Trzy pytania do Marka Klementowskiego, wiceprzewodniczącego Komisji Zakładowej Solidarności w KWK Bobrek-Centrum.
Jak zareagowali pracownicy kopalni po ogłoszeniu przez prezydenta Bytomia, że negatywnie zaopiniował jej plan ruchu na najbliższe dwa lata?
Niepokojem, niepewnością o przyszłość swoją i swoich rodzin. Po tym jak w mediach ukazały się informacje z konferencji prasowej prezydenta, pracownicy nieustannie przychodzili do siedziby związku, dopytywali... Sam też kręciłem się wśród załogi, rozmawialiśmy. To nadal jest gorący temat, dlatego dziś i jutro organizujemy masówki, aby wrócić do tej sprawy oraz zastanowić się, jak związek ma dalej postąpić w zaistniałej sytuacji. A ta jest groźna. Prezydent miasta, negując w całości plan ruchu, musiał mieć świadomość, że konsekwencją jego decyzji będzie zamknięcie ostatniej kopalni w Bytomiu, największego tutejszego pracodawcy, zakładu, z którego żyje 3400 ludzi. Fałszywie stawia przy tym sprawę, że jego opinia nie jest wiążąca dla zatwierdzającego plan ruchu urzędu górniczego. To po co ją wydał? Trudno sobie wyobrazić, by dyrektor Okręgowego Urzędu Górniczego mógł i chciał ją zignorować. A bez zatwierdzonego planu ruchu od stycznia kopalnię trzeba będzie zamykać z wszystkimi tego konsekwencjami.
Prezydent Piotr Koj - Pan także przysłuchiwał się tej konferencji - argumentował, że musi chronić bytomian przed niebezpieczeństwami, które wiążą się z wpływem eksploatacji na powierzchnię. Odrzuca Pan jego racje?
Jeżeli mieszkamy na terenie górniczym, to wiadomo, że takie wpływy będą. Ale proszę mi pokazać włodarza miasta, który mówi: "No dobra, zamykam tę kopalnię, bo jest mi ona niepotrzebna". Prezydent lekceważąco mówił o pieniądzach, które gmina otrzymuje od kopalni w postaci lokalnych podatków. To ja pytam, dlaczego w Bytomiu nie widać jakoś ważnych inwestycji? Dlaczego prezydent Rudy Śląskiej - bez zwoływania spektakularnych konferencji prasowych - mógł wystawić bloki i przeprowadzić do nich ludzi z familoków? Czy komuś coś się stało? Nie.
Mówił Pan, że na dzisiejszych i jutrzejszych masówkach zastanowicie się, jak związek postąpi dalej w tej sprawie. A co może zrobić?
Wiele rzeczy. Najpierw poruszymy niebo i ziemię. Przecież to może być zagłada kopalni. Będziemy pisali protesty, alarmowali wszystkich, którzy mogą pomóc w przecięciu fatalnego biegu rzeczy. Przyciśnięci do ściany, będziemy organizowali manifestacje w obronie kopalni. Niewykluczone, że skrajnie zdeterminowani pracownicy przystąpią do strajku głodowego na dole. No bo do czego ludzie mają wyjeżdżać, jeśli miałoby nie być kopalni? Do wegetacji w ubóstwie?
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Komentarz usunięty z powodu naruszenia regulaminu
pod miastami fedruja a tam gdzie byly pola lasy kopalnie zamkneli kwk czeczott