Mołdawia chce zbudować interkonektor gazowy z Rumunią, by uniezależnić się od dostaw gazu z Rosji. Może być to jednak trudne z uwagi na opór Gazpromu, który kontroluje mołdawskie gazociągi i może torpedować projekt - wynika z raportu Ośrodka Studiów Wschodnich.
Mołdawia nie ma własnych źródeł gazu - 100 proc. zapotrzebowania pokrywane jest dzięki dostawom Gazpromu za pomocą gazociągu biegnącego przez Naddniestrze. W dodatku w ostatnich latach Rosjanie znacznie podnieśli ceny surowca - w 2005 roku kraj płacił za 1 tys. m sześc. rosyjskiego gazu ok. 80 dolarów, a w roku 2012 już 382 dolary.
Dlatego Kiszyniów chce zbudować interkonektor Jassy-Ungheni, który docelowo połączy mołdawską i rumuńską sieć gazociągową. Budowę rozpoczęto w sierpniu 2013 roku.
Autor raportu OSW Kamil Całus uważa jednak, że wbrew deklaracjom mołdawskich i rumuńskich polityków, interkonektor Jassy-Ungheni do końca bieżącej dekady nie zapewni Mołdawii niezależności od rosyjskiego gazu. "Po pierwsze ze względu na konieczność budowy gazociągu z Ungheni do Kiszyniowa i stacji kompresyjnej, co zajmie co najmniej pięć lat i będzie wymagało znaczących nakładów inwestycyjnych. Po drugie z uwagi na opór Gazpromu, który kontroluje mołdawskie gazociągi i prawdopodobnie będzie próbował torpedować projekt dywersyfikacji" - pisze.
Zdaniem eksperta teoretycznie dzięki dostępowi do rumuńskiej sieci przesyłowej Mołdawia mogłaby kupować gaz z Rumunii, Węgier lub innych państw UE, z którymi połączone są rumuńskie systemy gazociągowe. Wydaje się jednak mało prawdopodobne, aby dystrybucja jakiegokolwiek nierosyjskiego gazu za pomocą mołdawskich gazociągów była obecnie w ogóle możliwa. Mołdawska sieć przesyłowa oraz dystrybucyjna, będąca własnością Moldovagaz, kontrolowana jest w rzeczywistości nie przez władze w Kiszyniowie, lecz przez głównego akcjonariusza spółki - Gazprom.
- Jest niemal pewne, że rosyjski monopolista będzie starał się chronić zarówno własne, jak i rosyjskie interesy poprzez utrudnianie lub blokowanie ewentualnego importu nierosyjskiego gazu do Mołdawii - uważa ekspert.
Jego zdaniem możliwość realnego uniezależnienia się od dostaw rosyjskiego gazu pojawi się dopiero po ewentualnym podziale kontrolowanego przez Gazprom Moldovagazu. Podział firmy przewiduje III pakiet energetyczny, którego wdrożenie zaplanowano na 2020 rok. Mołdawia zobowiązała się do wdrożenia III pakietu energetycznego, przystępując w 2010 roku do Wspólnoty Energetycznej.
Osobnym problem jest planowana przepustowość nowego gazociągu. Docelowo ma umożliwiać transport ok. 1,5 mld m sześc. gazu rocznie, co wystarczyłoby dla całkowitego zaspokojenia potrzeb energetycznych Mołdawii (bez Naddniestrza). Uzyskanie takiej przepustowości wymaga jednak budowy nowej stacji kompresyjnej oraz wybudowania 120-kilometrowego odcinka gazociągu prowadzącego z Ungheni bezpośrednio do Kiszyniowa - mołdawska stolica wykorzystuje 50-60 proc. zużywanego w kraju gazu. Do tego czasu interkonektor będzie w stanie pracować jedynie z ok. 10-procentową wydajnością i pozwoli na zaopatrzenie w gaz jedynie okolic miasta Ungheni oraz znajdującej się w nim wolnej strefy ekonomicznej.
- Szacuje się, że budowa stacji kompresyjnej oraz gazociągu łączącego Ungheni ze stolicą kosztować będzie odpowiednio 20 i 170 mln euro i zajmie łącznie około 5 lat. W chwili obecnej nie wiadomo jednak, skąd Mołdawia pozyska tak duże środki na realizację tych inwestycji. Wstępnie pomoc zapowiedział w imieniu Komisji Europejskiej (komisarz UE ds. energii - PAP) Guenther Oettinger, ale nie ma pewności, czy UE lub inne organizacje międzynarodowe zgodzą się pokryć większość kosztów. Na ostateczną przepustowość gazociągu wpływ będzie miał również stan infrastruktury po stronie rumuńskiej, która obecnie także wymaga rozbudowy - wskazuje ekspert.
Mołdawia jest ważnym krajem tranzytowym, przez który rosyjski gaz dociera m.in. do Turcji, Rumunii, Bułgarii oraz Grecji.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.