Tylu chętnych do tego, aby na własnej skórze przekonać się, jak wygląda górnicza robota na ścianie, jeszcze nie było. W ostatniej należącej do czeskiej spółki OKD kopalni ČSM w Stonawie odbywają się co najmniej dwa zjazdy w tygodniu z udziałem gości. Do podziemnych wyrobisk zjeżdżają przedstawiciele różnych profesji, stowarzyszeń, organizacji, wreszcie małżonki i dzieci górników. Powód? Czesi kończą epokę eksploatacji węgla kamiennego. 31 stycznia 2026 r. kopalnia nieuchronnie przestanie fedrować.
W pierwszym tygodniu listopada kierownictwo OKD zaprosiło na dół przedstawicieli mediów, które przez lata zajmowały się m.in. problematyką górnictwa węgla kamiennego i działalnością spółki. Byliśmy wśród nich.
Wydajne ściany i ciężka harówa
Dziennikarze mieli okazję odwiedzić górników pracujących w ścianie, w tym Polaków, porozmawiać z nimi i zapytać o to, co czują mając świadomość, że blisko jest już ta ostatnia szychta. Załoga wydaje się pogodzona z zapowiadanym od trzech lat scenariuszem. Z kilku tysięcy naszych rodaków, którzy pracowali w czeskim górnictwie węgla kamiennego jeszcze 10 lat temu, zostało niespełna 250.
Janusz Pielka pochodzi z Małopolski. Pracę w OKD rozpoczął w 1996 r. Wcześniej przepracował 11 lat w kopalni Kazimierz-Juliusz. Do Czech przyjechał skuszony dużymi pieniędzmi, które oferowała spółka.
– Na pierwszy rzut oka kopalnia była podobna. Różniła się trochę sprzętowo i technologicznie. Czesi mocno stawiali na transport ludzi i materiałów. Wcześniej niż my wprowadzili kolejki podwieszane. Od początku spotykaliśmy się z dużymi zagrożeniami, zwłaszcza metanowym i tąpaniowym. Występowały trudności z chłodzeniem wyrobisk z uwagi na większe głębokości. Harowało się w temperaturze powyżej 30 st. C. No i zagrożenia naturalne. Było niebezpiecznie, to prawda – przyznaje Pielka.
I tak wchodzimy na delikatny temat wypadków przy pracy. Wspominamy tragedię z 18 grudnia 2018 r. Na skutek wybuchu metanu zginęło 13 górników, w tym 12 Polaków. Wśród nich ludzie bardzo młodzi.
– To była dla nas wszystkich ogromna tragedia… Z ciężkim sercem wspominamy to wydarzenie – ucina Janusz Pielka.
– A co do czasu pracy, to nikt tu się specjalnie nie spieszy. Jak robili, tak robią swoje i tyle. Nie było takiego czegoś, że kierownictwo oddziału siedziało w pracy jeszcze dwie godziny dłużej, żeby buchalterię uzupełnić. Umowa o pracę zakłada osiem godzin szychty i fora ze dwora. Czesi trochę inaczej podchodzą do pracy. Myśmy dopiero pokazali, co to znaczy fedrować węgiel. Rekordy na wydobyciu padały jeden za drugim. Po milion ton węgla potrafiliśmy wydobyć rocznie. Wiem, bo brygada, w której pracowałem, dwa razy dała po milionie ton z jednej ściany. Dowcipy krążą po dziś dzień, że gdyby nie nasi, to te kilkanaście milionów ton węgla dalej tkwiłoby w ziemi – śmieje się kierownik od wydobycia.
Drążyli jak szaleni
Czeskie górnictwo szybko się rozwijało. Wprowadzano innowacyjne technologie.
– Wydajne ściany, wysokie, dobre obudowy, do tego dogodne warunki geologiczno-górnicze, ale zdarzały się niespodzianki w postaci uskoków. Jak zasypało front robót, to kilka dni się stało. Ale jak ruszyliśmy z kopyta, to znów węgiel sypał się tysiącami ton. Wtedy nasza firma Alpex bazowała głównie na polskich emerytach. To byli najbardziej doświadczeni fachowcy. Przyjeżdżali z całego Śląska, z Dolnego też, bo tam akurat zamykali kopalnie. Jak się wzięli do roboty, to nie było dla nich rzeczy niemożliwych. Darli węgiel do upadłego – wspomina dalej Janusz Pielka.
Większość górników z Polski znalazła zakwaterowanie w hotelu w pobliskich Petrovicach. Wtedy granice były zamknięte, nie tak jak dziś. Ludzi z Wodzisławia czy Jastrzębia-Zdroju dzieliło od domu zaledwie kilkanaście kilometrów, ale po szychcie do Polski nie wracali. Jedynie na weekendy. Kontrole graniczne zabierały zbyt wiele czasu.
