Rząd Niemiec zrezygnował z nakładania karnych opłat klimatycznych na elektrownie węglowe. Zamknięte zostaną najstarsze i największe bloki opalane węglem bruntanym, ale pozostałe siłownie nie poniosą obciążeń, przeciwko którym od początku roku protestowała branża energetyczna głównie we wschodnich landach.
Do kompromisu wokół pakietu klimatycznego doszło bez rozgłosu nocą ze środy na czwartek w pierwszych dniach lipca. Jak informuje portal Deutsche Welle, kanclerz Angela Merkel (CDU), jej zastępca i minister gospodarki Sigmar Gabriel (SPD) i Horst Seehofer (CSU) postanowili zamknąć pięć najstarszych i najszkodliwszych dla środowiska elektrowni opalanych węglem brunatnym, których los był w zasadzie przesądzony już wcześniej.
Likwidacji ulegnie w każdej z elektrowni do 2700 MW mocy, ale siłownie wcale nie znikną. Będą czuwały w rezerwie i zostaną uruchomione, gdyby pojawiło się niebezpieczeństwo blackoutów w systemie energetycznym. Dla przykładu w najbardziej krytykowanej za zatruwanie środowiska elektrowni Niederaußem zamknięty ma zostać podobny tylko jeden blok.
Decyzja komentowana jest jako zwycięstwo branży weglowej i ustępstwo wicekanclerza Sigmara Gabriela, który miesiącami dążył do nałożenia wysokich opłat klimatycznych na energetykę węglową w związku z emisjami dwutlenku węgla. Przedsiębiorstwa energetyczne używające węgla musiałyby kupić dodatkowe uprawnienia do emisji, co - jak ostrzegały koncerny - skończyłoby się bankructwami i masowym bezrobociem na wschodzie Niemiec.
Do nieustępliwości do końca zagrzewali Gabriela klimatyści: - Rząd federalny musi przejąć odpowiedzialność za ochronę klimatu i podjąć decyzję o stopniowym odchodzeniu od węgla - mówiła w Berlinie ekspertka Greenpeace ds. energii Susanne Neubronner, którą cytuje portal dw.com.
Przeciwko dekarbonizacji w Niemczech zjednoczył się nie tylko sektor węglowy i energetyczny, ale też partie od lewa do prawa w tych landach, gdzie energetyka węglowa zapewnia miejsca pracy (Nadrenia-Północna Westwalia, Brandenburgia, Saksonia-Anhalt). Dla wiceklanclerza alibi stała się właśnie "obrona zagrożonych miejsc pracy".
Zieloni nie kryją wściekłości, nazwali wicekanclerza "klimatycznym Pinokiem". W decyzjach rządu dostrzegli "deklarację klimatyczno-politycznego bankructwa". Wiceszef klubu Zielonych w parlamencie Oliver Krischer ocenił też, że kanclerz Angela Merkel "definitywnie straciła wiarygdodność".
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Jak rozumiem Niemcy zostawiaja syf wzdłuż polskiej granicy a nasze lobby górnicze ogłasza, że to sukces.
Niemcy mogą a my oczywiście nie możemy. Polskę zdekarbonizują, a my będziemy kupować i prąd i węgiel od niemców. Taki mamy niestety rząd, który działa na niekorzyść polskiej gospodarki i bezpieczeństwa.
Zieloni to szkodniki i pasożyty bo żerują na naiwności ludzi. Działalność człowieka ma nie istotny wpływ na środowisko a z człowiekiem będzie jak z dinozaurami przyjdzie czas to zginie i będzie inna forma życia. Tego się nie da uniknąć tak jak tego że ziemia też umrze gdy słońce się zacznie dopalać.
Niemcy popatrzyli, że dzięki ekoterroryzmowi płacą coraz więcej za prąd. Policzyli sobie na potencjalne koszty dodatkowych obciążeń i postanowili dać tym "arbuzom" pstryczka w nos.
Komentarz usunięty przez moderatora z powodu braku związku z tematem.
Komentarz usunięty przez moderatora z powodu braku związku z tematem.
WIDZICIE ...SZKOPY JUŻ SOBIE ZAŁATWIŁY . CIEKAWE CZY NASZ RZĄD poPAPRAŃCÓW SIĘ ODEZWIE. JAK ZNAM ŻYCIE DALEJ BĘDĄ SRALI W GACIE PRZED SZKOPAMI I INNYMI LOBBY. NIE DAJMY SIĘ. POKAŻMY IM DRYGĄ "GRECJĘ". JAK TO SIĘ wARSZAWCE NIE PODOBA TO MY ŚLĄZACY WIEMY CO ZROBIĆ. KILOFY I DO wARSZAWY.