Warto dementować mit o zawyżaniu cen węgla przez sprzedawców - wylicza w rozmowie z Trybuną Górniczą WALDEMAR RASAŁA, wiceprezes zarządu ds. handlowo-rynkowych Katowickiego Holdingu Węglowego.
"Klient - nasz pan" to dewiza, którą z uporem odświeżał Pan jeszcze kilka miesięcy temu jako szef Zespołu Odbiorców Strategicznych KHW. Czy będzie też hasłem nowego wiceprezesa ds. handlowo-rynkowych?
- Nie jest tak, że byłem dyrektorem, przeniosłem się do gabinetu wiceprezesa i nagle olśniły mnie jakieś nowe koncepcje, które wcześniej ukrywałem! Pozytywnie przebrnąłem postępowanie kwalifikacyjne i dzięki temu możemy wraz z zespołem DHR kontynuować politykę sprzedaży, którą prowadziliśmy wcześniej. A hasło "klient - nasz pan", które nie jest odkrywcze, ale bywa zapominane, w KHW było od dawna podstawą Działu Handlowo-Rynkowego, którego zadaniem podstawowym jest sprzedaż węgla opałowego na rynki krajowy i zagraniczny. W strukturze sprzedaży oprócz tradycyjnych odbiorców z energetyki zawodowej i ciepłownictwa od 20 lat ważną rolę zajmuje sieć Autoryzowanych Sprzedawców. To dobra i znana marka: ponad 200 handlowców, 400 składów, ok. 2 mln t sprzedaży węgla rocznie, w tym 1,7 mln t węgla grubego i średniego, czyli najwyższej jakości produktu pochodzącego z kopalń KHW SA. Takiego, który na pewno nie leży na zwałach, bo popyt jest dużo większy niż podaż. Mamy z niego najwyższe korzyści finansowe.
Co do tych korzyści, krążą po Polsce pogłoski, że właśnie dilerzy skandalicznie zawyżają cenę węgla dla Kowalskiego, który kupuje go na składach w innych częściach kraju.
- To mit i zdecydowanie warto go dementować. Najlepiej przemówi prosta kalkulacja: dzisiaj węgiel gruby na bramie kopalni kosztuje przykładowo 545 zł netto. Zatem cena brutto dla każdego nabywcy - Autoryzowanego Sprzedawcy czy "Kowalskiego" - rośnie już tylko z tytułu podatku Vat do 670 zł za tonę. Ale oczywiście węgiel trzeba jeszcze dowieźć do składu lub odbiorcy. Koszt transportu zależy od odległości. Jeżeli węgiel pojedzie do Gdańska, tona zdrożeje od 100 do 120 zł. Niekiedy musimy doliczyć do tego akcyzę oraz koszt rozładunku. A przecież sprzedawcy należy się jeszcze jakaś marża. W sieci Autoryzowanych Sprzedawców jest ona kontrolowana przez Holding odpowiednimi zapisami w umowach, a przekroczenie jej spowodować może wykluczenie z grona Autoryzowanych Sprzedawców.
Ale pewnie niełatwo sprawdzić, po ile jest węgiel w Zbuczynie czy Kiełczówce?
- Otóż nie. Autoryzowany Sprzedawca ma obowiązek codziennie informować nas o aktualnej cenie sprzedaży węgla. Otwieramy wewnętrzną sieć internetową i widzimy, że wybrany sortyment węgla w danym składzie gdzieś w Polsce kosztuje tyle i tyle. W każdej chwili możemy to realnie sprawdzić i jeśli wykryjemy próbę oszustwa, mamy możliwość wyciągnięcia konsekwencji w stosunku do nieuczciwych sprzedawców. Mimo wielu zapisów w umowach, dyscyplinujących Autoryzowanych Sprzedawców, myślę, że zależy im na współpracy. Trzeba powiedzieć, że aby pozyskać ten najwyższej jakości produkt, jakim jest węgiel z KHW SA, często wnoszą za niego przedpłaty.
Jednak produkcja okazuje się dziś zbyt wielka. Czy ma Pan pomysł na przerzedzenie zwałów, na którym zalega węgiel energetyczny?
