Każdy, kto chce pracować pod ziemią musi przejść skomplikowany system badań lekarskich. Obok pełnego zdrowia fizycznego musi wykazać się określonym refleksem, szybkością reakcji i spostrzegawczością. Coraz lepsza aparatura medyczna wyłapie każdy feler...
Zdecydowana większość młodych ludzi pragnących pracować w górnictwie na ogół bez większego trudu uzyskuje odpowiedni certyfikat zdrowotny. Jest on rok rocznie powtarzany stosownie do stanu zdrowia górnika dołowego. Obok formalnego dyplomu, kursu i praktyki zawodowej jest to podstawowy dokument zezwalający na pracę pod ziemią. System ten jest dobry i nic mu nie można zarzucić. Tak jest i tak być powinno. Od tego każdy zaczyna swoją pracę górnika począwszy od kierownika ruchu zakładu górniczego, a skończywszy na stażyście. Zaczyna, ale zarazem i kończy.
Chory system
Reszta jego odpowiedzialności za bezpieczeństwo własne i swoich kolegów staje się coraz bardziej teorią. Chodzi na kursy, zdaje egzaminy, wkuwa przepisy. To właśnie ta teoria.
Praktyka jest taka, że trzeba wykonać normę, plan, czy też inne ważne zadanie bez względu na wszelkie okoliczności. Zwracasz uwagę na bezpieczeństwo pracy opóźniasz robotę, nie dostajesz premii. Jeżeli jeszcze śmiesz się stawiać i bronić, to przełożeni pokażą ci, gdzie jest brama na kopalni. Twoi koledzy nic sobie nie robią z tych "teoretycznych" zasad i przepisów, które doskonale znają. Wykonują plan, dostają nagrody i awanse. Owszem ryzykują, że w trakcie wykonywanych robót zostaną zaskoczeni przez inspektora OUG...
Jeszcze gorzej, gdy zdarzy się wypadek. Jeżeli nie jest on ciężki lub śmiertelny to pół biedy. Poszkodowany ma do wyboru, albo zgłosi i zarejestruje go i dostanie po premii, albo ukryje ten fakt lecząc się na własną rękę, za co dostanie to co wszyscy inni. Uległ wypadkowi, to jego wina. Dlaczego inni nie ulegli, tylko właśnie on? Gorzej jest z wypadkami śmiertelnymi, choć i na to są sposoby.
Po pierwsze na kopalni na ogół natychmiast giną wszystkie dokumenty dotyczące tej sprawy. W książkach kontroli są powyrywane kartki i nikt nic nie wie. Jedynym winnym od początku jest ten, który nie żyje. Dlaczego dał się zabić? Po co tam poszedł? To jego wina! Wdowie grzecznie proponuje się kilkadziesiąt tysięcy złotych odszkodowania, pod warunkiem, że podpisze zobowiązanie, że nie będzie dochodzić winy kopalni z tytułu tego wypadku.
Jeżeli uważa ona to za niedozwolony nacisk sygnalizuje się jej, że w takim wypadku może nic nie dostać, bo mamy doskonałych prawników. Reguła jest taka, że wdowa się godzi i jest po sprawie. Czy tak jest zawsze?
Nie. Bywa różnie. Metody te są doskonalone, modyfikowane i dostosowywane do zaistniałych okoliczności. System ten rodem jeszcze z czasów PRL, obecnie ma się równe dobrze jak i przedtem. Jeżeli nie ulegnie on zmianie, czeka nas nie jedna jeszcze tragedia. Nie chodzi tu o to, aby straszyć górników, ale o to, by zdawać sobie sprawę z tego, że system bezpieczeństwa pracy w górnictwie jest chory. Trzeba go leczyć. Jednak nawet najbardziej wymyślne okresowe badania z zakresu medycyny pracy nic tu nie pomogą. Po prostu łamanie przepisów bhp jest tu inspirowane, popierane i nagradzane przez kierownictwo i dozór, bo to się opłaci.
Najwyższy rangą górnik
Trzeba zauważyć, że najmniej za zaistniałe wypadki odpowiada kierownictwo i dozór wyższy. Zasadą jest argument, że to był przypadek jednostkowy. Odpowiadają za niego konkretni ludzie, których z imienia i nazwiska wskaże dochodzenie urzędu górniczego. Publikuje się opis wypadku, wydaje się zalecenia powypadkowe i wszytko wraca do normy.
O tym jak się sprawy mają rzeczywiście widać już po zachowaniu się konkretnych ludzi. Oto przychodzi na przesłuchanie operator maszyny, który spowodował wypadek, gdyż z niskiego siedzenia nie był w stanie zauważyć, czy ktoś jest z tyłu za jego wozem. Był tam jego przyjaciel i kolega, którego on przejechał. Człowiek ten płacze odpowiadając na pytania jak to się stało. Wie, że jest winien i nie prosi nawet o łagodny wymiar kary. Na to samo przesłuchanie przychodzi kierownik ruchu zakładu górniczego. Ten wprost się śmieje. Co mi możecie zrobić? Nie dopilnowałem zmiany instrukcji? To nie moja robota! To wasza sprawa. Nie ma żadnego konkretnego dowodu mojej winy. To, że on jako najwyższy rangą górnik odpowiada za wszystkich swoich podwładnych do niego nie dociera. Być może, że jest to przypadek skrajny, ale zdarzył się on rzeczywiście. Konkluzja z tego rodzaju konfrontacji jest taka, że im niższa ranga górnika, tym większa jego odpowiedzialność. Tym łatwiej jest mu udowodnić winę. Najlepiej jest, kiedy jedynym obwinionym jest ten, który nie żyje i bronić się już nie może. Tymczasem powinno być całkiem odwrotnie. To najwyższa kadra z tytułu funkcji, zarobków i prawa do wydawania poleceń swoim podwładnym winna w pierwszym rzędzie odpowiadać za każdy wypadek na kopalni. Tak jak w wojsku, za przegraną bitwę odpowiadają nie szeregowcy, którzy na ogół dzielnie strzelają do ostatniego naboju, ale generałowie, którzy dowodzili działaniami wojennymi.
