszej branży, jeśli chodzi o uzyskiwanie koncesji wydobywczych. Chciałbym wprowadzić pojęcie "hipokryzji gruntowej". Otóż całe górnictwo zajmuje w Polsce 40 tys. ha, w tym górnictwo węgla brunatnego 19 tys. ha. To jest 0,1 proc. powierzchni kraju. Nieużytki, odłogi zaś zajmują 5,8 proc. i to stanowi prawie 2 mln ha. Tam ekolodzy, ekoterroryści, dziennikarze "grający na węglu" są nieobecni. Osobnym zagadnieniem jest nabywanie nieruchomości pod działalność górniczą. Jest wiele mitów i półprawd. Za grunty wykupione pod kopalnie trzeba dobrze płacić. Od dwóch lat mówimy o rencie przemysłowej. Czyli dzieci, wnuki sprzedającego grunt będą miały jakiś udział w zyskach kopalni i elektrowni. Z realizowanej inwestycji musi mieć także "coś" gmina, na terenie której powstaje inwestycja. Bez wciągnięcia w te przedsięwzięcia społeczności lokalnych nie osiągniemy niczego. To można zrealizować, czego przykładem są autostrady. Bez specjalnej ustawy nie wybudowalibyśmy ani kilometra.
Patrząc na te atuty, które pan wymienił, można stwierdzić, że jesteśmy ekspertami w temacie węgla brunatnego, ale jakoś niechętnie promujemy tę branżę.
To także był jeden z powodów, który stał za wysłaniem pisma do pani premier. Jego kopię skierowaliśmy także do wicepremierów Morawieckiego i Gowina oraz do ministrów Tchórzewskiego i Szyszki. Zaproponowaliśmy spotkanie w wąskim gronie 20-30 - osobowym w murach Akademii Górniczo-Hutniczej, by porozmawiać na temat tego, co należy zrobić, aby górnictwo węgla brunatnego nie zniknęło z mapy gospodarczej naszego kraju. Uważamy, że może ono stanowić ważny element polityki rozwoju wicepremiera Morawieckiego jako czysto polska branża gospodarcza. Bardzo byśmy chcieli, aby takie spotkanie odbyło się jeszcze przed sierpniem. Oczywiście może się ono odbyć też w resorcie energii. Po prostu chodzi o to, żeby się spotkać.
Zakładam bardzo optymistyczny scenariusz, że uruchamiamy w przeciągu najbliższych kilkunastu lat wszystkie odkrywki, jakie się da. Na ile lat wystarczy nam tego węgla?
Od zakończenia II wojny światowej wydobyliśmy 2,8 mld t. Jeśli sprawdziłby się ten scenariusz, o którym pan mówi, to tego węgla może starczyć na cały ten wiek. W Legnicy mamy do wydobycia 5 mld t, w Gubinie ponad 1 mld, w Złoczewie 700 mln t, a w Oczkowicach mamy ponad 1mld t węgla, który jest lepszy o 25 proc. od tego w Bełchatowie. Do tego dochodzą mniejsze złoża w okolicy Konina. To może spokojnie wystarczyć na cały ten wiek i jest to gwarancja najtańszej energii.
No właśnie, nie zastanawiamy się nad tym, ale można chyba wprost powiedzieć, że w Polsce śpimy na taniej energii.
Dokładnie tak. Tym bardziej że powstające bloki energetyczne mają coraz wyższą sprawność. Przykładem mogą być już powstałe bloki energetyczne w Pątnowie, Bełchatowie i Łagiszy czy inwestycje w Opolu, Jaworznie czy w Kozienicach. Trzeba podkreślić, że będą to bloki o najwyższej sprawności na świecie, bo wynoszącej 46 proc. netto. Musimy przy tym pamiętać, że każde 10 proc. podniesienia sprawności zmniejsza o 30 proc. emisję CO2.
Wspomniał pan, że w naszym kraju nie ma w zasadzie konkretnej polityki górniczo-energetycznej. Mamy wiele atutów jak choćby to, że mamy kwalifikacje, jesteśmy w trakcie budowy super sprawnych bloków i mamy potężne zasoby. Może wypadałoby się skupić na własnych interesach, a nie oglądać się na innych.
