18 listopada 2009 13:16
:
:
autor: Adam Maksymowicz - nettg.pl
Prywatyzacja Pracownicza Ministerstwa Gospodarki
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Na moją skrzynkę emailową prominentny
zwolennik akcjonariatu i zasłużony w
tej materii autor z UW we Wrocławiu
przesyła nieustannie informacje
udowadniające mi błąd w
przeciwstawianiu polskich związków
zawodowych koncepcji akcjonariatu
pracowniczego. Pomija on tytuł tego
tekstu, mimo, że sam jest ekspertem MG.
Jest faktem, że w tytule brakuje
dopiasania "polskiego", ale wynika to
wyraźnie z tresci. Wobec jego
bezwzglednego w tej sprawie uporu
obiecałem, ze więcej nie napiszę
żadnego pozytywnego tekstu o
akcjonariacie pracowniczym. Za co
przepraszam wszystkich Czytelników i
zwolenników tego wspaniałego moim
zdaniem rozwiązania ekonomicznego. W
tej materii nie toleruję domowego
nękania mnie, zamiast odważnego
zabrania głosu publicznie na tych
stronch, które specjanie zostały do
tego stworzone.
Interesy pracowników i tych samych
akcjonariuszy są identyczne. Wszak, jak
rozumiem człowiek nie może mieć
różnych interesów w tej samej sprawie
to znana polska specjalność: jestem
za, a nawet przeciw. Lecz zgadzam się,
co istnienia związków zawodowych i ich
roli w tych firmach, jako zrzeszających
pracowników nie będących
akcjonariuszami. Choć z drugiej strony
jest to podział rzeczowy, a nie prawny
i dlatego mogą być związkowcami też
akcjonariusze. Nie uważam tego jednak
za konieczne, niebędne itp. Po prostu
jest wolność przynależności do
związków zawodowych. O absurdalności
zdanie podtrzymuję, choć
rzeczywistość może byc inna z
wymienionych powodów. Jest jeszcze
jedna sprawa, która dotyczy
funkcjonowania związków zawodych w
tych firmach. Mają one na ogół setki
lat swojej tradycji i nie tak jak w
Polsce zwalczają akcjonariat. Być
może, ze tam są nawet inicjatorami
tego rodzaju własności pracowniczej.
Stąd ich rola tam może być całkiem
inna. Zgadzam sę, że może zbyt
radykalnie spojrzałem na rolę
związków zawodowych w oparciu o raczej
smutne doświadczenia krajowe.
>>"O roli i istnieniu związków
zawodowych nic nie słyszałem w tych
firmach.">>
Funkcjonuje tam i cieszy się pełną
reprezentatywnością (potwierdzoną
sądownie) paleta francuskich central
związkowych od prawa do lewa: FNME-CGT,
FCE-CFDT, FNEM-Force Ouvriere, UNSPIEG w
chrześcijańskiej CFTC, FIEG CFE-CGC.
Co więcej, z branżowymi organizacjami
ogólnokrajowych ZZ zgodnie
współpracują syndicats des
actionaires saleries, czyli... związki
akcjonariuszy pracowniczych!
>>"Teoretycznie związki zawodowe w tych
firmach musiałyby walczyc same ze
sobą, co jest raczej mało twórcze,
aby nie powiedzieć, że wręcz
absurdalne">>
Czyli Pana zdaniem interesy pracowników
jako akcjonariuszy są przeciwstawne do
interesów tych samych pracowników jako
pracowników? W takim razie w samej idei
akcjonariatu pracowniczego musiałaby
występować wewnętrzna sprzeczność,
co czyniłoby absurd właśnie z
programu prywatyzacji pracowniczej!
Na szczęście w rzeczywistości nie
jest tak źle: actionaires saleries
zwykle występują wspólnie z ZZ
przeciwko krytykowanym zarządom firm.
Otóż, już sam fakt,że MG wprowadza
program prywatyzacji pracowniczej tylko
i wyłącznie na życzenie pracowników,
jest najbardziej istotnym elementem
różnicy pomiędzy nim, a pozostałymi
dotąd projektami, wprowadzanymi
odgórnie w sposób prawie totalitarny.
Po drugie to ja osobiście i na własną
odpowiedzialność doceniam ten program.
