Kilka dni temu, dokładnie 18 stycznia, agencja Reuters opublikowała projekt raportu KE przedstawiający koszty polityki klimatycznej UE, ale uwaga, uwaga szacującego koszty podniesienia redukcyjnego celu pakietu energetyczno-klimatycznego do poziomu 25 proc. Ile warte są prognozy w kryzysie?
Jeśli raport ukaże się w tej samej postaci jako oficjalny dokument Komisji Europejskiej będzie dowodem kompletnego braku reakcji na argumenty Polski, zagrożonej już 20-procentowym poziomem redukcji CO2, czyli celem redukcyjnym podpisanej umowy zwanej pakietem energetyczno-klimatycznego.
Raport jest też przejawem zadziwiającej odporności eurokratów na realia otaczającego ich świata, w którym kolejne kraje UE zbliżają się do bankructwa, strefa euro potrzebuje pakietu ratunkowego, a recesja staje się coraz bardziej realnym zagrożeniem dla europejskiej gospodarki.
Natomiast europejscy biurokraci, wyznawcy jedynej religii, wspólnie z "zielonym" (o poglądach coraz bardziej "odlecianych" w kontekście obecnej sytuacji gospodarczej świata) piszą w zacisznych gabinetach raporty... Warte w czasie kryzysu tyle, ile papier, na którym zostaną wydrukowane.
Komisja Europejska...
nie rezygnuje więc z absurdalnego dążenia do podwyższania poziomu redukcji CO2 i to wbrew własnym zapowiedziom, że zadeklaruje wyższy cel tylko wtedy, gdy duże gospodarki światowe uczynią to samo. Ponad miesiąc temu, na konferencji klimatycznej w Durbanie padła wyraźna odpowiedź tych krajów i "reszty świata": NIE dla unijnych aspiracji redukcyjnych - dokładnie z tego samego powodu, dla którego Polska chce renegocjowania lub zawieszenia pakietu, czyli ze względu na niekorzystne skutki gospodarcze tak radykalnego forsowania gospodarki niskoemisyjnej.
Raport ma zatem uspokoić opinię społeczną Europy, mocno już sfrustrowaną kryzysem, wykazując, że koszty realizacji podwyższonego do 25 procent celu redukcyjnego będą niższe niż wcześniej szacowano. Tym pięknym lobem KE próbuje przeforsować, niejako pozatraktatowo, podwyższenie celu redukcyjnego o 5 procent ponad poziom pakietu energetyczno-klimatycznego, gdyż według jej "wyliczenia" cała gospodarka UE (poza sektorem energetycznym) - zapłaci za to 25 mld euro, do roku 2020.
Pies pogrzebany jest jednak w sformułowaniu "koszt podwyższenia celu redukcyjnego", bo pozwala ukryć fakt, że owe 25 miliardów to koszt owych 5 procent zwiększenia - z 20 do 25 procent. Pełny koszt realizacji pakietu jest jednak zdecydowanie mniej optymistyczny, gdyż wyniesie 70 mld euro wyjętych z kieszeni europejskich podatników jako podwyższona cena energii.
Dla polskiej gospodarki
koszt ten od początku szacowany był na radykalnie wyższym poziomie - ok. 100 mld złotych, z jednego zasadniczego powodu: jesteśmy jedynym krajem UE o tak wysokim, 95 proc. udziale węgla w produkowaniu energii elektrycznej. Dlatego raportowane "mniejsze koszty podwyższenia celu redukcji do 25 proc", szacowane dla Polski na poziomie 1,1 mld euro są szczytem urzędniczej hipokryzji, gdyż suma obu kwot daje nam 110 mld złotych do roku 2020 - czyli o w okresie coraz bardziej realnego kryzysu gospodarki światowej!
Nie odważę się dręczyć naszych Czytelników pozostałą częścią niewiarygodnych dla mnie liczb z raportu. Zastanawia mnie jednak wiara w magię ich irracjonalnych argumentów. I talent do żonglerki liczbami, tak skompromitowanej przez kryzys finansowy, z którym UE nie może sobie poradzić?
Manipulacją jest przede wszystkim wyłączenie z bilansu kosztów sektora energetyki, która w Polsce wymaga ogromnych inwestycji modernizacyjnych, także w energię z OZE. Pominięto również koszty zakupu praw do emisji CO2, jako środki, które trafią do budżetu państw remitentów, pomijając całkowicie fakt, że środki te - w przypadku Polski owe 100 mld zł - zostaną najpierw wydarte z kieszeni polskich obywateli, już teraz zajmujących w europejskim rankingu zamożności 4 miejsce od tyłu.
Raport oceniam jako próbę manipulowania opinią publiczną przy pomocy ekologicznych frazesów, tak naiwnych jak na przykład twierdzenie, że redukcja 10 procentowej emisji UE o 20 lub 25 procent (czyli w skali globalnej o 0,2 lub 0,25 procenta poprawi zdrowie i zmniejszy śmiertelność w UE!
Pozostaje jedynie zapytać eurokratów, czy znają technologię, która obroni klimat Europy przed emisjami z Chin i USA (łącznie 41 proc. globalnej emisji CO2).
Może pomoże podwyższenie muru chińskiego i zbudowanie nowego muru berlińskiego? Odzyskane zostaną w ten sposób miejsca pracy utracone w całej gospodarce europejskiej, zaduszonej przez chorą miłość eurokratów do gospodarki niskoemisyjnej.
W tym miejscu pozostaje mi jedyni skorzystać z ulubionego tekstu mojego mechanika samochodowego, który wkurzony na niedoróbki uczniów pyta ich elegancko: młody, to sabotaż, czy tylko głupota?
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.