To także znalazło się w liście do pani premier Szydło. Sytuacja polityczna i gospodarcza Europy po wydarzeniach na linii Rosja-Ukraina-Europa, przypadku Grecji oraz fali imigrantów i uchodźców nie pozostawiła żadnych złudzeń, że każdy kraj Europy w pierwszej kolejności dba o własne interesy, a w drugiej kolejności zaczyna myśleć o interesach globalnych. Nasz kraj winien wyciągnąć strategiczne wnioski z tej sytuacji i zacząć dbać w pierwszej kolejności o interes Polski, a interes globalny przełożyć na drugi plan. Tu ponownie muszę podać przykład Niemiec, które niby grają w UE, ale drugą rurę gazociągu północnego, mimo sprzeciwu innych, budują. Jeżdżę po świecie i widzę różne rzeczy. Weźmy przykład Austrii, gdzie kłócili się przez lata politycy, samorządowcy, górnicy, ekolodzy, ekonomiści i Bóg wie kto jeszcze, które złoża węgla należy wykorzystać dla celów energetycznych w XXI w. W końcu ustalili tzw. strategiczne, które będą wykorzystywane. W Polsce nie istnieje spójna, racjonalna polityka surowcowa. Od 25 lat nie skonstruowano polityki ochrony złóż. Od 2009 r. ustalamy listę złóż strategicznych i nic nam nie wychodzi. Kolejna sprawa to rynek mocy. Budowane obecne nowe bloki energetyczne bez "opieki" nie mają prawa bytu. Dziś energetyka sprzedaje prąd elektryczny po 160 zł/kWh a nowe bloki przy chimerycznej pracy OZE, tj. z pracą 5000 godzin w roku, wymagają ceny za energię 250 -300 zł/kWh. Bez uregulowania kwestii, o których mówiłem wcześniej, nie można skonstruować racjonalnej Polityki energetycznej Polski. Dlatego właśnie musimy opracować swoją doktrynę górniczo-energetyczną. Musimy ją oprzeć na węglu kamiennym i brunatnym. Mogą tam także występować odnawialne źródła energii, ale tylko w przypadku, gdy będzie to uzasadnione ekonomicznie, bo nie możemy tak jak w Niemczech dopłacać rocznie do wiatraków 25 mld euro i mówić, że to jest fajne i piękne. Musimy pamiętać, że OZE jest chimeryczne. Przykład to sierpień 2015 r.: na 4500 MW energetyki wiatrowej pracowało 100 MW, przyczyna prozaiczna - brak wiatru. Dlatego podstawą musi być energetyka konwencjonalna i dopiero potem możemy się zabawiać z OZE. Nie może być odwrotnie. Dlatego apelujemy, żeby ponad podziałami politycznymi dogadać się i określić jasno rolę czarnego i brunatnego złota w polskiej energetyce.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Jeśli pan profesor tak kocha ten węgiel brunatny i kopalnie odkrywkowe, to niech zamieszka koło takiej kopalni a nie uprawia takiej miłości na odległość :-) Generalnie widzę, że im dalej od brunatnego syfu, tym więcej jego zwolenników.
Cóż (zaczynając jak przedmówca), energia ta JEST tania, ponieważ jest nasza - krajowa. O to chodzi w zaostrzeniach unijnych, aby uniemożliwić nam eksploatację. Dałoby to im nowego nabywcę ich energii, a nam dużo większe koszty i uzależnienie od innego/innych krajów. Jeśli mowa o przesiedleniach - tak to duży problem, szczególnie dla ludzi starszych. W zamian jednak ich dzieci i wnuki mogą mieć miejsca pracy i zarabiać, a oni przy porozumieniu - godziwe pieniądze za przesiedlenie.
Cóż, prof. Kasztelewicz pitoli o jakiś nieużytkach zaciemniając rzeczywistość. Dla niego problemem złoża Legnica jest budowana S3. Ale nie jest linia kolejowa Lubin-Legnica, fragment drogi krajowej 36 czy potrzeba wysiedlenia kilkunastu wsi. Pewnie chciałby, żeby niczym w poprzednim ustroju, za to zabrało się i opłaciło państwo. W wolnej chwili niech wpadnie do lansującego się ostatnio prof. Ściążki też z AGH, który twierdzi, że u nas energia jest za tania. Niech może ustalą jedną wersję.