Polsce najbardziej opłaca się liberalizacja europejskiego rynku energii. Walcząc o to, mamy szansę pokazać, że jesteśmy gorącymi zwolennikami tego, co w Unii najważniejsze - tworzenia wspólnego rynku
Najnowszy numer \"Międzynarodowego Przeglądu Politycznego\" publikuje kilka analiz poświęconych Gazociągowi Północnemu. Profesor Alan Riley z Centrum Studiów Polityki Europejskiej w Brukseli dokonuje analizy ekonomicznej inwestycji, kładąc przy tym duży nacisk na zmiany zachodzące na europejskim rynku gazowym. Zmiany te nie są w Polsce wystarczająco doceniane i brane pod uwagę w dyskusjach o Gazociągu Północnym - czytamy w \"Gazecie Wyborczej\".
Pierwsza i druga dyrektywa gazowa Unii Europejskiej oraz „Rozporządzenie gazowe” stwarzają podstawy prawne dla istnienia jednolitego, europejskiego rynku gazowego, na którym popyt i podaż wyznaczałyby cenę kupowanego surowca. Przepisy te wymagają rozdzielenia operacji związanych z siecią od operacji dostarczania i sprzedaży gazu. Rozporządzenie wydane przez Komisję Europejską przed dwoma laty zaleca rozdział własnościowy (tzw. unbundling) gazociągów od spółek zajmujących się sprzedażą gazu. Dopiero gdy operacje takie zostaną przeprowadzone w całej Europie, będziemy mogli mówić o stosunkach naprawdę rynkowych w sektorze gazowym. Właściciele gazociągów będą zainteresowani maksymalizowaniem przepływów, a tym samym dopuszczaniem do sieci gazu, niezależnie od tego, kto go dostarcza i odbiera. Dziś, gdy wielkie koncerny energetyczne mają dochody jednocześnie z udostępniania gazociągów i ze sprzedaży gazu, mogą próbować ograniczać dostęp gazu strony trzeciej, by drożej sprzedać gaz własny. Takie praktyki są wprawdzie złamaniem dyrektyw unijnych, ale spółki mające pozycje monopolistów mogą je dość łatwo uzasadnić. Na przykład nie przyjmują do swej sieci gazu obcego, tłumacząc to koniecznością przeprowadzenia remontu lub brakiem odpowiednich mocy magazynowych. W zeszłym roku Komisja Europejska ujawniła szereg przypadków łamania dyrektyw gazowych.
Dalszej liberalizacji rynku gazu przeciwne są Niemcy i Francja, motorem przemian zaś jest KE. Profesor Riley uważa, że starcie wygra Komisja. Ma za sobą konsumentów niezadowolonych z wysokich rachunków za energię. Rządy Niemiec i Francji będą musiały wcześniej czy później pokazać, czy reprezentują interesy koncernów energetycznych: E.ON, RWE i Gaz de France, czy gospodarstw domowych.
Liberalizacji rynku gazu w Europie sprzyjają dwa dodatkowe czynniki - wysokie ceny ropy naftowej i wzrost znaczenia gazu płynnego (LNG).
Dominujące obecnie w wielu krajach kontrakty długoterminowe wiążą cenę gazu z ceną ropy naftowej. W gruncie rzeczy nie ma żadnego powodu, by taki związek istniał, a przynajmniej by był jednoznaczny. Wzrost cen ropy wynika w dużej mierze ze wzrostu popytu w Chinach i Indiach. Ale te dwa kraje konsumują niewiele gazu. Wprowadzenie dobrze działających mechanizmów rynkowych spowodowałoby oderwanie cen gazu od cen ropy, a tym samym obniżenie tych pierwszych.