Jak wynika z materiałów MG ma on do
niego stosunek może nie sceptyczny, ale
przynajmniej bardzo powściągliwy, co w
moim tekście jest zarzutem pod adresem
MG. Własnością pracowniczą zajmuję
się od wielu lat, więc mam prawo do
osobistej jego oceny opartej jednak na
rzeczowych przesłankach i zagranicznych
doświadczeniach. Tych doświaczeń
zagranicznych w krajach
kapitalistycznych w pozostałych
przogramach nie ma w sensie pozytywnym.
To upoważnia mnie do poparcia i do
apelu o dalszy rozwój tej formy
własności. O roli i istnieniu
związków zawodowych nic nie
słyszałem w tych firmach. Natomist
wiem o zz i ich negatywnym stanowisku w
Polsce, o czym również pisałem na
tych stronach np. w KGHM. Teoretycznie
związki zawodowe w tych firmach
musiałyby walczyc same ze sobą, co
jest raczej mało twórcze, aby nie
powiedzieć, że wręcz absurdalne.
Prywatyzację pracowniczą przedstawia
Pan jako przełomowy program rządowy
bez precedensu. Ja z kolei przypominam
sobie, jakie frazesy rząd RP fundował
obywatelom przed dziesięciu laty przy
okazji PPP i NFI. Pana dzisiejsze
nadzieje są niemal cytatami ówczesnych
propagandowych obietnic, że oto
nareszcie staniemy się właścicielami
majątku publicznego i jakiż to wpływ
zyskamy. Ośmielę się przypomnieć,
że praktyka dowiodła, iż ten wpływ i
udział we własności wyceniano
średnio na 20 złotych polskich pln a
ludzie pozbywali się go na rzecz
operatywnych graczy kumulujących
pakiety świadectw. Rozproszenie
ówczesnego "akcjonariatu
obywatelskiego" znikło szybciej niż
powstało. Dlaczego tym razem miałoby
być inaczej?
Druga moja wątpliwość dotyczy ZZ. Z
Pana tekstu wynika, że ZZ nie
funkcjonują albo nie mają znaczenia w
takich przedsiębiorstwach, jak
wymieniane EDF, Suez, Voestalpine. Czy
aby na pewno?
Szczytnych motywów to tutaj nie ma. I
dobrze. W wielkich firmach o światowym
zasięgu akcjonariat pracowniczy jest
częściowy np. 30, 40 procent. Choć i
są tu giganty całkowicie w rękach
pracowników. Proszę jednak zauważyć,
czym różni się u nas nawet biegły
polityk w przebijaniu sie do mediów od
pierwszego lepszego robotnika. Moim
zdaniem polityk jest tylko bardziej
bezczelny i bezwzględny. Czy to taka
istotna różnica? Rozumu w nim nie ma
więcej niż u przeciętnego
Kowalskiego. Może nie idealizujmy
polityki i wynajętych przez nich
menadżerów na swój wzór i
podobieństwo. Natomiast MG moim zdaniem
stara się zatrzymać wzrost bezrobocia,
a minister przy tej okazji upiecze
swoją wyborczą kiełbasę. Jednakże
nie widzę w tym niczego złego. Od tego
jest minister, aby dbał o innych, ale
też i o siebie.
Polska nie jest jeszcze „normalnym”
krajem w sensie odbiurokratyzowania i
odpolitycznienia. W realiach
biznesowych WP będzie miała jednak
sens bo przedsiębiorstwo zrzuci z
siebie całą „czapkę” w postaci
dyrektyw i nakazów kierowanych z Partii
rządzacej nie wspominając o wyrzuceniu
całej masy pseudofachowców
przewalających się na stołkach w tych
firmach. Ale czy MG o tym myśli? Raczej
wątpie w takie szczytne motywy. Według
mnie chodzi o wyciągnięcie kasy od
pracowników i zmniejszenie dopłat do
przedsiębiorstw, które MG chce się
pozbyć. Nie wspomnę tu o
Schadenfreude obecnie panujących jak
się ubodzie ZZ przy okazji.
Zgadzam się z Panem. Polscy
interlokutorzy nie potrafią
dyskutować, od razu wyciągają
cięźką artylerię do dość
spokojnych argumentów. Własność
pracownicza w polskiej rzeczywistości
postkomunistycznej wydaje się dobrą
drogą dla niewielkich firm aby
zachęcić do zaangazowania pracowników
w zarządzanie w prosty sposób.
