Zdaniem Janusza Olszowskiego, prezesa Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej, górnictwo nie może funkcjonować w oderwaniu od ekonomii, z tym że ta ekonomia powinna być kreowana nie tylko na poziomie spółek węglowych, ale winna być wypadkową rachunku zysków i strat na poziomie makroekonomicznym.
- W przypadku polskiego górnictwa w tym rachunku powinny być uwzględnione koszty likwidacji kopalń przynoszących faktycznie straty i powinno się wziąć pod uwagę poziom dochodów publicznych, które będą uzyskiwane w wyniku zaprzestania produkcji. Uwzględnić należy także tzw. koszty społeczne, związane z likwidacją miejsc pracy, i koszty pośrednie z tym związane, koszty upadku firm, które produkują na rzecz górnictwa - uważa Janusz Olszowski, który stawia także tezę, że być może do kopalń bardziej opłacałoby się dopłacać, niż je likwidować.
Zatrzymajmy się przy kosztach związanych z zatrudnieniem. Ile kosztowałoby stworzenie nowych miejsc pracy dla pracowników kopalń? Według danych Ministerstwa Gospodarki pod koniec 2012 r. w kopalniach węgla kamiennego pracowało 113 256 osób. Koszty utworzenia nowego miejsca pracy są bardzo różne, w zależności od branży, której proces ten dotyczy. Dla stworzenia tego porównania posłużę się danymi Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, dotyczącymi maksymalnej, udzielanej pracodawcy refundacji kosztów wyposażenia lub doposażenia stanowiska pracy dla bezrobotnego. Obecnie maksymalna kwota, o którą można się ubiegać na ten cel, wynosi do 600 proc. przeciętnego wynagrodzenia, co wynosi 22 141,80 zł. Przemnażając ją przez liczbę zatrudnionych w kopalniach węgla kamiennego, uzyskujemy kwotę przekraczającą 2,5 mld zł. Dodajmy, że nie ma żadnej pewności, czy te miejsca pracy byłyby produktywne i jak długo można by było je utrzymać.
Czarne miliardy do budżetu
Oprócz zapewnienia bytu ponad 113 tys. rodzin i kolejnym setkom tysięcy, które pośrednio zarabiają na życie dzięki górnictwu, branża zasila co roku budżet państwa i budżety lokalne sporym zastrzykiem finansowym. Łączne zobowiązania trzech największych spółek węglowych z tego tytułu w 2012 r. wyniosły ponad 7 mld zł, rok wcześniej podatki i opłaty zamknęły się kwotą 8,5 mld zł. Dodać trzeba, że górnictwo odprowadza te zobowiązania terminowo i w pełnej wysokości.
Tylko w przypadku Kompanii Węglowej ubiegłoroczne zobowiązania z tytułu podatków i opłat wynosiły 4,2 mld zł. Największą pozycję, 1,83 mld zł, stanowiły należne płatności wobec ZUS. Dodatkowo spółka odprowadziła do ZUS 169 mln zł zobowiązań restrukturyzowanych. Kolejne pod względem wielkości miejsce zajmują wpłaty z tytułu podatku od towarów i usług. W skali Kompanii w 2012 r. VAT wyniósł niemal 1,288 mld zł, ponad 440 mln zł wyniósł podatek dochodowy od osób fizycznych, prawie 119 mln zł podatek dochodowy od osób prawnych, a 76 mln zł podatki: od nieruchomości, rolny i leśny. Obowiązkowa wpłata z zysku, dotycząca jednoosobowych spółek Skarbu Państwa, stanowiła 61 mln zł, wpłata na Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych 57 mln zł, a opłata za gospodarcze korzystanie ze środowiska prawie 44 mln zł. Niemal 55 mln zł pochłonęła opłata eksploatacyjna. Nową pozycją wśród podatków i opłat była w 2012 r. akcyza, która w wypadku Kompanii wyniosła 54,3 mln zł.
- Sądzę, że z punktu widzenia interesów branży regulatorzy powinni mieć na uwadze granice efektywnego opodatkowania. Przy ok. 11 mld przychodów ze sprzedaży 4 mld płacimy w różnego typu podatkach i obciążeniach. To zdecydowanie ogromna kwota - uważa Joanna Strzelec-Łobodzińska, prezes Kompanii Węglowej.
Wysokość podatków odprowadzanych przez branżę poraża nie tylko kwotowo. Górnictwo jest chyba jedyną branżą, która płaci podatki z 14 różnych tytułów.