Bogusław Kijewski jest nadsztygarem do spraw robót przygotowawczych firmy Alpex. W zasadzie to był nim, ponieważ przygotówek już nie ma od ponad czterech miesięcy. Ludzie, którymi kierował, wrócili już do kraju. W czeskich kopalniach przepracował prawie 30 lat.
– W czasach świetności mieliśmy ponad 20 przodków na wszystkich kopalniach: Darkov, Armada, Paskov, ČSM. Jedną z najważniejszych inwestycji, jakie wykonywaliśmy, był przekop łączący kopalnie Darkov i Armada. To dopiero była robota, a szło nam, aż się kurzyło. Wyniki czeskich brygad odstawały od naszych wyraźnie. Drążyliśmy chodniki jak szaleni. Największym naszym rekordem było niecałe 400 m chodnika w miesiąc. Jedna brygada potrafiła wydrążyć po kilka kilometrów rocznie. W sumie nasi wykonywali po 20 km rocznie – wylicza.
Stonawski zakład to jedna z najmłodszych kopalń na Śląsku po obydwu stronach granicy
Jego budowę rozpoczęto w 1958 r., a wydobycie rozpoczęto w grudniu 1968 r. Składa się z dwóch ruchów: Północnego i Południowego. Węgiel jest przetwarzany w zakładzie przeróbczym w lokalizacji północnej. W 1990 r. kopalnia ČSM oddzieliła się od spółki Ostravsko-karvinské doly. Niezależny status kopalni był konieczny, aby mogła ona wykorzystać środki generowane przez wynik ekonomiczny na wzmocnienie swojej bazy technicznej, zwiększenie inwestycji i utrzymanie zatrudnienia, na co postawiono po zmianach polityczno-gospodarczych w Czechach.
Kolejnym krokiem było przygotowanie kopalni do prywatyzacji. Zgodnie z projektem trzy dotychczas odrębne państwowe spółki górnicze – kopalnia ČSM w Stonawie, kopalnia Kladno w Kladnie i kopalnia Tuchlovice w Tuchlovicach – zostały połączone w pierwszą zdenacjonalizowaną spółkę akcyjną. Po serii negocjacji, 1 stycznia 1993 r. utworzono spółkę akcyjną Českomoravské doly z siedzibą w Kladnie. W nowo utworzonej spółce kopalnia ČSM zaczęła działać jako zakład o wysokim stopniu niezależności prawnej i techniczno-ekonomicznej. W 1998 r. struktura własnościowa spółki akcyjnej Ostravsko-karvinské doly uległa zmianie, gdy państwo utraciło większościowy w niej udział, a większościowym właścicielem została spółka Karbon Invest. Wówczas spółka Českomoravské doly została włączona do OKD i tak już pozostało do dziś.
Zakład należy do najnowocześniejszych, a dobre wyniki, które osiągał, były również zasługą polskich załóg, które fedrowały pełną parą. Z czasem warunki geologiczno-górnicze stawały się coraz trudniejsze. Spadające ceny węgla i problemy produkcyjne stały się przyczynkiem do sporządzenia solidnego bilansu techniczno-ekonomicznego. Stwierdzono wówczas, że nie będzie mowy o kontynuowaniu eksploatacji do 2038 r., jak zakładała koncesja. Ostatecznie założono, że kopalnia przestanie fedrować 31 stycznia 2026 r.
Polacy potrafią się postawić
Dan Trzinecki należy do kadry kierowniczej zakładu przeróbki mechanicznej węgla. Ma pod sobą ponad 200 osób, w tym niewiele ponad sto kobiet. Zakład przeszedł gruntowną modernizację przed piętnastu laty.
– I pomyśleć, że to wszystko szlag trafi. Po prostu wyburzą kopalnię. A przecież można byłoby jeszcze pofedrować węgiel – przekonuje.
Razem udajemy się na pomost nad torami kolejowymi. Kopalnianą bocznicę obsługuje spółka Cargo PKP. Trwa załadunek wagonów. Dokąd pojadą?
– Węgiel trafia jeszcze do naszych hut. Pobliska Elektrownia Dietmarovice nie odbiera już surowca. Poza tym wysyłamy go do Polski, do Austrii, na Węgry, a część na teren po zlikwidowanej kopalni Darkov. Tam sporządzane są mieszanki. Jak naszego węgla zabraknie, to będą dalej wozić węgiel na Darkov, ale już importowany – wyjaśnia.