Już dziś wiadomo, że inwestycja spółki Nord Stream budującej Gazociąg Północny będzie znacznie droższa, niż pierwotnie planowano. Jeżeli kiedykolwiek powstanie, będzie dostarczała gaz z terenów arktycznych, ze złóż Sztokman i Jamał. Drogi rosyjski gaz biegnący drogim rurociągiem podwodnym będzie na rynku europejskim musiał konkurować z tańszym pochodzącym z Algierii, Kataru czy Nigerii. Jest więc prawdopodobne, że spółka będzie przynosiła straty, a choć jest traktowana jako inwestycja państwowa, to przecież udziałowcami Nord Streamu są spółki półprywatne, a prywatni właściciele nie będą się bezczynnie przyglądać projektowi generującemu trwałe straty.
Gazprom ciągle groźny
Skoro inwestycja w Gazociąg Północny jest obciążona takim ryzykiem, to czemu w ogóle jest podejmowana? Robert L. Larsson ze Szwedzkiej Agencji Badań nad Obronnością uważa, że inwestycja ma wyłącznie uzasadnienie polityczne i będzie instrumentem nacisku Rosji na Unię Europejską. Tak sądzi zresztą większość polskich polityków. Larsson zakłada, że reguły w handlu gazem w Europie w najbliższym czasie się nie zmienią. To znaczy - nie powstanie jednolity rynek, dominować będą kontrakty długoterminowe między dwoma stronami, przy czym przewagę będzie miał dostawca, a nie odbiorca. W takiej sytuacji dodatkowe dostawy gazu dzięki Nord Streamowi umocnią pozycję Gazpromu i Rosji. Szwedzki analityk podkreśla, że rosyjskie projekty inwestycyjne, nawet realizowane z firmami zachodnimi, są nieprzejrzyste. Nord Stream nie ujawnia swego biznesplanu, Gazprom nie pozwala, by zagraniczni eksperci ocenili zasoby złóż gazowych. Istnieje podejrzenie, że Rosja nie będzie w stanie dostarczyć Europie zakontraktowanych ilości gazu. Gdy powstanie Gazociąg Północny, może zabraknąć gazu w rurach już istniejących. Rosja zmusi więc kraje europejskie do konkurowania o szczupłe zasoby gazu, a jednocześnie pogorszy się sytuacja krajów tranzytowych - Białorusi, Ukrainy i Polski - a także krajów bałtyckich. Zadowoleni będą tylko Niemcy, do których bezpośrednio będzie płynął gaz z pominięciem krajów tranzytowych.
Wnioski dla Polski
Wbrew pozorom poglądy prezentowane przez Rileya i Larssona nie są ze sobą sprzeczne. Po prostu obaj eksperci przyjmują inne założenia. Brytyjczyk uważa, że Komisja Europejska wymusi liberalizację rynku gazu, a Szwed zakłada, że to się nie uda. Prognoza Rileya jest pesymistyczna dla Gazpromu i udziałowców spółki Nord Stream, a za to optymistyczna dla europejskich konsumentów gazu i krajów uzależnionych od dostaw gazu z Rosji, takich jak Polska. Wniosek dla polskich polityków jest oczywisty - należy całą mocą popierać działania Komisji Europejskiej w sprawie rynku gazu, budować dla tej opcji koalicję, publicznie namawiać do zmiany postawy Niemców, Francuzów i zapewne Włochów, którzy na razie wolą dwustronnie dogadywać się z Rosją i gwarantować bezpieczeństwo dostaw gazu poprzez kontrakty długoterminowe, a nie mechanizmy rynkowe.
Dla Polski najlepsza gwarancja bezpieczeństwa to dobrze działający europejski rynek energetyczny. Byłoby to rozwiązanie znacznie tańsze niż dywersyfikacja dostaw w oparciu o dwustronne umowy z krajami innymi niż Rosja, dysponującymi złożami gazu. Nie byłoby obciążone ogromnymi kosztami budowy rurociągów i ryzykiem politycznym, a w ostatecznym efekcie dysponowalibyśmy (podobnie jak inni Europejczycy) relatywnie tanim gazem pochodzącym z rozmaitych źródeł.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.