Przyświeca temu idealistyczne
podejście , ze posiadając udział w
przedsiębiorstwie człowiek się zmieni
i będzie mu zalezało na dobru
wspólnym. Pytanie , które sobie trzeba
zadać , dlaczego nie interesuje go los
przedsiebiorstwa obecnie przed zmianą?
Co takiego się stanie po przejęciu
pracowniczym szczególnie w tych
ogromnych firmach , które Pan przytacza
z Francji czy Austrii? Jaka jest
róznica między posiadaniem akcji w
spółce giełdowej a udziałem we
własności pracowniczej? Obie muszą
być zarządzane przez wykwalifikowanych
menadzerów i nadzorowane przez
nominowanych dyrektorów. Zgadzam się,
ze w przypadku małych i średnich firm
Własność pracownicz jest OK, w
większych się nie sprawdzi na długą
metę.
Dziekuję za to pytanie i zajęcie
stanowiska. Kilka lat temu sprzeciwiłem
się na łamach "Opcji na Prawo" Nr 3/27
i 4/28/2004 liberalnej krytyce
akcjonariatu pracowniczego, jako
"utopii" którą podją red. Tomasz
Teluk późniejszy Dyrektor Instytutu
Globalizacji. Nie bardzo wypadało mi
pisać we własnej sprawie, ale jak
domaga sie tego Czytelnik sygnalizuję,
że Pan Dyrektor nie tyle podją się
dyskusji merytorycznej. Tylko
opublikował cały artykuł wyzwisk i
ubliżających mi określeń, których
nie chcę tutaj nawet powtarzać. To
jego miałem na mysli i ludzi, którzy
podjęli decyzję o publikowaniu
oszczerstw skierowanych przeciwko
autorowi, który ośmielił sie bronić
akcjonariatu pracowniczego. Starałem
sie to napisać oględnie, ale jak
zostałem wywołany do tablicy, to
piszę o co tu chodzi. Oczywiścire, że
skrajny to nie marginalny. Skrajny, to
moim zdaniem właśnie jak w tym
przypadku, ktoś, kto zamiast rzeczowych
argumentów posługuje się
pomówieniami, oszczerstwami i
wyzwiskami. Ktoś komu puszczają nerwy.
Pozdrawiam
Adam M.
Manierą dziennikarzy, pokazana w tym
artykule niestety, jest nazywanie ludzi
o innym podejściu do gospodarki jako"
skrajni liberałowie i globaliści". Co
Pan rozumie jako „skrajny”? Czy
marginalny? Akuratnie nie jest to
margines bo warto spojrzeć na
strukturę własnościową w całości
gospodarek w USA i krajach europejskich.
Skrajny i marginalny jest udział
własności pracowniczej.
Na moją skrzynkę emailową prominentny zwolennik akcjonariatu i zasłużony w tej materii autor z UW we Wrocławiu przesyła nieustannie informacje udowadniające mi błąd w przeciwstawianiu polskich związków zawodowych koncepcji akcjonariatu pracowniczego. Pomija on tytuł tego tekstu, mimo, że sam jest ekspertem MG. Jest faktem, że w tytule brakuje dopiasania "polskiego", ale wynika to wyraźnie z tresci. Wobec jego bezwzglednego w tej sprawie uporu obiecałem, ze więcej nie napiszę żadnego pozytywnego tekstu o akcjonariacie pracowniczym. Za co przepraszam wszystkich Czytelników i zwolenników tego wspaniałego moim zdaniem rozwiązania ekonomicznego. W tej materii nie toleruję domowego nękania mnie, zamiast odważnego zabrania głosu publicznie na tych stronch, które specjanie zostały do tego stworzone.
Interesy pracowników i tych samych akcjonariuszy są identyczne. Wszak, jak rozumiem człowiek nie może mieć różnych interesów w tej samej sprawie to znana polska specjalność: jestem za, a nawet przeciw. Lecz zgadzam się, co istnienia związków zawodowych i ich roli w tych firmach, jako zrzeszających pracowników nie będących akcjonariuszami. Choć z drugiej strony jest to podział rzeczowy, a nie prawny i dlatego mogą być związkowcami też akcjonariusze. Nie uważam tego jednak za konieczne, niebędne itp. Po prostu jest wolność przynależności do związków zawodowych. O absurdalności zdanie podtrzymuję, choć rzeczywistość może byc inna z wymienionych powodów. Jest jeszcze jedna sprawa, która dotyczy funkcjonowania związków zawodych w tych firmach. Mają one na ogół setki lat swojej tradycji i nie tak jak w Polsce zwalczają akcjonariat. Być może, ze tam są nawet inicjatorami tego rodzaju własności pracowniczej. Stąd ich rola tam może być całkiem inna. Zgadzam sę, że może zbyt radykalnie spojrzałem na rolę związków zawodowych w oparciu o raczej smutne doświadczenia krajowe.
