Deliberowanie o tym, że mamy go tyle, iż rychłe uniezależnienie się od Gazpromu, na fikcję zakrawa. I stwierdza to dziennikarz, a nie ekspert, choć nasz redakcyjny współpracownik Adam Maksymowicz nawet ekspertom radzi milczeć, o ile tylko nie prezentują postawy "jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej".
Pan Maksymowicz pisze w tekście "Gaz łupkowy to fikcja?" o kimś, kto ma inny od urzędowego, pogląd na sprawę:
"Tak kategoryczne stwierdzenia napawają smutkiem, gdy wypowiada je ekspert. Każą one zastanowić się, czy naprawdę wypowiada je ekspert, czy tylko zawiedziony dotychczasowymi pracami obywatel, który o tego rodzaju poszukiwaniach gdzieś tam słyszał i coś tam tylko wie na ten temat. Można się zgodzić z tym, że media i politycy problem gazu łupkowego rozdmuchali do rozmiarów niemających żadnego pokrycia w praktyce".
Po pierwsze. Jako zawiedziony obywatel, uważam, że tak jak Adam Maksymowicz ma prawo krytykować punkt widzenia eksperta, tak ekspert ma prawo taki przedstawiać. I obywatel również. Takie zasady obowiązują już, mniej więcej, od dwudziestu paru lat.
Trudno dziennikarzowi
zgodzić się, że media mają swój udział wrozdmuchaniu pobożnych oczekiwań. Sugerowałbym, by Adam Maksymowicz uświadomił był sobie, że to politycy wykreowali ogromne nadzieje związane z gazem z łupków, a nie dziennikarze. Hasła-mantry, że gazu jest tyle, iż jak go zaczniemy wydobywać, to Polsce starczy go na trzysta lat, nie wymyślił dziennikarz, ale polityk. Temu z kolei pewnie radosne szacunki podał na kartce geolog.
Nie odnoszę się do "zasad poszukiwań" wyszczególnionych w tekście Adama Maksymowicza, bo jako zawiedziony obywatel (i takich też w tej mierze reprezentujący) nie jestem władny jednoznacznie ich oceniać.
Wiceminister Piotr Woźniak
podczas sesji poświęconej gazowi łupkowemu, zorganizowanej w ramach V Europejskiego Kongresu Gospodarczego, nie uważa, że gdy trzy amerykańskie firmy odstąpiły (lub niebawem to uczynią) od poszukiwań gazu w Polsce, to zabrzmiał jakiś dzwonek alarmowy. Przecież te koncesje, które mieli - przeszły w ręce innych poszukujących. Jak w wojsku: sztuki się zgadzają.
W swoim tekście Adam Maksymowicz zapomina o tym, że Exxon, Marathon Oil i Talisman powiedzieli "Pa, pa Polsko!". Pierwszy gigant będzie wiercił w Rosji ze 100-procentową pewnością, że wywierci i zarobi, a nie wywalał miliardy na poszukiwania w Polsce, z nieznanym współczynnikiem powodzenia. Dwie następne firmy też chyba przeliczyły, że się przeliczyły w nadziejach na biznes łupkowy w Polsce. Albo Moskwa czymś zachęciła je do wycofania się z Polski.
Moim skromnym i nieeksperckim zdaniem, nie wiem czy Adam Maksymowicz je podzieli, jeśli z jakiegoś biznesu wycofuje się gigant światowych rozmiarów, to nie dlatego, iż jest taki dobry, bo chce bogactwo zostawić do podziału znacznie mniejszym.
Gwoli ścisłości
wspomnę tylko, że Amerykanie przestali być głodni polskiego gazu w łupkach, bo podobno polski rząd i wiceminister środowiska Woźniak nie chcą zagranicznych, a szczególnie amerykańskich inwestycji w poszukiwania gazu łupkowego. Tematu nie rozwijam, bo informacja o takiej postawie jest "z dobrych źródeł", przekazana "przez jedną z firm" do "ambasady kraju zainteresowanego wydobywaniem gazu łupkowego w Polsce". Czyli jedna baba drugiej babie...
Ale amerykańscy potentaci nie chcą zarabiać miliardów na naszym gazie, którego mamy tyle, że może nie starczy na trzy wieki, ale na pół z pewnością. I to jest fakt, którego nie można bagatelizować.
Takie fakty zinterpretuje każdy, kto zna się na polityce, nawet jeśli z wykształcenia jest kulturoznawcą (jak zbiczowany przez Adama Maksymowicza połajankami ekspert paliwowy Andrzej Szczęśniak): gorączka gazu łupkowego mija. O ile już nie minęła!
Adam Maksymowicz konkluduje:
"Mamy szansę wyrwania się spod dyktatu Gazpromu. Mamy szansę być samowystarczalni".