Ubezpieczenie na życie
W Polsce przyjęte jest, że wszelkie tego rodzaj sprawy załatwia ZUS. W wypadku śmierci wypłacane kwoty z tego tytułu są śmieszne, a nawet poniżające. Konia można ubezpieczyć na kilkakrotnie wyższą cenę niż życie człowieka. To trzeba zmienić przynajmniej w sprawach ubezpieczeń na życie i kalectwo górników, które w zawodzie tym jest stosunkowo częste. Do tego potrzebna jest zmiana przepisów prawa geologicznego i górniczego. Przewidziane w nim ubezpieczenie i składkę na jego funkcjonowanie winien ponosić pracodawca. Składka ta może być naliczana według stawki bezpieczeństwa pracy w każdej kopalni. Bezpieczeństwo to mierzone jest wszędzie w cywilizowanych krajach ilością wypadków ich kategorią i skalą. Ponieważ ryzyko utraty zdrowia i życia jest duże musi być odpowiednio wysoka składka od każdego zatrudnionego. Składka ta podnosi koszta wydobycia. Owszem podnosi, ale nikt nie przeszkadza pracodawcy w obniżaniu innych kosztów. Przede wszystkim kosztów pracy poprzez zastosowanie coraz bardziej nowoczesnego, bezpiecznego i wydajnego sprzętu i maszyn. Ubezpieczenie na życie musi zapewnić rodzinie poszkodowanego przynajmniej finansowy ubytek jego głównego żywiciela. Po to, aby postulat ten spełnić odszkodowanie za życie nie może być niższe od jednego miliona złotych.
Skalę składki na ubezpieczenie górników w danej kopalni na podstawie odpowiednich przepisów winien ustalać urząd górniczy. Zasad winna być taka: więcej wypadków, wyższa stawka. Tabela zróżnicowanych winna być zróżnicowana przynajmniej w dziesiątkach milionów złotych. Musi to być suma znacząca. Tylko wtedy kierownictwo i dozór wyższy na każdej kopalni będą zainteresowani rzeczywistym bezpieczeństwem pracy górników. Wtedy okaże się nagle, że można nie tylko przestrzegać wszelkie przepisy i ustalone technologie, ale też można je udoskonalać nie czekając na czyjeś polecenie, rozkaz, nakaz, czy też kontrolę. Nie jest to system wymyślony. Działa on np. w Norwegii. Jego zaletą jest kontrola urzędu górniczego odpowiednia do jego rangi. Obejmuje ona tylko wydarzenia o znaczeniu strategicznym. Urzędów i urzędników jest też kilkakrotnie mniej na tę sama skalę zagadnienia, co w Polsce. Nie trzeba dodawać, że też wypadków jest tam wielokrotnie mniej niż u nas.
Uzdrowić system
System bezpieczeństwa pracy w górnictwie podziemnym sam się nie uzdrowi. Po to, aby tego dokonać musi być przeprowadzona dogłębna i otwarta dyskusja nad jego dotychczasowym stanem. Winni w niej wziąć udział przede wszystkim posłowie ze Śląska, którzy są najbliżej tego górnictwa. Potrzeba, też aby wypowiedziały się na ten temat zainteresowane resorty ministerstwa gospodarki i ochrony środowiska. Jest rzeczą oczywistą, że w debacie tej mogą brać udział wszyscy zainteresowani.
Po to, aby nie zmarnować jej wyników dobrze by było, aby powstała komisja sejmowa do zaproponowania zmian w prawie geologicznym i górniczym uwzględniającym wyniki tej dyskusji. Jeżeli nawet komisja taka z różnych powodów nie będzie mogła być powołana, nic nie stoi na przeszkodzie, aby posłowie i senatorowie ze Śląska powołali choćby zespół regionalny dla podjęcia procedury zmieniającej system bezpieczeństwa pracy w górnictwie podziemnym. Chodzi o to, aby zaprzestać przyglądania się tylko kolejnym górniczym tragediom. Chodzi o to, aby stosować skuteczną profilaktykę prawną, techniczną, organizacyjną i każdą inną, która zapobiegnie kolejnym wypadkom śmiertelnym w górnictwie podziemnym.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
A co z członkami zarządu ????? Właśnie im przydały by się kompleksowe badania !!!! I to nie dotyczące zdrowia fizycznego i refleksu ale badania psychiatryczne !!!! Prawda p Mróz. !!!!!
Tak, a za wypadki kierowcow odpowiadaja instruktorzy nauki jazdy!
co za bzdury. kto to wypisuje
Czas na dyskusje , konferencje i konsultacje niestety mamy poza soba. Rok w rok ginie 20 do 30 ludzi po kopalniach. Czas na akcje i wprowadzanie nowoczesnych technologii ochrony pracownika . Szukajmy i wprowadzajmy te same technologie czy systemy BHP, ktore pozwlily na prawie kompletne wyelimonowanie wypadkow w Anglii,australii, Niemczech czy Kanadzie. Wydawanie szmalu na kursokonferencje i szkolenia to przy braku technologii po prostu ukrywanie problemu.
w KHW Mróz chce uzdrowić system i poprawić bezpieczeństwo ograniczając do minimum dozór średni i wyższy. Wypadkowość bierze na siebie. KPINA