Australijscy górnicy swoje wakacje spędzają na wyjazdach na ryby - oczywiście wypływa się na ocean, aby zarzucić wędkę, albo na wyprawach w głąb swojego kraju-kontynentu. Ostatnio modne stały się wypady za granicę, czyli za ocean. Dzieje się tak w znacznej mierze dzięki korzystnemu kursowi dolara australijskiego.
Loty za ocean a ostatnio oceaniczne rejsy (cruises), czyli kilkudniowe pobyty na statkach-pływających hotelach ze zwiedzaniem kilku wysp stały się sposobem Australijczyków na udany wypoczynek.
Cruises są organizowane m.in. przez firmę P&O, posiadającą kilka statków zarejestrowanych pod angielską bandera i zatrudniającą międzynarodową załogę (w tym i Polaków). Wynagrodzenia dla cudzoziemców są niższe od tych, jakie wypłaca się Australijczykom.
Wypoczynek na statkach różni się od tzw. normalnych wakacji. Statek to pływający hotel i ośrodek wypoczynkowy w jednym. Jedzenie i napoje są w cenie wycieczki, napoje wyskokowe - płatne. Jedzenia jest tyle, że trzeba z podjadaniem uważać, bo łatwo można złapać dodatkowe kilogramy. Można korzystać z restauracji z pełną obsługą i samoobsługowej restauracji oraz małego baru. Dla wybrednych gości na pokładzie statku są też restauracje płatne.
Na statku wycieczkowym nie tylko się mieszka, ale i aktywnie odpoczywa. Można popływać w basenach, pobiegać na górnym pokładzie, pograć w tenisa stołowego, spędzić czas w bibliotece, kasynie, nocnym klubie, skorzystać z sali gimnastycznej i siłowni zarazem.
Dla urozmaicenia powoli upływającego, w takich warunkach, czasu organizuje się także pokazy cyrkowe i występy teatralne, różne konkursy, kursy tańca, a nawet zawody w testowaniu... trunków. Organizatorzy rejsów cały czas dbają, aby pasażerowie się nie nudzili i wymyślają dla nich różne zajęcia jak np. tematyczne zabawy - przebieranie za piratów, kowboi czy wyspiarzy. Oczywiście, w sklepach na pokładzie statku można kupić stroje na tę okazję. Przeprowadzane są nawet aukcje obrazów.
Podczas rejsu można także zwiedzić kilka wysp. Jako uczestnik jednego z rejsów miałem okazje zwiedzić Numeę - stolicę Nowej Kaledonii, wysypy będącej terytorium francuskim. To jedne z nielicznych miejsc w świecie, gdzie nadal w użyciu są... franki francuskie. Zszedłem ze statku także na wyspę Lifou. Odwiedziłem Port Vila, stolicy maleńkiego państwa Vanuatu. Oczywiście te kilkugodzinne pobyty w portach pozwalały tylko na pobieżne poznanie miasta czy wyspy i na krótkie wycieczki, albo kąpiel w oceanie.
Statek Pacific Dawn, którym płynąłem, zabiera na pokład 2000 pasażerów i 700 osób obsługi. Dowodził nim kapitan z Włoch, szefem kuchni był Niemiec, szefem do spraw rozrywki - Anglik, a dyrektorem kasyna - Polak.
Każdy zapyta - a ile to kosztuje? Ceny są uzależnione od długości wycieczki i rodzaju kabiny. I tak koszt mojej wycieczki zaczynał się od 600 dolarów australijskich od osoby w kabinach bez okien. Dla każdego pracującego w Australii taka wyprawa jest w finansowym zasięgu. Podczas rejsu dostęp do restauracji nie zależy od ceny biletu. Każdy może uczestniczyć we wszystkich atrakcjach oferowanych na statku i ma wstęp do każdego lokalu, klubu, kawiarni.
Wśród pasażerów nie zabrakło dzieci. W rejsie uczestniczyło ich ponad 400. I dla nich obsługa miała przygotowane różne zabawy. Działały specjalne kluby przeznaczone dla najmłodszych. Wśród pasażerów spotkałem też kolegę górnika odpoczywającego wraz z całą swoją rodzinką - wraz z teściami...
Jedynym powodem do narzekań, może być brak dobrej pogody. Jak pada deszcz, to nie można poleżeć na leżaku i sączyć smakowitych koktajli alkoholowych, patrzeć w horyzont i ciemne wody oceanu. Za to można się pobawić pod dachem. Jak się okazuje, pogoda nie jest tylko dla bogaczy. Mnie jej jednak zabrakło podczas rejsu, ale i tak na nudę nie było czasu.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.