Jak sobie radzisz - jakże często słyszymy takie pytanie z ust różnych bliższych i dalszych znajomych. Co najmniej tak często, jak sami je zadajemy. A tymczasem radzimy sobie... różnie.
I pewnie dlatego jedną z najlepiej rozwijających się branż jest branża różnego rodzaju doradców. Kiedyś, oglądając amerykańskie filmy, zastanawiałem się, czy pojawiający się wśród postaci różni konsultanci od ślubów, urodzin i firanek są komediowym gagiem czy realnym bytem. I oto od jakiegoś czasu sam tego bytu doświadczam. Na szczęście raczej biernie niż czynnie - przynajmniej na razie.
No, może z wyjątkiem "doradcy finansowego". Zanim się zorientowałem, że nie wie on na temat rynków finansowych więcej niż ja sam - a jeśli nawet, to niewiele więcej - to już byłem do tyłu. Podobno z winy kryzysu, choć w stosownym czasie doradca uspokajał, że ma takie "narzędzia", które moje pieniądze czynią zupełnie bezpiecznymi i odpornymi na straty. Potem okazało się, że sam też stracił, bo ci, którzy go szkolili, zadbali o to, by to oni nie stracili...
W każdym doradztwie jest tak, że nie traci ten, który jest na początku, zaś im bliżej końca tego "łańcucha pokarmowego", tym straty większe. Pewien mój znajomy, niegdyś gwiazda estrady, a i dziś jeszcze popularny piosenkarz, stracił połowę swoich życiowych oszczędności - jakieś ćwierć miliona. Doradca doradził mu zainwestowanie wszystkiego w pewien fundusz. Z zysków miała być niezła renta. No i jest. Tyle że dla bankierów, rady nadzorczej funduszu i całego grona ich doradców.
Na początku tzw. transformacji (zawsze bawiło mnie to określenie, bo kojarzy się z "transformerami", czyli zabawkami dla dzieci rodem z kosmicznych baśni), przyjeżdżali do nas różni doradcy z zachodu. Np. w dziedzinie restrukturyzacji hutnictwa doradzali nam specjaliści z państw, dla których nasze hutnictwo było największą konkurencją. Bankowcom doradzali ci, którzy potem nasze banki kupili. Przemysł i rynek zbrojeniowy uzdrawiali nam z kolei ci, od których sprzęt wojskowy teraz kupujemy. Inni też kupują, choć kiedyś kupowali od nas. I tak to, korzystając z dobrych rad doradców, przetransformerowaliśmy się.
Dziś bez doradcy ani rusz. Nie uda się ani ślub, ani pogrzeb. Nie urządzi się ani ogrodu, ani urodzin dziecku. Nawet, jeśli mielibyśmy własne pomysły, to doradca bezbłędnie wykaże, jak bardzo są one błędne. Doradca powie politykowi i aktorowi, jak powinien wyglądać i co mówić, żeby zrobić karierę. I wcale nie chodzi o prawdę, lecz wręcz przeciwnie. Pole do rozwoju tej branży jest przeogromne, bo doradzać można w każdej sprawie. A ponieważ wszyscy chcą być cool i trendy, to też powinni z tych rad czerpać pełnymi garściami. Zatem korzystajmy z usług doradcy w sprawie wizerunku rodziny na zakupach w supermarkecie. Doradca randkowy powie, jaki moment jest najwłaściwszy, żeby zacząć się obmacywać. Doradca od kłótni małżeńskich doradzi, jakich inwektyw należy użyć i jakie pretensje jakim tonem wykrzyczeć. Doradca dla karierowiczów podpowie najskuteczniejsze sposoby donoszenia i podkopywania. Tylko jeden rodzaj doradztwa nie ma szans: mianowicie doradztwo w kwestii zdrowego rozsądku, rozumnego postępowania i przyzwoitych zachowań. Na to po prostu "nie ma rynku".
Jurek Ciurlok "Ecik"
LIMERYK
Rzekła pewna pani w Łomży:
- Mężu, weź parasol, bo mży.
Lecz mąż nie chciał wyjść na słotę,
Zostać w domu miał ochotę,
Skutkiem tego - pani w ciąży...
Z TASZY LISTONOSZA
Spóźnione spotkanie
W drodze do nieba spotykają się dusze dwóch mężczyzn. Wywiązuje się rozmowa.
