Roman Tabiś, główny inżynier ds. BHP w sosnowieckiej spółce, z satysfakcją wspomina niedawny moment, kiedy odbierał w Krakowie elegancki dyplom z grawerunkiem, potwierdzającym III miejsce „Kazimierza-Juliusza” w konkursie Szkoły Eksploatacji Podziemnej i Wyższego Urzędu Górniczego – „Bezpieczna Kopalnia”. Nazajutrz zawisł w siedzibie zarządu spółki obok poprzednich, identycznych, jako piąty w ogóle i czwarty, zdobywany przez sosnowiczan rok po roku.
Wyróżnienia i miłe gesty są jednorazowe. Natomiast każdy z kolejnych dyplomów zaświadcza o ciągłości w poważnym traktowaniu spraw bezpieczeństwa w sosnowieckiej kopalni. W tym sensie laureatami konkursu są wszyscy jej pracownicy, codziennie wracający po dniówce do domu bez uszczerbku na zdrowiu.
Nieprzypadkowo więc Roman Tabiś akcentuje, że biegnie dziesiąty już rok bez wypadku śmiertelnego i ciężkiego w „Kazimierzu-Juliuszu”. W ubiegłym roku zdarzyło się 51 wypadków lekkich. Bywały okresy – najdłuższy 33 dni – kiedy tutejsi górnicy w ogóle zdołali uniknąć jakichkolwiek urazów przy pracy.
„Kazimierz-Juliusz” jest, rzeczywiście, niewielką kopalnią. Zatrudnia 1388 pracowników, w tym 1077 pod ziemią. Jej średnie wydobycie wynosiło w ub. r. 2,4 tys. ton węgla na dobę. Osiąganych w niej standardów bezpieczeństwa nie można jednak przypisywać ani niewielkiemu zatrudnieniu, ani łaskawości natury. Tutejsi górnicy mają do czynienia z zagrożeniem tąpaniami (I i II stopnia), pyłowym (w klasie B), wodnym (II i III stopnia), metanowym (I kategorii) oraz wynikającym ze skłonności węgla do samozapalenia (grupa 5).
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.