Uran w ciągu ostatniego roku potaniał o jedną trzecią. Jeszcze w lutym 2011, gdy cena uranu była najwyższa od 2008 r., analitycy oceniali, że na początku br. będzie dwa razy wyższa ze względu na rosnący popyt przy mniej więcej stałej produkcji.
Ze względu na specyfikę - przede wszystkim niewielką płynność - na rynku uranu nie prowadzi się notowań ciągłych, jak na rynkach innych surowców. Za najważniejszy wskaźnik tego rynku traktowany jest publikowany co tydzień indeks spot, ustalany na podstawie danych z zawieranych kontraktów. Dotyczy funta tlenku uranu o wzorze U3O8, stosowanego jako paliwo jądrowe i ze względu na charakterystyczną barwę zwanego "yellowcake" - "żółte ciasto".
Na początku 2012 r. indeks ten wynosił 52 dol. za funt, podczas gdy w lutym 2011 r. było to 73 dol. za funt. Roczny wykres indeksu wskazuje na stały spadek. Po awarii w Fukushimie ceny uranu nie zanotowały większych wahnięć. Gwałtownie, choć chwilowo, spadły jedynie kursy akcji firm górniczych, wydobywających rudę uranu.
Między 1995 a 2005 rokiem cena spot uranu utrzymywała się w granicach 20 dolarów za funt, potem bardzo szybko wzrosła i w 2007 r. osiągnęła rekordowe 140 dol. Z kolei w 2008 r. także szybko spadła do poziomu ok. 40 dol., na którym utrzymywała się do 2009 r. Wtedy zaczęła rosnąć, dochodząc w lutym 2011 r. do maksimum - prawie 75 dol.
Rok temu analitycy cytowani przez serwis "The Energy Report" oceniali, że istnieje duża szansa, iż cena uranu w ciągu roku podwoi się. Teraz obserwatorzy wstrzymują się z prognozami. Ogólnie szacują, że w perspektywie kilku lat cena uranu będzie jednak rosnąć, w związku z rozbudową energetyki jądrowej. Na świecie w planach bądź w budowie jest ponad 200 reaktorów, które rocznie będą potrzebowały 33 tys. ton paliwa. Obecne roczne zużycie w prawie 450 reaktorach to prawie 70 tys. ton.
Ogromna większość reaktorów energetycznych działa na uranie wzbogaconym w rozszczepialny izotop U-235. W drodze od "yellowcake" do reaktora uran musi więc przejść przez zakład wzbogacania w U-235, potem w kolejnej wyspecjalizowanej fabryce zostaje zamknięty w elementach paliwowych. Takie fabryki ma zaledwie kilka wiodących koncernów w branży.
Kilka dni temu Iran ogłosił, że udało mu sie wyprodukować element paliwowy do reaktora rosyjskiej konstrukcji, który w 2011 r. został uruchomiony w elektrowni w Buszehr.
W ocenie eksperta ds. bezpieczeństwa jądrowego, prof. Andrzeja Strupczewskiego, z punktu widzenia energetyki nie ma to wielkiego znaczenia, natomiast oznacza to osiągnięcie przez Irańczyków pewnego poziomu technicznego.
- Uran używany w elektrowni ma stopień wzbogacenia w rozszczepialny izotop 235 rzędu 3-5 proc., To jest świadectwem, że rzeczywiście potrafią uran wzbogacić, bo uran naturalny ma 0,7 proc. U-235 - powiedział Strupczewski. Dodał, że na razie nie oznacza to też niczego z punktu widzenia wojskowego, bo do celów militarnych uran musi być wzbogacony w ponad 90 proc.
- Opanowanie produkcji elementu paliwowego dla kraju o poziomie technicznym Iranu jest możliwe, natomiast problemem są wymagania wobec takich elementów. One muszą być bardzo szczelne i trwałe. To, że ktoś wyprodukuje jeden element paliwowy, nawet jeśli szczęśliwie przejdzie próby, nie jest dowodem na to, że tysiące takich elementów w przyszłości będzie pracowało niezawodnie. To jest dopiero początek drogi Irańczyków - powiedział Strupczewski.
Jak wyjaśnił, w światowych standardach przyjmuje się, że w ciągu roku pracy w reaktorze uszkodzeniu może ulec jeden na 30 tys. elementów paliwowych.
Iran jest objęty embargiem ONZ i nie mógł kupić uranu na wolnym rynku. "Prawdopodobnie pochodzi z własnych złóż Iranu, bo to dość rozpowszechniony pierwiastek. Natomiast musiał zostać wzbogacony w zakładach, które Irańczycy wybudowali" - zauważył prof. Strupczewski. Z kolei kontrakt z Rosją zakłada, że wszystkie elementy paliwowe - po cyklu w reaktorze - wracają do tego kraju.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.