Na zwałowisku przy kopalni jest sporo węgla surowego. Najprawdopodobniej ostatnia tona sprzedana zostanie w lutym lub w marcu. Surowiec jest już zakontraktowany. Nie będzie tak, że zwałowisko zostanie na pamiątkę po kopalni.
W kopalni ČSM górnicy zaskakują znajomością sytuacji górnictwa w Polsce. Wspominają o proteście związkowców w Katowicach w obronie kopalń i miejsc pracy.
– My w Czechach już w lutym nie będziemy dysponowali własnym źródłem energii. Co to za polityka, że rezygnuje się z jednego źródła energii, nie mając pomysłu na to, z czego produkować energię? W Polsce potraficie się zawsze postawić władzy i walczyć o swoje. My topimy krokodyle łzy w kuflach piwa. Poza gospodą niezadowolenia w ludziach nie widać – żali się Rostislav, pracownik powierzchni, którego spotykamy spieszącego na szychtę.
Weźmie jeszcze zaległy urlop, popracuje trzy tygodnie i – jak mówi – przejdzie do pracy w budownictwie.
Tymczasem załogi wydobywcze prowadzą eksploatację z trzech ostatnich ścian. Jedną z nich prowadzi załoga pod kierownictwem Janusza Pielki.
– To bardzo trudny front robót. Jeśli pojawią się trudności w eksploatacji, być może nie będziemy w stanie dojechać do końca. Na razie czynimy starania, aby wszystkie te trudności przezwyciężyć. Przechodzimy przez uskok. Możemy nie zdążyć. Termin zakończenia wydobycia jest nieprzekraczalny. Policzono, że w styczniu spółka będzie już pod kreską. Do końca roku wyjdzie jeszcze na zero. 31 stycznia to nieodwołalnie nasza ostatnia szychta i wracamy do Polski – zapowiada Janusz Pielka.
Tego dnia swą pracę ukończą także czescy górnicy. Tym samym doba eksploatacji węgla kamiennego w kraju naszych południowych sąsiadów definitywnie się zakończy.
Żadne wysokie emerytury
W biurze kierownika górnicy szykują się do zjazdu. Nie mają zbyt tęgich min. Nie ukrywają też, że dobrze żyje im się i pracuje w Czechach.
– Co mi się w czeskiej rzeczywistości podoba? Służba zdrowia. Tego nie da się porównać z naszą. Nie ma kolejek do specjalistów. Pójdę się jeszcze przebadać przed powrotem do kraju. Mam już terminy wizyt. Prawdę mówiąc, zostałbym tu do końca życia, ale rzeczywistość jest nieubłagana – tłumaczy Andrzej.
Większość jego kolegów myślami jest już w kraju. Jedni odejdą z górnictwa na zawsze, inni będą szukać nowego zatrudnienia. W tym spółka OKD im nie pomoże. Na ofertę nowej pracy liczyć mogą jedynie etatowi pracownicy kopalni, a więc Czesi.
– Nikt nie pyta o to, jaka jest sytuacja ekonomiczna naszych górników emerytów, którzy mają mało lat przepracowanych w Polsce, a większość w Czechach. Otóż wcale nie jest tak dobra jak górników emerytów polskich. Okresy pracy w Czechach są u nas zaliczane jako bezskładkowe. Czyli praktycznie nam się tylko parę lat pracy w Polsce liczy. Wielu otrzyma niską emeryturę zarówno z Polski, jak i z Czech, bo w Czechach emerytury są niższe niż w Polsce. Najlepiej wyszli na tym ci, którzy w Polsce dopracowali do końca i następnie przyjechali do Czech. Ale tych została garstka. Młodzi są w najgorszej sytuacji, bo mogą zostać bez pracy – opowiada Bogusław Kijewski.
– To fakt, ale naszych chłopaków, tych młodych, ciągnie do kopalni. Nie chcą rezygnować z zawodu. Dyrekcja firmy Alpex będzie czynić starania, żeby ich zagospodarować po polskiej stronie. Tyle wiem – przerywa mu Janusz Pielka.
Górnicy odliczają dni do wstrzymania wydobycia. Tymczasem w kolejnych tygodniach z kopalnią i górnictwem żegnać się będą przedstawiciele kolejnych grup zawodowych, organizacji pozarządowych i rodziny pracujących górników. Jeszcze w listopadzie do podziemi kopalni ČSM zjedzie delegacja duchownych diecezji opawsko-ostrawskiej Kościoła rzymskokatolickiego z biskupem Martinem Davidem na czele. Też chcą przekonać się, jak wygląda górnicza robota. To ostatnia taka szansa.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.