W ubiegłym roku wśród pracowników gospodarki narodowej w Polsce stwierdzono 3285 przypadków chorób zawodowych. W górnictwie - jak wynika z opublikowanego przed tygodniem raportu WUG - ujawniono 608 takich schorzeń, łączących się z narażeniem na szkodliwe czynniki w środowisku pracy. Oznacza to, że aż 18,5 proc. wszystkich nowo stwierdzonych chorób zawodowych w naszym kraju dotknęło pracowników sektora wydobywczego.
Górnicy wciąż najczęściej zapadają na pylicę płuc. W ubiegłym roku stwierdzono 489 nowych przypadków, co stanowi aż 81 proc. wszystkich chorób zawodowych w tej branży. Problem ten dotyczy zwłaszcza górnictwa węgla kamiennego, gdzie w 2007 r. odnotowano 471 przypadków, czyli 95 proc. całości zachorowań. Dla zilustrowania proporcji, w górnictwie rud metali schorzenie to ujawniono u 9 osób i tyleż u pracowników pozostałych gałęzi sektora wydobywczego.
Nie zmienia się struktura zapadalności na choroby zawodowe w górnictwie. Po pylicy pracownikom tej branży najczęściej dokucza trwały ubytek słuchu oraz tzw. zespół wibracyjny. W ub.r. ujawniono 57 przypadków (9 proc.) pierwszego ze schorzeń oraz 31 (5 proc.) - drugiego. Obie jednostki chorobowe również najczęściej występują w górnictwie węgla kamiennego. Trwały uszczerbek słuchu stwierdzono w ub.r. u 47 górników, zaś zespół wibracyjny - u 30.
Profilaktyka chorób zawodowych wciąż jest niedostateczna
Zachorowalność zawodowa w górnictwie - mimo rozmaitych działań profilaktycznych - nadal stanowi poważny problem. Dotyczy on zwłaszcza górnictwa węgla kamiennego, gdzie notuje się około 95 proc. zachorowań w skali sektora.
W ocenie Wyższego Urzędu Górniczego zjawiskiem "w najwyższym stopniu niepokojącym" jest pylica płuc. W ostatnich dwóch latach rosła liczba nowo ujawnianych przypadków (428 w 2006 r. i 489 w 2007 r.). W ubiegłym roku nastąpił natomiast niewielki spadek zawodowych uszkodzeń słuchu (57 przypadków wobec 77 rok wcześniej). Od kilku lat na zbliżonym poziomie utrzymuje się stan zachorowalności na tzw. zespół wibracyjny (5 proc. ogółu schorzeń zawodowych). W górnictwie współczynnik zachorowalności na 100 tys. zatrudnionych jest dziesięciokrotnie wyższy od średniego w gospodarce (w 2007 r. - 336,6 wobec 33,5).
Zdaniem autorów raportu WUG, obok specyfiki tego środowiska, przyczyną schorzeń zawodowych w górnictwie jest również zbyt mała skuteczność profilaktyki. Eksperci wskazują jednak, że stosowana obecnie może przynieść rezultaty po 2015 r. Przyjmuje się bowiem, że okres ujawniania się choroby zawodowej wynosi około 10 lat. Tak więc obecna zachorowalność ilustruje stan narażenia zawodowego z lat 90. minionego stulecia.
Chroni, gdy jest stosowany
Mirosław Koziura, wiceprezes WUG uważa, że przedsiębiorcy powinni dbać o wyposażanie górników w środki ochronne coraz bardziej zaawansowane technicznie i o lepszych parametrach. Dotyczy to szczególnie środków ochrony układu oddechowego, w tym bardziej wygodnych w stosowaniu półmasek o zmniejszonych oporach oddychania. Koziura twierdzi zarazem, że problemem nie są dziś pieniądze, bądź deficyt sprzętu ochronnego, lecz egzekwowanie jego prawidłowego stosowania.
- Zachorowalność zawodowa byłaby na pewno mniejsza, gdyby pracownicy regularnie i w pełni używali sprzętu, jakim dysponują. Poprawa tkwi więc w tym, by zwłaszcza dozór reagował, kiedy pracownicy nie zakładają masek. Kontrole inspektorów nadzoru górniczego i nakładanie mandatów nie mogą załatwić problemu - mówi.
