Ecik na "dzień dobry"
Pewna starsza pani przyszła do urzędu załatwić jakąś sprawę. Życzliwa urzędniczka sprawdziła dokumenty i zauważyła, że brakuje podpisu.
- Musi się pani jeszcze na dole podpisać - poinformowała z uśmiechem.
- Dobrze - zgodziła się petentka - ale jak mam się podpisać?
- No tak, jak zazwyczaj pani się podpisuje.
- Och, dobrze. Już podpisuję - powiedziała starsza pani, po czym wzięła długopis i u dołu formularza napisała: "Całuję Was mocno, babcia Aniela".
Przepytywałem ostatnio znajomych, czy pamiętają bohatera jednej z dziecięcych książeczek, a mianowicie "wesołego Dyzia". Okazuje się, że książeczkę mało kto pamięta, natomiast wielu zna współczesne kulturowe znaczenie określenia "wesoły Dyzio". Bowiem z postaci literackiej stał się on synonimem dorosłego człowieka, któremu brakuje powagi, rozwagi, odwagi i uwagi wszędzie tam, gdzie powinny mu one towarzyszyć. No i ostatnio znowu nasi sejmowi reprezentanci - niektórzy, ale liczni - odegrali role owych "wesołych Dyziów". Najpierw prezydium, gdy se przyznało po uważaniu. Mnie to się nawet podobało, bo zachowali się szczerze. Nie tam jakieś inteligenckie fałszywe skromności. Nie! Proste szlacheckie "a teraz się dzielmy, towarzyszu mój..." (w tej piosence to całkiem inny "towarzysz" niż w pieśniach rewolucyjnych). A co? Należy się, bośmy dobrzy, Panie Bracie i Pani Siostro! A w ogóle to sól tej ziemi - najlepsze córki i synowie. I przy karabelach - tzn. przy władzy, bo urząd dziś, to jak szabla kiedyś - ile se wyrąbiesz, tyle masz!
Tylko że ta sprawa z nagrodami się rypła, bo ktoś doniósł narodowi i naród zaczął trochę ujadać, a niedobrze naród zbytnio denerwować, bo może ugryźć. A takie już było fajne porozumienie ponad podziałami.
Ale potem niektórzy nasi wybrańcy to dopiero pokazali, jacy równi z nich goście! Jakie fajowe dziewuchy i chłopaki! Niejeden "wesoły Dy-zio" się objawił, gdy była mowa o związkach niemałżeńskich, tylko partnerskich. I tu muszę powiedzieć, że odjazdowa jest ta dzisiejsza technika. Jedna telewizja nie tylko podejrzała, ale i podsłuchała, co panie i panowie mają do powiedzenia wtedy, gdy inni mówią. Przypominało mi to komentarze najgorszych lumpów w prowincjonalnym kinie podczas projekcji filmu z tzw. "momentami". Chamstwo dorównywało "dyskursowi" kiboli z wrogich klubów. Nic dziwnego, wyróżniało się ugrupowanie, które w swoim czasie kiboli przytuliło do swego łona i piersi. A szczyt rozbawienia osiągał taki jeden były agent. Ja wiem i nieraz to podkreślam - parafrazując pewną oświeceniową maksymę - że taka władza, jaki naród. Ale nawet od reprezentantów kiboli oczekiwałbym wystawania ponad elektorat. Od pozostałych też. No niechby się choć trochę różnili. Byli choć ociupinkę kulturalniejsi... Okazali choć troszeczkę taktu... Wiem, że zbyt wiele wymagać nie mogę, ale tak troszeczkę... Żeby im się parlament nie mylił z knajpą albo oborą... Bo inaczej to ta odjazdowa współczesna technika doprowadzi ich jeszcze któregoś dnia do odjazdu... Chyba żeby się z nią rozprawić na wzór osiemnastowiecznych "burzycieli maszyn"? No, to jest jakiś pomysł. Wyeliminować! Zakazać! W ogóle zakazać!!!
I to by się nawet zgadzało. Szczególnie ten XVIII wiek...
Jurek Ciurlok "Ecik"
MIĘDZY NAMI, BLONDYNKAMI
Blondynka u lekarza:
- Niech mi pan pomoże! To chyba szerszeń mnie użądlił!
- Spokojnie, zaraz posmarujemy maścią...
- A jak go pan doktor złapie? Przecież on już poleciał!
- Przecież nie jego posmaruję, tylko to miejsce, gdzie panią użądlił!
- To było w parku, przy fontannie, na ławce pod drzewem.
- Proszę pani, posmaruję tę część ciała, w którą panią użądlił!
- To trzeba było od razu tak mówić! W palec mnie użądlił. Boże, jak to boli!
- Który konkretnie?
- A jak go mam rozpoznać? Wszystkie szerszenie wyglądają podobnie...