- Na pewno jednym z największych wyzwań będzie zlikwidowanie nadmiaru tego węgla na zwałach. Jest to priorytet. Wydaje się, że najbardziej naturalnym sposobem upłynnienia węgla byłoby sprzedanie go w najbardziej sprawdzonych kierunkach: na rynek krajowy oraz do Czech, Niemiec, Austrii, które leżą względnie blisko (logistyka). W ostatnich dwóch miesiącach sprzedaliśmy ze zwałów ok. 400 tys. t węgla energetycznego - to sporo.
Jednak zwałów nie należy traktować jako czegoś, co w ogóle nie powinno istnieć. Każda kopalnia powinna mieć taki odpowiednio duży zapas strategiczny węgla. Dlaczego? Widać to np. po nieszczęściu w kopalni Mysłowice-Wesoła. Gdyby nie było tam zwałów węglowych, sprzedaż musiałaby całkowicie ustać. Dodatkowo gromadzenie węgla na zwałach kopalnianych pozwala na tworzenie mieszanek węgli lepszej i gorszej jakości. Takich, jakich żąda odbiorca. Zapas strategiczny węgla przy kopalniach, podobnie jak magazyn zapasów innych produktów, musi pozostać. Zresztą w KHW zwały nie są aż tak monstrualne ze względu na naszą elastyczność wydobycia. Dążymy do ideału: wydobywajcie tyle węgla, ile potrzeba i można sprzedać.
Ponieważ od niedawna wszyscy w Polsce znają się na górnictwie, jedna z mądrości głosi, że warto sprzedawać ze stratą, byle tylko sprzedać... Na przykład na Ukrainę?
- Takich pomysłów w KHW nie było i nie będzie. Jeżeli już mamy handlować, to zgodnie z zasadą, żeby nie ponosić strat. Dylemat, czy lepiej sprzedawać, czy trzymać na zwałach, rozwiązywany jest na bieżąco, zgodnie z rachunkiem ekonomicznym. Na pewno nie będziemy pozbywać się węgla za wszelką cenę. A co do Ukrainy - z dużej chmury mały deszcz, ale może i na nas trochę skapnie... Prowadzimy intensywne rozmowy z odbiorcami węgla z tego kierunku. Nie będą to jednak miliony ani setki tysięcy ton.
Często słyszy się komentarze, że węgiel z importu jest w portach ARA tak tani, a koszty wydobycia w polskich kopalniach głębinowych na tyle wysokie, że planowanie sprzedaży naszego węgla jest marzeniem ściętej głowy. I lepiej dać sobie spokój z wydobyciem.
- Odpowiem krótko: proszę przejrzeć wyniki KHW za 2013 r. Zysk może niewielki, ale można było przy nim utrzymać stanowiska pracy dla ok. 17 tys. ludzi. Proszę policzyć, ile to rodzin, ile podatków publicznych i opłat do budżetu! Nigdzie na świecie nie istnieje przewidywalne górnictwo. Na przykład w tym roku również mówilibyśmy o podobnym wyniku jak w 2013 r., gdyby nie katastrofa w Mysłowicach-Wesołej, która pokrzyżowała nieco plany wydobywcze. A jest to, jak wiemy, jedna z największych kopalń, produkująca poszukiwany na rynku węgiel.
Jak w fotelu prezesowskim czuje się ktoś, kogo przyjaciele znają jako autora tekstów piosenek, komponującego własne utwory?
- Moja kariera zawodowa jest chyba typowa. Po technikum i wyższych studiach w Gliwicach 20 lat przepracowałem jako górnik w kopalni Wujek, od najniższego szczebla aż do szefa przeróbki. Od 14 lat w Biurze Zarządu KHW byłem zastępcą, potem dyrektorem ds. sprzedaży. Cóż, na szczęście praca to nie jest dla mnie jedyna rzecz w życiu... Kocham też narty, pisanie i muzykę. Materiał na trzecią płytę jest gotowy, jeśli czas pozwoli, to spróbuję ją wydać... Mam świadomość, że stanowiska nie są wieczne. Przychodzi się i odchodzi. Ale decyzje trzeba podejmować jak w piosence, którą śpiewa Mrozu: "Bo jak nie my, to kto?"...
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.