Bez udziału amerykańskich
lub innych zagranicznych firm, zbliżonych potencjałem do nafciarzy zza oceanu? Równie dobrze sami, bez udziału zagranicznych firm, możemy zbudować elektrownię jądrową.
Adam Maksymowicz stwierdza:
"Tymczasem gazowi giganci od poszukiwań wycofują się nie z tego powodu, że gazu tu nie ma, tylko dlatego, że warunki jego eksploatacji są nieobliczalne".
Nie bardzo wiem, co autor miał na myśli. Jeśli owe "nieobliczalne warunki" skutkują nierentownością całego przedsięwzięcia dla Exxona, to mają być zyskowne dla - na przykład - Orlenu? Możliwe, że dla giganta te maksimum 700 mld m sześc. (w skałach o połowę mniej zawierających gazów niż łupkach amerykańskich) to mały biznes, bo nie opłaca się inwestować dolara, by zarobić - po wielu latach - dwa centy. A czy taki rachunek kosztów będzie atrakcyjny dla PGNiG?
Polska opinia publiczna
a tym bardziej ci, którzy mają większą lub mniejszą wiedzę ekspercką, mają prawo do okazania niezadowolenia wobec postępów w poszukiwaniach gazu łupkowego. Proszę zwrócić uwagę na frazę "w poszukiwaniach". Bo żeby w Polsce było lepiej, żebyśmy wystawili do wiatru Gazprom i by (może nie za kilka lat) Polacy mieli wysokie emerytury dzięki sprzedaży gazu łupkowego, wpierw ten gaz trzeba znaleźć, a potem przemysłowo, czyli zyskowanie, eksploatować.
Jak można twierdzić, że Polska nadal może być gazową potęgą i trąbić w fanfary, skoro z 44 wykonanych odwiertów (w 18 przypadkach poddanych hydroszczelinowaniu) w czterech stwierdzono: jest dużo gazu, ale... Ale nadal nie wiadomo ile. Jeśliby wierzyć politykom, a szczególnie byłemu ministrowi skarbu (z wykształcenia, to archeolog), to za parę lat powinno ruszyć wydobycie łupkowego na skalę przemysłową. A juści!
Zakładam, że Adam Maksymowicz szefa ORLEN Upstream Wiesława Prugara uważa za eksperta w rzeczonej dziedzinie. Na wspomnianej kongresowej sesji podano taką obrazową wyliczankę... Otóż, aby ruszyć z przemysłowym wydobyciem łupkowego (2 mld m sześc. rocznie przy obecnym polskim zapotrzebowaniu na gaz wynoszącym ok. 15 mld m sześc.), trzeba byłoby wykonywać (na rozpoznanych złożach!) od 180 do 240 otworów. Żeby je wywiercić, trzeba byłoby mieć do dyspozycji od 45 do 60 mobilnych wiertni. Tymczasem w całej Europie jest ich 80, z czego 20 w Polsce. W USA mają 1,7 tys. Na koniec dodajmy, że koszt wykonania jednego odwiertu to ok. 15 mln dolarów!
To, że polskie firmy
szukające łupkowego, nie mają tyle kasy co amerykańscy nafciarze, którzy gaz zaczęli eksploatować po kilkunastu latach poszukiwań, nie przeraża Adama Maksymowicza i zwolenników tez, że lepiej na życie spoglądać z optymizmem, a nie z realizmem.
"Nie mając amerykańskiego kapitału, ani też tamtejszych możliwości technicznych musimy zakładać, że czas ten wydłuży się nam dwu-, a może nawet trzykrotnie. Jesteśmy zatem na początku drogi. Wszelkie krzyki, że to się nie uda zatem mało uzasadnione, zaś podobne wypowiedzi ekspertów - kompromitujące".
Na szczęście nie jestem ekspertem, jeno zdegustowanym obywatelem (lub dziennikarzem wyrażającym odczucia zawiedzionych obywateli) zatem to, co powiem, nie będzie dla mnie (dla nas) kompromitujące. A perspektywa, że dopiero po czterech, a może nawet sześciu dekadach powiemy do widzenia Gazpromowi (o ile będzie jeszcze istniał) jest mało urzekająca i takich tez nie chce się komentować.
Jeśli więc w realizację projekt pod nazwą "jak zarobić na gazie z łupków w Polsce" nie wejdą potężne koncerny, albo też nasi rodzimi poszukiwacze nie wezmą na to potężnych kredytów, to balon z gazem (łupkowym) z czasem okaże się sflaczały. Jak i nadzieje z nimi związane, które media tylko upowszechniły, a nie stworzyły. Może i oczekiwania byłyby mniejsze, gdyby do głosu dopuszczono ekspertów wątpiących w powodzenie przedsięwzięcia i Polskę na trzysta lat bogatą w gaz?
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.