Do rozmowy w redakcji \"Trybuny Górniczej\" zaprosiliśmy przedstawicieli central związkowych oraz pracodawców.
W dyskusji uczestniczyli Dominik Kolorz, przewodniczący Sekcji Krajowej Górnictwa Węgla Kamiennego NSZZ "Solidarność", Dariusz Potyrała, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Górników w Polsce oraz Dariusz Trzcionka, przewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych Kadra. Pracodawców reprezentowali Grzegorz Pawłaszek, prezes Kompanii Węglowej, Jarosław Zagórowski, prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej oraz Waldemar Mróz, wiceprezes Katowickiego Holdingu Węglowego.
Anna Zych: W strategii górnictwa węgla kamiennego zapisano, że do 2015 roku z branży odejść może nawet 65 tys. pracowników, a niedobory zatrudnienia wynieść mogą 40 tys. osób. Czy problem braku rąk do pracy występuje już dzisiaj w polskich kopalniach?
Grzegorz Pawłaszek, prezes Kompanii Węglowej: - Niewątpliwie są stanowiska, na których brakuje pracowników, natomiast przy analizie stanu zatrudnienia należałoby wziąć pod uwagę również zmniejszającą się produkcję węgla. Jeszcze w roku 2006 wydobyliśmy 50 mln ton węgla, natomiast w tym wydobędziemy o 2,1 mln ton mniej. To jest wydobycie średniej kopalni, zatrudniającej 2,5 tys. osób. Widzimy więc, że ten ubytek nie jest aż tak dramatyczny. Trzeba jednak widzieć pewne obszary w zatrudnieniu - w produkcji na ścianach i w przodkach - gdzie należy nasilić starania, żeby zatrudnienie uzupełnić.
Waldemar Mróz, wiceprezes Katowickiego Holdingu Węglowego: - Może nie powinniśmy na tym etapie mówić o braku rąk do pracy, natomiast istnieje problem kwalifikowanej kadry, zwłaszcza tej dołowej. U nas może nie jest to aż tak odczuwalne, bo w 2002 roku rozpoczęliśmy kształcenie na poziomie średnim i w tej chwili w szkolnictwie średnim i zawodowym na potrzeby KHW kształcimy około 1000 osób. Od 4 lat uczestniczę w spotkaniach organizowanych na AGH i Politechnice Śląskiej, w ich wyniku co roku przyjmujemy około 100 studentów na praktyki, a z najlepszymi wiążemy się poprzez umowy stypendialne. W związku z niskim naborem do szkół patronackich w bieżącym roku rozpoczęliśmy rozmowy z Dąbrową Górniczą, by otworzyć tam kolejną, czwartą szkołę, która będzie kształciła młodych ludzi na nasze potrzeby. Do 2010 roku z 20 tys. zatrudnionych Holding "wymieni" 9 tys. osób. Zdecydowana większość tych pracowników są to pracownicy dołowi, dlatego też staramy się, aby w ramach 3 lat szkoleń nabyli uprawnienia robotnika wykwalifikowanego.
Dominik Kolorz przewodniczący Sekcji Górnictwa NSZZ Solidarność: - Liczby, które pani przedstawiła niestety mogą stać się faktem. Już w tej chwili mamy do czynienia z sytuacją, że zawód górnika pod względem wynagrodzeń nie jest atrakcyjny. Młodzi ludzie przychodzący do górnictwa, za 1100-1200 zł netto pracować nie chcą. W przeciętnej firmie budowlanej zarobią dużo więcej. Nie chcą też przychodzić ludzie dobrze wykwalifikowani. Brakuje nam ich, bo od 1997 roku przestaliśmy kształcić kadry górnicze, a ci, którzy mają inne kwalifikacje - elektrycy czy ślusarze, z tytułu niskich wynagrodzeń w górnictwie pracować nie chcą. Obecnie z powodu wynagrodzeń górnictwo atrakcyjnym pracodawcą nie jest. Przez najbliższe 20-30 lat węgiel będzie paliwem, z którego w dużym zakresie będzie korzystała energetyka światowa i polskie górnictwo powinno się rozwijać. Wiem, że wydobycie spadło z różnych przyczyn - geologicznych, czy trudnych sytuacji w kopalniach, ale było ono niedoinwestowane. Nie możemy w nieskończoność szukać obniżki kosztów, szczególnie obszarze dotykającym ludzi, powinniśmy zacząć dbać o to, żeby zwiększyły się przychody. Niestety w ostatnim roku poszliśmy w odwrotnym kierunku. W stosunku do roku 2005 wydobyliśmy o 6 mln ton węgla mniej. Przyjmując cenę w granicach 180 -200 zł daje to mniejszy przychód o 1,2 mld zł. Środki te można by było przeznaczyć na inwestycje, na płace, tworzenie parku maszynowego.