Potrzebny impuls
To truizm, że węgiel kamienny jest i przez kolejnych 30 lat będzie z pewnością podstawą bilansu energetycznego Polski. Rzadziej artykułowany jest fakt, że koszty dostosowania technologii spalania paliwa do wymogów klimatycznych Unii Europejskiej przeniesione zostały na barki przedsiębiorców. W opinii Jarosława Zagórowskiego, prezesa Jastrzębskiej Spółki Węglowej, poprzez wprowadzane regulacje rząd ma istotny wpływ na to, co będzie się z węglem działo w przyszłości.
- Obecne regulacje rozchwiały system energetyczny. Natworzono różnego rodzaju preferencji do tego, żeby spalać polskie lasy, spalać gaz z rosyjskiej rury, natomiast nie ma żadnego wsparcia rządu dla spalania węgla. A przecież węgiel można spalać dużo lepiej, dużo bardziej efektywnie, podnosząc sprawność systemów energetycznych. W ramach obowiązujących regulacji doprowadziliśmy do tego, że energetyka polska zaprzestała inwestować w energetykę opartą na węglu - twierdzi prezes.
To prawda, że UE nie dopuszcza udzielania pomocy publicznej na produkcję węgla, może jednak warto upomnieć się o pomoc państwa na przemysłowy rozwój czystych technologii węglowych?
Takie wsparcie, zarówno systemowe, jak i finansowe, otrzymują przecież inwestycje oparte na odnawialnych źródłach energii. Najistotniejszym jest wdrożenie do polskiego systemu prawnego instrumentu w postaci obowiązku uzyskania i przedstawienia do umorzenia świadectw pochodzenia lub obowiązku uiszczania opłaty zastępczej, czyli tzw. mechanizm zielonych certyfikatów. Obowiązkiem tym zostały objęte m.in. przedsiębiorstwa energetyczne zajmujące się wytwarzaniem energii elektrycznej lub jej obrotem i sprzedające energię elektryczną odbiorcom końcowym. Istotnym uzupełnieniem tego mechanizmu jest obowiązek zakupu przez sprzedawcę z urzędu całej energii elektrycznej wytworzonej w OZE przyłączonych do sieci dystrybucyjnej lub przesyłowej, znajdującej się na terenie obejmującym obszar działania tego sprzedawcy, po średniej cenie sprzedaży energii elektrycznej w poprzednim roku kalendarzowym. Nie bez znaczenia jest także wsparcie finansowe dla OZE, częściowo pochodzące ze środków unijnych. Jednym z kilku źródeł wsparcia jest Program Operacyjny Infrastruktura i Środowisko na lata 2007-2013, z którego na energetykę przeznaczono 1,7 mld euro. Wdrożeniu jednolitego i czytelnego wsparcia dla producentów zielonej energii służyć będzie przygotowywana w MG ustawa o odnawialnych źródłach energii, która prawdopodobnie wejdzie w życie w 2014 r.
- Obecna polityka państwa i UE doprowadzi do tego, że kraj, który jeszcze niedawno szczycił się niezależnością energetyczną, za chwilę skutecznie uzależnimy od dostaw energii z innych państw, m.in. z elektrowni atomowej w Kaliningradzie - przestrzega Jarosław Zagórowski, który nie jest w swoich obawach odosobniony.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
To ze bedziemy importowac energie elektryczna, to jest jasne, jak słonce na niebie. Zrezygnowano z budowy trzech blokow weglowych, czyli Tusk wykonuje dyrektywy Merkel. No i ten Kaliningrad. Zagorowski ma obawy, ja mam pewnosc, ze bedziemy importerem. Kiedys bylismy najwiekszym producentem cukru, dzis go kupujemy za granica. Tusk ma jedno zadanie: zwinąć państwo polskie, a my mamy byc niewolnikami we własnym kraju
i z jesnej kopalni maja tyle kasy a kopaln na slasku jest kilkadziesiąt wiec ja się pytam dzie sa te pieniądze bo slysze samo biadolenie a ludzi zalewa krew i woda z czech bo kasy w warszawie braklo na uregulowanie wisly i innych rzek jesdnym słowem złodzieje
Zamiast wziąć się za robotę to wolą biadolić.
wszystko prawda, tylko co z tego jak Donald tego nie czyta, bo gra w piłkę z kolegami ministrami, a Jaro siedzi przy świętej brzozie. Co dalej?