>>"O roli i istnieniu związków zawodowych nic nie słyszałem w tych firmach.">> Funkcjonuje tam i cieszy się pełną reprezentatywnością (potwierdzoną sądownie) paleta francuskich central związkowych od prawa do lewa: FNME-CGT, FCE-CFDT, FNEM-Force Ouvriere, UNSPIEG w chrześcijańskiej CFTC, FIEG CFE-CGC. Co więcej, z branżowymi organizacjami ogólnokrajowych ZZ zgodnie współpracują syndicats des actionaires saleries, czyli... związki akcjonariuszy pracowniczych! >>"Teoretycznie związki zawodowe w tych firmach musiałyby walczyc same ze sobą, co jest raczej mało twórcze, aby nie powiedzieć, że wręcz absurdalne">> Czyli Pana zdaniem interesy pracowników jako akcjonariuszy są przeciwstawne do interesów tych samych pracowników jako pracowników? W takim razie w samej idei akcjonariatu pracowniczego musiałaby występować wewnętrzna sprzeczność, co czyniłoby absurd właśnie z programu prywatyzacji pracowniczej! Na szczęście w rzeczywistości nie jest tak źle: actionaires saleries zwykle występują wspólnie z ZZ przeciwko krytykowanym zarządom firm.
Otóż, już sam fakt,że MG wprowadza program prywatyzacji pracowniczej tylko i wyłącznie na życzenie pracowników, jest najbardziej istotnym elementem różnicy pomiędzy nim, a pozostałymi dotąd projektami, wprowadzanymi odgórnie w sposób prawie totalitarny. Po drugie to ja osobiście i na własną odpowiedzialność doceniam ten program. Jak wynika z materiałów MG ma on do niego stosunek może nie sceptyczny, ale przynajmniej bardzo powściągliwy, co w moim tekście jest zarzutem pod adresem MG. Własnością pracowniczą zajmuję się od wielu lat, więc mam prawo do osobistej jego oceny opartej jednak na rzeczowych przesłankach i zagranicznych doświadczeniach. Tych doświaczeń zagranicznych w krajach kapitalistycznych w pozostałych przogramach nie ma w sensie pozytywnym. To upoważnia mnie do poparcia i do apelu o dalszy rozwój tej formy własności. O roli i istnieniu związków zawodowych nic nie słyszałem w tych firmach. Natomist wiem o zz i ich negatywnym stanowisku w Polsce, o czym również pisałem na tych stronach np. w KGHM. Teoretycznie związki zawodowe w tych firmach musiałyby walczyc same ze sobą, co jest raczej mało twórcze, aby nie powiedzieć, że wręcz absurdalne.
Prywatyzację pracowniczą przedstawia Pan jako przełomowy program rządowy bez precedensu. Ja z kolei przypominam sobie, jakie frazesy rząd RP fundował obywatelom przed dziesięciu laty przy okazji PPP i NFI. Pana dzisiejsze nadzieje są niemal cytatami ówczesnych propagandowych obietnic, że oto nareszcie staniemy się właścicielami majątku publicznego i jakiż to wpływ zyskamy. Ośmielę się przypomnieć, że praktyka dowiodła, iż ten wpływ i udział we własności wyceniano średnio na 20 złotych polskich pln a ludzie pozbywali się go na rzecz operatywnych graczy kumulujących pakiety świadectw. Rozproszenie ówczesnego "akcjonariatu obywatelskiego" znikło szybciej niż powstało. Dlaczego tym razem miałoby być inaczej? Druga moja wątpliwość dotyczy ZZ. Z Pana tekstu wynika, że ZZ nie funkcjonują albo nie mają znaczenia w takich przedsiębiorstwach, jak wymieniane EDF, Suez, Voestalpine. Czy aby na pewno?