- Ja zmarłem z powodu zimna... No wiesz: zbyt niska temperatura i organizm nie wytrzymał.
- A ja zmarłem ze zdziwienia...
- Jak to: ze zdziwienia?
- Wróciłem wcześniej z pracy, zobaczyłem gołą żonę w łóżku, no to zacząłem szukać kochanka. Sprawdziłem pod łóżkiem, za szafą, w szafie, na balkonie, w łazience, w kuchni, jednym słowem wszędzie i nikogo nie znalazłem. Tak mnie to zdziwiło, że z tego zdziwienia umarłem.
- Oj, żebyś ty wtedy zajrzał do lodówki, to obaj byśmy jeszcze żyli...
O tym samym surrealistycznie
Pewna żona przyjmowała kochanka. Nagle rozległ się odgłos przekręcanego w zamku klucza. To mąż wrócił niespodziewanie. Kobieta z nadzwyczajnym w tej sytuacji opanowaniem rzekła do kochanka:
- Natychmiast stań na środku pokoju taki goły, jaki jesteś, i ani drgnij.
Ledwo kochanek zdążył to uczynić, wszedł mąż. Spojrzał i zapytał:
- A to co?!
- Wiesz, kupiłam taką hiperrealistyczną rzeźbę... Znajomi też mają już coś takiego. To teraz najmodniejsze.
Maż machnął ręka i poszedł spać. Żona też. W środku nocy mąż wstał, poszedł do kuchni i przygotował kilka kanapek. Następnie podszedł z nimi do "rzeźby" i powiedział konfidencjonalnym szeptem:
- Masz, zjedz i po cichu wyjdź. Ja kiedyś tak półtorej doby stałem.
O tym samym klasycznie
Mąż przyłapał żonę z kochankiem we własnej sypialni. Był tak zaskoczony, że zdołał tylko wyjąkać: - Co? Co wy robicie???
Na co żona zwróciła się do kochanka: - No widzisz? Mówiłam ci, że on jest nierozgarnięty...
O tym samym w humorze żydowskim
In flagranti przyłapana żona, zanim mąż zdążył otworzyć usta, powiedziała:
- Mojsie! Zanim ty coś powiesz, to przypomnij sobie nasze wakacje na Karaibach. To on za nie zapłacił - i wskazała na leżącego obok niej kochanka.
- A nasze nowe auto, to też z jego dofinansowania. A moje nowe futro i brylantowa kolia, to co? Myślisz, że mogłam odłożyć z tego, co mi dajesz? No i jeszcze lekcje muzyki, dla Srulka...
- Aj, aj! - wykrzyknął zaskoczony mąż. - Sara, to ty jego lepiej przykryj, żeby się nie przeziębił, a ja jeszcze na chwilę muszę wyjść...
O tym samym w humorze śląskim
Jedyn chop z kamratami prziszeł do dóm po szychcie. Baby niy było, to siedli se w kuchni, uotwarli halbka i zaczyni grać w szkata. A że było ich sztyrech, to jedyn był ibryczny (zbędny, bo w skacie jest trzech graczy). Tymu ibrycznymu sie mierzło (nudziło), to zaczón sznupać (myszkować) po chaupie. Uoroz przilecioł i pado gospodorzowi:
- Ywald! A w sypialce twojo baba leży z jakimś chopym!
- Nim sie niy starej (nie martw) - pedzioł gospodorz. - Jo go znóm: uón ani w szkata niy gro, ani gorzołki niy pije...
O tym samym najpopularniejszy dowcip
Mąż przyłapał żonę z kochankiem. Już otwarł usta, by wyrazić swój gniew i ból, lecz żona go uprzedziła i rzekła: - Ziutek, ty nic nie mów. Weź sobie krzesło, usiądź, patrz i ucz się...
Dzięki jednemu z naszych czytelników mamy fraszkowy opis różnych kopalń, często już nieistniejących. Ciekaw jestem, czy Państwo rozszyfrują, o których to kopalniach mowa. Całość jest tłumaczeniem niemieckiego tekstu z 1924 roku, a zaczyna się tak:
Kupili mi mamulka nowe galoty,
Kozali mi iść szukać roboty:
Na Buchatzu ni ma placu;
Na Gefeelli mie niy chcieli;
Cdn.
MYŚLI WIELKICH, MĄDRYCH, NIE ZAWSZE ZNANYCH
Komu w drogę, temu trampki!
Pyrsk!!!
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
