Jechałem kiedyś z rodziną nad morze. W tym samym kierunku podążało auto dostawcze na naszych "blachach", całe wyładowane workami z węglem. Nietrudno było się domyślić, że ten węgiel pochodził z biedaszybów - opowiada 50-letni Jan z Wałbrzycha.
Biedaszyby najczęściej kojarzy się z tym miastem. Jednak masowe, nielegalne wydobywanie węgla w ten sposób swój początek miało na Górnym Śląsku w okresie kryzysu gospodarczego w latach 1929-1933. Kryzys blisko 70 lat później dopadł także Wałbrzych, kiedy masowo zamykano kopalnie.
- Pierwsze lata po likwidacji górnictwa były spokojne, bo górnicy dostali odprawy. W pewnym momencie odprawy się skończyły i wtedy zaczęło się kopanie. Pierwsze biedaszyby w Wałbrzychu pojawiły się mniej więcej w roku 2002. Prawdziwy "boom" miał jednak miejsce w latach 2002-2006. Wtedy nielegalnym wydobyciem zajmowało się od 2 do 3 tys. osób. W tej chwili można mówić, że kopie od 50 do 100 osób - wyjaśnia Kazimierz Nowak, komendant Straży Miejskiej w Wałbrzychu.
Za węgiel do więzienia?
Kwestie kopania w biedaszybach reguluje Prawo geologiczne i górnicze. Nielegalne wydobywanie kopalin jest traktowane jako wykroczenie. Moim zdaniem to złe rozwiązanie. W Wałbrzychu były podejmowane próby przekwalifikowania tego czynu i uznania go za przestępstwo. Niestety, nie udało się - wyjaśnia Nowak, który dodaje, że osoby zatrzymane przy kopaniu otrzymują karę grzywny. O jej wysokości decyduje sąd. Nie może ona jednak przekroczyć 5000 zł.
- Z tak wysokimi grzywnami jeszcze się nie spotkałem - mówi komendant i podkreśla, że przestępstwem jest uznawana za paserstwo sprzedaż węgla pochodzącego z biedaszybów. - W mediach pojawiały się informacje, że za kopanie węgla ludzie szli do więzienia. Zgadza się, trafiali do aresztów, ale to był skutek niezapłaconych grzywien - wyjaśnia komendant.
Gdzie się kopie i jak się kopie?
Wałbrzyska Straż Miejska wraz z policją od wielu już lat systematycznie sprawdza tereny, gdzie funkcjonują biedaszyby.
- W Wałbrzychu jest kilka miejsc, gdzie wydobywany jest węgiel. Jest to dzielnica Stary Zdrój, a konkretnie okolice ulic Bałtyckiej, Starej, Pułaskiego. Ponadto biedaszyby znajdują się w dzielnicy Sobięcin, przy ulicach Sportowej, 1 Maja, Kosteckiego, Reja i Wysockiego. Węgiel kopie się także na terenach sąsiednich gmin - wylicza Nowak, który zdradza też jak wygląda nielegalna eksploatacja.
- Na początku drążono poziome wyrobiska, bo węgiel zalegał bardzo płytko. Wystarczyło odkopać ok. 1 m na stromej powierzchni i już można było iść pokładem węgla w poziomie. Takie wyrobiska funkcjonowały przez kilka lat do czasu, gdy węgiel płytko zalegający się skończył. W tej chwili technologia jest inna. Kopie się pionowe szyby, a eksploatacja opiera się na wybraniu tego, co znajdzie się w pionie. Ewentualnie, jeśli natrafi się na wysoki pokład, po dojściu do niego kopane są poziome chodniki.
Byli górnicy i żółtodzioby
W górnictwie mówi się dużo o luce pokoleniowej. Co ciekawe, problem ten dotknął też "kopaczy".
- Na początku w proceder ten zaangażowali się byli górnicy. Było to widać po sposobie prowadzenia eksploatacji. Mogę to stwierdzić, bo 10 lat pracowałem pod ziemią w kopalni Thorez. Wyrobiska te były profesjonalnie zabudowane. Niejednokrotnie oświetlone i wyposażone w systemy wentylacji.
Szef Straży Miejskiej zaznacza, że z upływem lat zmieniła się "kadra" w biedaszybach, co odbiło się na technologii wybierania węgla.
- Młodsi, niedoświadczeni ludzie w coraz mniejszym stopniu przykładali wagę do bezpieczeństwa. To zaczęło skutkować wypadkami. Takich zdarzeń było naprawdę sporo, w tym siedem śmiertelnych w minionej dekadzie.
Biedaszyb w garażu
Zagrożeń jest więcej. Dziury głębokie na 10-15 m znajdują się najczęściej na terenach leśnych. Kopacze maskują je gałęziami, liśćmi i innymi przedmiotami, które są pod ręką. Tak prymitywnie zabezpieczone otwory mogą być pułapką dla zwierząt, ale przede wszystkim dla ludzi, którzy tam spacerują.
- Jeżeli znajdujemy biedaszyb, od razu przystępujemy do jego zasypania. Wcześniej sprawdzamy, czy w tych wyrobiskach nikt nie przebywa. Robią to wyszkoleni strażacy z grupy, która została stworzona w tym właśnie celu - opowiada Nowak, który dodaje, że zdarzały się przypadki, kiedy pracownicy służb w o obawie o własne życie nie chcieli wchodzić do biedaszybów.
Jak się okazuje, ludzka kreatywność nie zna granic. Przekonuje o tym pan Jan. - Słyszałem o przypadkach, kiedy biedaszyby powstawały na prywatnych posesjach pod osłoną blaszanych garaży. Niektóre z biedaszybów miały ponoć po 40 metrów głębokości, a pod ziemią znajdowano potężnych rozmiarów wyrobiska.
Kto kupuje?
- W Wałbrzychu węgiel, który był i który jeszcze jest, to węgiel koksujący. On praktycznie nie nadaje się do palenia w piecach, ponieważ jest wysokokaloryczny. Mieszkańcy naszego miasta przekonali się o tym i raczej nie kupują tego węgla - zaznacza komendant Nowak.
Niektórzy jednak są do tego zmuszeni.
- Nie będę kłamał, bo praktycznie co zimę kupuję parę worków tego węgla. Nie stać mnie na inny, a muszę czymś ogrzewać mieszkanie. Nie pali się to jakoś super, ale ciepło jest - zaznacza pan Robert, który pracuje w ochronie zlikwidowanej kopalni.
- Powiem tyle, że ja sam bym do takiej dziury nie wlazł, ale ludzie próbują jakoś przetrwać.
W galerii: Biedaszyby w Wałbrzychu (zdjęcia pochodzą z archiwum wałbrzyskiej Straży Miejskiej)
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Komentarz usunięty przez moderatora z powodu złamania regulaminu lub użycia wulgaryzmu.
polska gospodarka zawsze prędzej czy poźniej kończy w biedaszybach