Od dawna nie notowany kryzys na rynku metali kolorowych spowodował, ze ceny miedzi spadły o ok. 35 procent w stosunku do swoich najwyższych notowań z lutego tego roku. Ponieważ skala zysku KGHM w stosunku do najwyższych cen waha się w granicach 0,3 - 0,5 wychodzi na to, że obecna cena miedzi wynosząca 6,7 tys. dolarów za tonę (3.10), jest na granicy kosztów. Poniżej może być już tylko deficyt.
Tak drastyczne spadki cen miedzi występowały nie jeden już raz w pięćdziesięcioletniej historii KGHM. Wtedy zaciskano pasa, oszczędzano przede wszystkim na wydatkach. Ograniczano roboty udostępniające, rezygnowano z zapasów, z zakupów nowego sprzętu i z innych kosztownych inwestycji. Teraz odwrotnie. Szalejący na świecie kryzys nie robi żadnego wrażenia ani na zarządzie tej spółki, ani na pracownikach reprezentowanych przez tutejsze związki zawodowe. Wszyscy są tu pewni, że kolosalne zyski osiągnięte w czasie koniunktury pozwolą przetrwać firmie najgorsze czasy i jeszcze kryzys ten wykorzystać dla swoich celów. Jest to diametralne odwrócenie dotychczasowej taktyki i strategii firmy stosowanej w chwilach dla niej najtrudniejszych.
Im gorzej, tym lepiej
Dotąd spadek cen miedzi zawsze negatywnie odbijał się na zyskach KGHM. Ostatni rok niezwykle wysokich cen tego metalu spowodował, że odłożono tu dziesiątki miliardów złotych na "czarną godzinę". Ten moment właśnie nastąpił. Teraz w przeciwieństwie do wszystkich innych producentów miedzi KGHM może wydawać i za pieniądze te tanio kupować, co tylko zapragnie. Jest to trochę dziwne w sytuacji kiedy stopa zysku pozostałych konkurentów miedziowych jest blisko dziesięciokrotnie wyższa niż w lubińskiej spółce. Być może, że konkurencja nic nie odkładała, a teraz kiedy zysk KGHM osiąga poziom zerowy, oni mają nadal zyski już o połowę niższe, czyli tylko piętnastokrotne przewyższające skalę kosztów. Na zależności te jednak nikt nie zwraca uwagi.
Polskie media komentujące to, co dzieje się w KGHM są pełne zachwytu i najwyższego uznania dla tej taktyki i strategii postępowania. Dzieje się tak dlatego, że spadek cen na giełdzie powoduje również obniżenie wartości zagranicznych złóż, które KGHM zamierza zakupić na wszystkich kontynentach świata. To doprowadza do euforii zarząd i pracowników firmy. Nowo nabyte złoża w Kanadzie, Chile, Peru i w Afryce mają zapewnić jej wysoką rentowność przez następne dziesiątki lat. W tej sytuacji pogarszająca się sytuacja na rynku miedzi działa niezwykle korzystnie na rzecz zakupów nowych złóż miedzi. Krótko mówiąc, im gorzej na rynku miedzi tym dla KGHM lepiej.
Podbramkowa sytuacja
Długofalowy plan strategiczny przewiduje wzrost produkcji miedzi z obecnych ok. 550 tys. ton do 700 tysięcy ton miedzi w 2018 roku. Plan jednak nie wspomina o tym ile ma być miedzi z własnych złóż, a ile z zakupu złomu. Teraz blisko 20 proc. produkcji pochodzi z tego właśnie źródła. Relatywnie więc w stosunku do produkcji z własnego złoża obserwowany jest stały spadek wielkości wydobycia i odzysku miedzi. W ogólnym rozrachunku jest on wyrównywany zakupami miedzianego złomu. Tymczasem brak pomysłów, jak zwiększyć wydobycie z własnego złoża.
Proste metody nie dają już efektów.
Własne złoże jest położone coraz głębiej i w coraz wyższej temperaturze. Osiąga ona na tej głębokości ok. 40 stopni Celsjusza. Na domiar złego pojawiają się oznaki występowania gazu ziemnego w najgłębszych wyrobiskach. Jest on związany z niżej występującymi łupkami. Proponowane przez zagraniczne firmy pozyskiwanie tutaj gazu łupkowego jest coraz poważniej brane pod uwagę. Skutkiem tego procesu obok zysków z jego sprzedaży ma być odgazowanie podziemnych wyrobisk górniczych. Punktowe schładzanie atmosfery tylko w miejscach pracy ludzi jest niezwykle kosztowne. Każdy rok prowadzi do pogorszenia się tych warunków, bo eksploatowane złoże zapada coraz głębiej. W tej sytuacji zdano sobie sprawę, że firmę może uratować tylko ucieczka do przodu. Mają nią być właśnie zagraniczne zakupy eksploatowanych już złóż miedzi poza granicami naszego kontynentu.
Gorączkowe rozjazdy, wyjazdy, obietnice, że już za miesiąc, że jeszcze w tym roku wszystko to się stanie świadczą, że wbrew pozorom sytuacja jest podbramkowa.
