Rozmowa z JANUSZEM OLSZOWSKIM, prezesem Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej.
Co pan ma na myśli, mówiąc "polskie górnictwo węgla kamiennego"?
Górnictwo węglowe w Polsce to sektor, który daje ponad pół miliona miejsc pracy. W branży działają tysiące firm związanych z produkcją maszyn i urządzeń górniczych, z usługami dla górnictwa, funkcjonuje silne zaplecze naukowo-badawcze. Jak pokazują targi, sektor jest bardzo innowacyjny i należy w swojej kategorii do światowej czołówki. Naszym potencjałem są naukowcy, kadra inżynieryjno-techniczna, doświadczenie i bogate zasoby węgla. Z tych wszystkich powodów branża może i powinna funkcjonować w przyszłości. Nie wolno tego potencjału zmarnować.
Trudna sytuacja finansowa spółek węglowych jest związana z cyklem koniunkturalnym?
Na złą sytuację sektora ma wpływ wiele czynników, nie tylko dekoniunktura na rynkach węglowych. Niestety, cierpimy za grzechy popełnione w przeszłości. Największym jest to, że w naszym kraju nie potrafiliśmy stworzyć warunków przyjaznych dla funkcjonowania sektora węgla kamiennego. Szereg decyzji, które podjęto w ostatnich dwóch dekadach, przełożyło się wprost na ograniczenie konkurencyjności. Wskazać należy w szczególności na politykę fiskalną, politykę w zakresie Prawa pracy, jak również niektóre rygory Prawa geologicznego i górniczego. Aby sektor mógł w przyszłości dobrze funkcjonować, to oprócz działań restrukturyzacyjnych, które muszą być prowadzone wewnątrz spółek węglowych, musi się zmienić nastawienie do górnictwa.
W całej historii powojennej Polski górnictwo nie miało szczęścia do sprawiedliwego traktowania.
To prawda. Najpierw pracowało, aby odbudować kraj zniszczony po wojnie, później było dostarczycielem dewiz, dzięki którym mogła funkcjonować gospodarka, a w okresie transformacji w niemiłosierny sposób zostało wykorzystane do hamowania inflacji. Straty, które wówczas powstały, według mnie wpływają do dnia dzisiejszego na kondycję górnictwa. W ostatnich latach całkowicie poddaliśmy się polityce Unii Europejskiej, która zmierza wprost do likwidacji górnictwa węglowego na terenie UE i oparcia energetyki węglowej na surowcu z importu. Nie potrafimy się skutecznie przeciwstawić takim działaniom. Trzeba to zmienić, bo polskie górnictwo ma potencjał, daje miejsca pracy, napędza koniunkturę gospodarczą i wnosi wartość dodaną do PKB. Uważam, że muszą być podjęte działania specjalne, aby to górnictwo mogło przetrwać okres dekoniunktury. Oczywiście należy liczyć się z tym, że w takim kształcie, jak obecnie, górnictwo nie ma szansy na konkurencyjność. Zakłady, w których sczerpano złoża, lub te, w których eksploatacja jest bardzo droga i do tego niebezpieczna, będą stopniowo zamykane. Równocześnie jednak powinno się inwestować tam, gdzie węgiel można wydobywać w lepszych warunkach, gdzie koszty wydobycia są niższe i nie ma tak niekorzystnego oddziaływania na środowisko i powierzchnię jak pod gęsto zabudowaną infrastrukturą.
Państwowe spółki węglowe nie mają jednak pieniędzy na nowe projekty. Inwestorem może być jedynie kapitał prywatny. To symbol czasów?
Państwowe spółki nie mają pieniędzy na inwestycje, bo były bardzo skutecznie drenowane przy każdej okazji. W ostatnich kilkunastu latach nie zauważyłem żadnego działania, które spowodowałoby ograniczenie fiskalizmu, a przez to wpłynęło na zmniejszenie kosztów produkcji. Wręcz przeciwnie. Z każdej strony wyciągają się ręce, żeby dostać od górnictwa jak najwięcej pieniędzy. Dużą szansą dla nowych projektów są inwestorzy zewnętrzni, nie tylko prywatni, tylko trzeba im stworzyć stabilne warunki. Kto wyłoży pieniądze, nie wiedząc, jaka będzie polityka państwa wobec branży za dwa, pięć czy dziesięć lat? Przecież polityka gospodarcza polega m.in. na stworzeniu przez państwo, które czerpie zyski z dobrze prosperujących firm, warunków do działalności.
Analizy naukowe wskazują, że dla węgla, jako taniego surowca energetycznego, przez najbliższe dziesięciolecia nie ma alternatywy.
Zarówno w Unii, jak i poza nią większość konkurencyjnych dla węgla nośników energii jest obecnie znacząco dotowana. Węgiel pozostanie najtańszym nośnikiem energii, jeśli politycy nie będą zaburzać praw rynkowych. Poszczególne kraje członkowskie UE powinny wybierać takie miksy energetyczne, które są dla nich najbardziej korzystne. Niech Francuzi wspierają atom, Niemcy energię odnawialną, a my to, co mamy, czyli węgiel kamienny i brunatny. Daleki jestem od tego, żeby sądzić, że węgiel w najbliższych dekadach nadal będzie zabezpieczał 90 proc. krajowego zapotrzebowania na energię. Jego udział w miksie będzie malał, jednak praktycznie wszystkie prognozy, zakładające nawet najbardziej restrykcyjną politykę UE, pokazują, że węgiel nadal będzie miał duże znaczenie. Pozostaje pytanie, czy to będzie węgiel wydobywany na terenie Unii, czy surowiec sprowadzany z zewnątrz. Powinniśmy sobie na to pytanie odpowiedzieć.