Zdaniem wiceprezesa bardzo ważnym elementem są też nowoczesne metody szkoleniowe. Takie wizualizacje, obrazujące m.in., jak zgubnym dla płuc może być ignorowanie maski, są już stosowane w kopalniach Katowickiego Holdingu Węglowego i Jastrzębskiej Spółki Węglowej. - Taki obraz przemawia zdecydowanie skuteczniej niż tradycyjne szkolenie z czytaniem przepisów. Pracownik, zwłaszcza po nocnej zmianie, po kilku minutach puszcza je mimo uszu - zauważa Koziura.
Dr Wiesław Smolicha, kierownik Przychodni Chorób Zawodowych w sosnowieckim Instytucie Medycyny Pracy i Zdrowia Środowiskowego nie dostrzega dramatycznego wzrostu zachorowalności na pylicę, acz dodaje, że instytut weryfikuje jedynie przypadki, stwierdzane w wojewódzkich Ośrodkach Medycyny Pracy. Według niego przeciwdziałaniu schorzeniom zawodowym sprzyjałoby częstsze wykonywanie badań profilaktycznych. Uważa, że odsunięcie górnika od pracy w zapylonym środowisku już po stwierdzeniu objawów pylicy jest spóźnione.
Słaba świadomość zagrożenia
Dr Smolicha także zwraca uwagę na wciąż niewielką wśród pracowników świadomość skutków zagrożenia.
- Wielu górników myśli w kategoriach - "mnie to ominie". Stąd w kopalniach, obok minimalizacji zapylenia środkami technicznymi, większy nacisk powinno się kłaść na egzekwowanie przepisów bezpieczeństwa i stosowania sprzętu ochronnego - podkreśla. Przyznaje zarazem, że stosowane przez górników maski i półmaski sprawiają spory dyskomfort w pracy.
To spostrzeżenie podziela prof. Adam Lipowczan, przewodniczący Komisji ds. Opiniowania Przydatności do Stosowania w Górnictwie Odzieży i Sprzętu Ochronnego przy Związku Pracodawców Górnictwa Węgla Kamiennego.
- W przetargach na zakup sprzętu ochronnego wciąż dominuje sytuacja, że wybiera się ten tańszy ze szkodą dla jakości. Jest jednak pocieszające, że coraz częściej kopalnie zrywają z tą praktyką. Bodaj przed 2 laty górnicy zbuntowali się i wprost odmówili stosowania jednego z wzorów półmasek. Wymusili w ten sposób zakup środków o lepszych parametrach ochronnych i wygodniejszych w użyciu - przypomina prof. Lipowczan.
Przydatność potwierdzana w praktyce
Jego zdaniem, obowiązujące normy certyfikacji sprzętu ochrony osobistej w górnictwie nie uwzględniają w pełni specyfiki zagrożeń w kopalniach.
- W naszej komisji dominuje opinia, że decydujące dla ostatecznego wyboru konkretnego modelu sprzętu powinny być wyniki badań użytkowych w kopalniach, gdzie będą stosowane. Cieszą więc przykłady - wciąż wprawdzie jeszcze rzadkie - kiedy kopalnie zwracają się do zespołu o wskazanie konkretnej maski, bądź grupy, najbardziej przydatnych w ich realnych warunkach - mówi prof. Lipowczan.
Na sam sprzęt ochrony dróg oddechowych kopalnie Kompanii Węglowych wydały w 2007 r. ponad 10,1 mln zł.
Andrzej Pakura, dyrektor Biura Bezpieczeństwa i Higieny Pracy w tej firmie przekonuje, że we wszystkich zakładach spółki stosuje się sprzęt filtrujący i ochronny klas P2 i P3, czyli najlepszych dostępnych na rynku. - Ustawicznie też wnioskujemy do naukowców i producentów o opracowanie nowych modeli masek, półmasek i filtrów, o zwiększonej pyłochłonności i mniejszych oporach oddychania - mówi Pakura. Dyrektor zapewnia również, że w kopalniach spółki skrupulatnie respektowane są wskazania lekarzy w sytuacjach, kiedy zalecają pracownikom częstsze badania kontrolne oraz przeniesienia na stanowiska o niskim zagrożeniu pyłem.
W obrębie profilaktyki chorób zawodowych mieszczą się także działania w sferze organizacyjnej i technicznej. W ocenie ekspertów WUG szczególnie te ostatnie są niewystarczające. Wciąż słaba jest m.in. skuteczność układów zraszających.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.