Szczytnych motywów to tutaj nie ma. I dobrze. W wielkich firmach o światowym zasięgu akcjonariat pracowniczy jest częściowy np. 30, 40 procent. Choć i są tu giganty całkowicie w rękach pracowników. Proszę jednak zauważyć, czym różni się u nas nawet biegły polityk w przebijaniu sie do mediów od pierwszego lepszego robotnika. Moim zdaniem polityk jest tylko bardziej bezczelny i bezwzględny. Czy to taka istotna różnica? Rozumu w nim nie ma więcej niż u przeciętnego Kowalskiego. Może nie idealizujmy polityki i wynajętych przez nich menadżerów na swój wzór i podobieństwo. Natomiast MG moim zdaniem stara się zatrzymać wzrost bezrobocia, a minister przy tej okazji upiecze swoją wyborczą kiełbasę. Jednakże nie widzę w tym niczego złego. Od tego jest minister, aby dbał o innych, ale też i o siebie.
Polska nie jest jeszcze „normalnym” krajem w sensie odbiurokratyzowania i odpolitycznienia. W realiach biznesowych WP będzie miała jednak sens bo przedsiębiorstwo zrzuci z siebie całą „czapkę” w postaci dyrektyw i nakazów kierowanych z Partii rządzacej nie wspominając o wyrzuceniu całej masy pseudofachowców przewalających się na stołkach w tych firmach. Ale czy MG o tym myśli? Raczej wątpie w takie szczytne motywy. Według mnie chodzi o wyciągnięcie kasy od pracowników i zmniejszenie dopłat do przedsiębiorstw, które MG chce się pozbyć. Nie wspomnę tu o Schadenfreude obecnie panujących jak się ubodzie ZZ przy okazji.
Zgadzam się z Panem. Polscy interlokutorzy nie potrafią dyskutować, od razu wyciągają cięźką artylerię do dość spokojnych argumentów. Własność pracownicza w polskiej rzeczywistości postkomunistycznej wydaje się dobrą drogą dla niewielkich firm aby zachęcić do zaangazowania pracowników w zarządzanie w prosty sposób. Przyświeca temu idealistyczne podejście , ze posiadając udział w przedsiębiorstwie człowiek się zmieni i będzie mu zalezało na dobru wspólnym. Pytanie , które sobie trzeba zadać , dlaczego nie interesuje go los przedsiebiorstwa obecnie przed zmianą? Co takiego się stanie po przejęciu pracowniczym szczególnie w tych ogromnych firmach , które Pan przytacza z Francji czy Austrii? Jaka jest róznica między posiadaniem akcji w spółce giełdowej a udziałem we własności pracowniczej? Obie muszą być zarządzane przez wykwalifikowanych menadzerów i nadzorowane przez nominowanych dyrektorów. Zgadzam się, ze w przypadku małych i średnich firm Własność pracownicz jest OK, w większych się nie sprawdzi na długą metę.
Dziekuję za to pytanie i zajęcie stanowiska. Kilka lat temu sprzeciwiłem się na łamach "Opcji na Prawo" Nr 3/27 i 4/28/2004 liberalnej krytyce akcjonariatu pracowniczego, jako "utopii" którą podją red. Tomasz Teluk późniejszy Dyrektor Instytutu Globalizacji. Nie bardzo wypadało mi pisać we własnej sprawie, ale jak domaga sie tego Czytelnik sygnalizuję, że Pan Dyrektor nie tyle podją się dyskusji merytorycznej. Tylko opublikował cały artykuł wyzwisk i ubliżających mi określeń, których nie chcę tutaj nawet powtarzać. To jego miałem na mysli i ludzi, którzy podjęli decyzję o publikowaniu oszczerstw skierowanych przeciwko autorowi, który ośmielił sie bronić akcjonariatu pracowniczego. Starałem sie to napisać oględnie, ale jak zostałem wywołany do tablicy, to piszę o co tu chodzi. Oczywiścire, że skrajny to nie marginalny. Skrajny, to moim zdaniem właśnie jak w tym przypadku, ktoś, kto zamiast rzeczowych argumentów posługuje się pomówieniami, oszczerstwami i wyzwiskami. Ktoś komu puszczają nerwy. Pozdrawiam Adam M.
Manierą dziennikarzy, pokazana w tym artykule niestety, jest nazywanie ludzi o innym podejściu do gospodarki jako" skrajni liberałowie i globaliści". Co Pan rozumie jako „skrajny”? Czy marginalny? Akuratnie nie jest to margines bo warto spojrzeć na strukturę własnościową w całości gospodarek w USA i krajach europejskich. Skrajny i marginalny jest udział własności pracowniczej.