Aby obronić węgiel na arenie unijnej, potrzebna jest zdecydowana postawa państwa.
Do tego nasze państwo powinno zabiegać o stworzenie koalicji, gdyż pojedynczy głos nie jest w stanie nic zdziałać. Powinniśmy wszcząć taką inicjatywę tym bardziej, że w Unii jest wiele krajów, w których węgiel kamienny i brunatny jest ważnym paliwem. Politykę antywęglową prowadzi zaledwie kilka państw, które bez węgla mogą się obyć.
Ich głosy jednak dominują w przekazie informacyjnym. Ani społeczeństwa, ani media nie są przychylne węglowi, traktując go jako paliwo zacofane i brudne.
Górnicza Izba Przemysłowo-Handlowa robi wszystko, żeby odkłamywać prawdę o węglu, jednak jesteśmy na to zbyt słabi. W ciągu ostatnich lat obserwujemy zmasowaną kampanię antywęglowa, prowadzoną nie tylko na terenie Polski i UE, ale w wymiarze globalnym. Finansowana jest ona przez podmioty zainteresowane pozbyciem się węgla, a jej budżet to setki milionów euro. Żeby przeciwstawić się takim działaniom lub chociaż sprostować nieprawdziwe informacje, musielibyśmy sfinansować kampanię prowęglową na podobną skalę. Jak jednak wygospodarować pieniądze na akcje informacyjne, gdy nie ma na wynagrodzenia dla pracowników?
Gdyby górnictwo w Polsce przestało istnieć, co państwo zrobi z 500 tys. bezrobotnych?
Nie mogę zrozumieć, dlaczego instytucje państwowe do tej pory nie wykonały tego typu analiz. Nie wiadomo, jakie będą skutki dla gospodarki, jeżeli branża lub jej część upadnie. Jakie będą ubytki dochodów publicznych, jak zmniejszą się wpływy do budżetu państwa i budżetów samorządów lokalnych, jakie będą skutki patologii, które rodzą bezrobocie. Nie ma woli politycznej, żeby taki rachunek sporządzić. Zlecane są natomiast analizy mające wykazać, że to państwo dopłaca do górnictwa. Niektórzy ich autorzy, nie mogąc obalić prostego rachunku, z którego wynika, że branża więcej wnosi do budżetu niż z niego dostaje, chwytają się tak karkołomnych sztuczek, jak wliczanie w rachunek zysków i strat górnictwa dopłat do systemu emerytalnego. Rentowności żadnej branży nie można analizować w ten sposób, bo dałoby się wykazać, że przy polskim systemie ubezpieczeń emerytalnych każdy sektor gospodarki jest nierentowny!
Pomiędzy 2000 a 2014 rokiem z budżetu państwa finansowana była likwidacja kopalń, renty wyrównawcze i wypompowywanie wody z kopalń zlikwidowanych. Jeden raz kopalnie otrzymały 400 mln zł na inwestycje początkowe.
Jeżeli przeanalizujemy rzeczywistą pomoc publiczną dla branży i środki generowane przez górnictwo, to okaże się, że bilans jest dla sektora korzystny. Gdyby wziąć dodatkowo pod uwagę wszystkie przedsiębiorstwa pracujące na rzecz górnictwa, które odprowadzają podatki i utrzymują setki tysięcy miejsc pracy, to — abstrahując od przepisów unijnych - na pewno okazałoby się, że bardziej opłacałoby się dotować wydobycie węgla, niż ponosić koszty likwidacji kopalń.
Samorządy lokalne powinny decydować o zagospodarowaniu zasobów?
Jeżeli chodzi o strategiczne surowce państwowe, a do nich zaliczamy surowce energetyczne, w żadnym wypadku samorządy lokalne nie powinny mieć wpływu na decyzje o ich wykorzystaniu. Zasoby powinny być chronione, a decyzje o ich poszukiwaniu i eksploatacji powinny zapadać na szczeblu centralnym. Obserwując zachowanie niektórych gmin górniczych, widzę wyłącznie roszczeniowe podejście do górnictwa. Dzisiaj, kiedy upadłość zagląda w oczy wszystkim spółkom węglowym, gminy górnicze dalej chyba nie zdają sobie sprawy z powagi sytuacji. Może warto byłoby się zastanowić, czy czasowo nie zrezygnować z części podatków lokalnych, aby branża mogła przetrwać. Takich inicjatyw niestety nie ma, za to znów pojawiają się próby zwiększenia zakresu opodatkowania majątku kopalń, który znajduje się pod ziemią.
W ogłoszonym przez rząd "Programie dla Śląska" mocny nacisk położono na rozwój nowoczesnych technologii wykorzystania węgla. Czy to właściwa ścieżka?
Tego typu badania i prace powinny być oczywiście prowadzone, ale nie ma żadnej pewności, że węgiel, który ma być w przyszłości poddany zgazowaniu, upłynnianiu czy innej chemicznej przeróbce, będzie pochodził z polskich kopalń. Dlatego na tę część "Programu dla Śląska" spoglądam z mieszanym uczuciami. Nasza Izba brała udział w pracach nad projektem "Programu" w zakresie dotyczącym poprawy sytuacji firm z otoczenia górnictwa. Początkowo miał się w nim znaleźć odrębny rozdział, poświęcony wsparciu wspomnianych podmiotów, jak się jednak okazało, w ostatecznej wersji z niego zrezygnowano. Praktycznie w całości jest on skierowany na tworzenie nowych miejsc pracy dla zwalnianych pracowników, zapomniano natomiast o ochronie istniejących miejsc pracy w firmach działających w otoczeniu branży. Bardzo ubolewam, że praktycznie żadne z proponowanych przez nas konkretnych rozwiązań nie zostało uwzględnione.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.