Plan B
Zagraniczne zakupy to plan A. Ich warunkiem jest stabilna sytuacja polityczna w krajach zakupu. Tam jednak, gdzie tak jest to złoża albo są najdroższe, albo też nic nie warte, w które trzeba włożyć jeszcze kolejne miliardy nie złotówek, ale dolarów. Gdyby nastąpiły trudności w realizacji strategii zakupów zagranicznych opracowano plan rezerwowy zgazowania węgla brunatnego w pokładach zalegających ponad eksploatowanymi złożami rud miedzi. Jego słabym punktem jest brak w KGHM doświadczonej kadry związanej z tą specjalnością.
Istniejące kopalnie węgla brunatnego oraz ich zaplecze naukowe uważają, że jest to wszystko możliwe tylko w teorii. Jednak KGHM nie zamierza odstąpić od raz powziętej w tej sprawie decyzji. Ignorując stanowisko nauki polskiej w tej sprawie opiera swoje prognozy na doświadczeniach Chińczyków!! Mają oni zalegające tutaj miliardy ton węgla brunatnego zgazować nie licząc się z żadnymi kosztami i trudnościami, bo przygotowane są na ten cel kolosalne kapitały. To, że nikomu dotąd tego rodzaju węgla brunatnego, jaki jest w okolicach Legnicy i Lubina nie udało się zgazować, nikogo tu nie interesuje. My będziemy pierwsi na świecie. Nie zmienia to faktu, że się na tym nie znamy. Wystarczy, że znają się na tym Chińczycy, do których KGHM ma bezgraniczne zaufanie. Jak wiadomo, zaufanie to dobra rzecz, ale kontrola i rzeczywistość to całkiem co innego. Plan B polega na zgazowaniu węgla brunatnego i uniezależnienie się pod tym względem od dostaw z zewnątrz. Pierwsze decyzje już w tym zakresie zapadły o czym wyraźnie mówią przygotowane na dzień 20 października uchwały Walnego Zgromadzenia Akcjonariuszy.
Spokój przed burzą
Często powtarza się tutaj hasło, że tylko spokój może nas uratować. Z jednej strony jest to hasło wiece pomocne w każdej trudnej sytuacji. Jednak stały spokój wokół niczym niezachwianej przyszłości KGHM zaczyna być niepokojący. Kryzys, który zamierza się pokonać łatwymi i tanimi zakupami złóż za granica wydaje się mało realny. Po pierwsze KGHM jest jedną z najmniej opłacalnych tego rodzaju firm na świecie.
Inni też działają inwestują i realizują swoje sensowne projekty. Oto zabezpieczenia jakich się chwyta wydają się być co najmniej szalone, które znajdują poparcie tylko w nie znających się na tym mediach. Jest rzeczą bardzo charakterystyczną, że wszystkie instytucje naukowe w Polsce odnoszą się z dużą rezerwą do tego rodzaju projektów górniczych. Przede wszystkim dotyczy to dwóch najważniejszych pod tym względem instytucji jakimi są Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie oraz Państwowy Instytut Geologiczny w Warszawie.
Mając z miedziowej spółki wiele innych zleceń wolą one taktownie milczeć i czekać na wyniki działania, niż otwarcie wspierać bardzo ryzykowne i mało prawdopodobne zamierzenia. Wydaje się, że gorączkowe próby zaradzenia złej sytuacji jaka zawisłą nad KGHM są już po pierwsze wielce spóźnione. Po drugie są one nastawione tylko na sukces medialny, co w tym wypadku osiąga się bez większych kłopotów.
Media mają wpływ na polityków, którzy kontrolują tę firmę. Dobre samopoczucie polityków jest pierwszym zadaniem dla kierownictwa KGHM. Inaczej nastąpiła by tutaj kolejna "zmiana warty". Politycy uważając, że mają do czynienia z fachowcami, bezgranicznie ufają wszystkim pomysłom i zamiarom jakie są zgłaszane ze strony zarządu tej firmy. Tak narasta wzajemna skala wprowadzania się w krainę spokoju, kompetencji i niczym nie zagrożonej przyszłości. Spokój o którym marzą menadżerowie KGHM nie tylko może ich uratować, ale może też ich usypiać, a może też być ciszą przed nadchodząca burzą. Ta burza wobec światowego kryzysu jest wielce prawdopodobna. I na jej spotkanie należałoby się raczej przygotować. Jak na razie nie widać tego rodzaju oznak realnej oceny sytuacji.
Konfitury
Przynajmniej od czasu transformacji ustrojowej w 1989 roku KGHM słynie z niekonwencjonalnych pomysłów, które kosztują miliony, a czasem nawet miliardy złotych wywalanych po prostu w błoto. O sytuacji takiej decydują układy towarzysko - polityczne i ich powiązanie z decydentami rządowymi i to niezależnie od tego, jaka opcja sprawuje władzę. Nie na darmo wśród polityków na temat tej spółki mówi się, że są to "konfitury". Po prostu jest ona tak bogata, że każde ich szaleństwo przetrzyma. Niestety, nadchodzą złe czasy. Szalone pomysły nakierowane na dobry pijar mogą tym razem źle się skończyć. Szkoda by było, aby tak zasłużona, bogata i z takimi tradycjami firma została zlikwidowana na skutek szaleństwa politycznych sponsorów i ich wiernych wykonawców.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.