Z TASZY LISTONOSZA
Okazja
Pewnego grzybiarza noc zastała w lesie. Rozpętała się zawierucha. Przemarznięty i przemoczony grzybiarz zauważył na leśnej drodze stojący samochód. Podszedł, by prosić o podwiezienie, ale samochód był pusty. Tylko przednia szyba była opuszczona. Nie namyślając się, wszedł do środka i skulił na tylnym siedzeniu. Nagle samochód powoli ruszył... Zanim grzybiarz zdołał ochłonąć z pierwszego zaskoczenia, jakaś owłosiona ręka przez otwarte okno złapała kierownicę, korygując tor jazdy i po chwili zniknęła. Samochód nadal się poruszał, wolno, ale stale do przodu. Tylko tajemnicza ręka od czasu do czasu korygowała kierunek. Niezbyt często, bo droga była całkiem prosta. Po kilkunastu minutach pojawiły się jakieś zabudowania. Wreszcie przed jednym z zapuszczonych domostw na skraju przysiółka samochód stanął. Otwarły się przednie drzwi i pojawiła w nich postać jakiegoś zarośniętego, niechlujnie wyglądającego mężczyzny. Nagle dojrzał on wkulonego w kąt, przestraszonego "autostopowicza" i wrzasnął:
- Co ty tu, do k.. wy nędzy, robisz?!
- Eeee... - zaczął dukać przerażony grzybiarz. - No, było otwarte, to się schowałem przed deszczem, no i nagle samochód ruszył, no i...
- No, szlag by cię trafił!!! - przerwał mu mężczyzna. - To ja pcham, a ty tu sobie jak panisko jedziesz!!!
ZAGADKA
Ilu prawdziwych mężczyzn potrzeba do wkręcenia żarówki?
Ani jednego, prawdziwy mężczyzna nie boi się ciemności.
SUPERDOWCIP!
Do pewnego baru weszła kaczka. Wskoczyła na krzesło i rzuciła w stronę, barmana: - Setę i śledzia!
Barman, zdumiony, że o mało oczy nie wypadły mu na podłogę, ale nauczony dobrze wykonywać zawód, bez słowa spełnił zamówienie. Kaczka wypiła wódkę jednym długim haustem, połknęła śledzia i zwróciła się do barmana:
- Słuchaj, stary, jestem majstrem murarzem na budowie opodal tego baru i przez jakiś czas będę tutaj wpadał około 15.00 na wódeczkę i śledzika... Pomyśl nad jakimś małym rabacikiem, ok?
Po czym zapłaciła i wyszła. Barman, gdy się jako tako otrząsnął z szoku, natychmiast zadzwonił do zaprzyjaźnionego dyrektora cyrku:
- Stary! Nie dasz wiary! Przychodzi do mojego baru kaczka, która mówi ludzkim głosem, pije gorzałę, łyka śledzia, a na dodatek utrzymuje, że jest murarzem na budowie, i to majstrem! Pomyślisz, że zwariowałem, ale przyjdź jutro o 15.00, to sam zobaczysz! Stary! To jest zupełny obłęd!!!
Następnego dnia barman z wypiekami, a dyrektor cyrku z niedowierzaniem już przed 15.00 czekali, co się wydarzy. Kilkanaście minut później drzwi do baru się otwarły i do środka weszła nieco ochlapana wapnem i cementem kaczka. Wskoczyła na stołek i zawołała:
- Wódeczkę i śledzika proszę... Jak tam, kolego, przemyślałeś sprawę rabaciku?
Do kaczki w tym momencie podszedł podekscytowany dyrektor cyrku i rzekł do niej głosem pełnym emocji: - Proszę pana! Proszę pana! Chcę pana zatrudnić! Natychmiast!!! Jestem dyrektorem świetnego cyrku.
- Zaraz, zaraz... - przerwała mu kaczka. - Cyrku?
- Tak, panie Kaczko, cyrku. Znakomitego cyrku. Płacimy wysokie gaże. Pańska będzie najwyższa. Dostanie pan luksusową garderobę...
- Zaraz, zaraz... - znów przerwała kaczka. - Powiada pan: cyrk? Hmmm... Cyrk to taki wielki namiot?
- Dokładnie...
- Z takimi drewnianymi ławeczkami?
- Właśnie...
- Z taką okrągłą areną z trocinami?
- Oczywiście!!!
- No dobrze, rozumiem. Ale niech mi pan powie, na jaką cholerę jest wam tam potrzebny murarz???
W MARKLOWICACH, WĄCHOCKU I GDZIE INDZIEJ
Dlaczego w Porażu nie odbył się pochód dziewic???
Bo jedna zachorowała, a druga powiedziała, że sama nie pójdzie...
Dlaczego w Gabrowie podwyższono dzwonnicę w cerkwi?
Bo sznur był za długi.
MYŚLI WIELKICH, MĄDRYCH, NIE ZAWSZE ZNANYCH
Mężczyzna bez kobiety jest jak pies bez pcheł: niby bez dokuczliwości, ale jakoś nudno... Kobieta bez mężczyzny jest jak pchła bez psa: ani po kim skakać, ani co ugryźć...
Pyrsk!!!
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.