Dariusz Trzcionka, przewodniczący Porozumienia Związków Zawodowych Kadra: - Brakuje nam kadry, nie tylko inżynieryjno-technicznej, ale także wyspecjalizowanych pracowników na stanowiskach, gdzie są wymagane szczególne kwalifikacje. Brakuje nam tych osób, które przez lata powinny być kształcone w szkołach zawodowych i technikach, a następnie zdobywać praktykę w kopalni. Czasy nieszczęsnej reformy, gdy rozpoczęliśmy wyprowadzanie ludzi z kopalń, teraz odbijają się na nas. Ludzie, którzy przepracowali 5 lat i odeszli na urlopy górnicze dziś byliby najlepszymi fachowcami. Nie zgodzę się z prezesami, że nie jest tak tragicznie. Wśród nas, kadry inżynieryjno-technicznej, która na dole zarządza pracownikami widzimy, że praktycznie pracujemy już bokami. Ludzie są zatrudniani w dosyć specyficznych warunkach, musimy im zapewnić godziwe wynagrodzenie, ale i komfort pracy.
To nie jest proste, żeby człowiek spoza górnictwa wszedł na kopalnię i nagle stał się równorzędnym fachowcem wobec tych, którzy pracują po kilkanaście lat. Potrzebne jest doświadczenie, lata praktyki.
Dariusz Potyrała, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Górników w Polsce: - Oprócz 65 tys. ludzi, którzy nabędą uprawnienia emerytalne i mogą odejść z kopalń, czeka nas gorsze zjawisko, które w dokumencie rządowym uwypuklono: zapowiedź, że w roku 2015 zabraknie 40 tys. pracowników w grupie pracowników dołowych. To jest zatrważające, bo branża nie będzie miała rąk do pracy. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że zrobiliśmy przez lata wszystko, żeby etos pracy górniczej ośmieszyć w oczach społeczeństwa. Specjalne sklepy i przywileje do dzisiaj odbijają się nam czkawką. Do tego dołożyła się likwidacja szkół i program restrukturyzacji. W Niemczech reformę przeprowadzano przez 50 lat, dotując w sposób znaczny górnictwo. Tam nagłośnienie problemów górniczych opiera się o akcje ogólnonarodowe. My takich akcji nie robimy, nie informujemy społeczeństwa, że Polska na węglu stoi, a 95 procent energii produkuje się z węgla. Sami jako użytkownicy, obywatele i producenci powinniśmy zadbać, żeby opinia o węglu była inna. Pod względem zaufania społecznego zawód górnika zawsze stał bardzo wysoko, ale teraz systematycznie spada. Jeżeli na to nałoży się spadające płace, bo od 1998 roku nie ma podwyżek powyżej wskaźnika wzrostu wynagrodzeń, więc stoimy w miejscu i inflacja nas wyprzedza, to przed nami pojawiają się same czarne obrazy. Dziś ludzie pracują w górnictwie tylko dlatego, że te 68 procent zatrudnionych jest w zasięgu wieku emerytalnego i czeka na uprawnienia emerytalne. Gdyby nie ten ostatni przywilej górniczy w ogóle nastąpiłby odpływ pracowników do branż pokrewnych. Jeżeli czegoś nie zrobimy, to czarno widzę przyszłość górnictwa.
Dominik Kolorz:- Możemy mieć do czynienia z sytuacją, że górnictwo umrze śmiercią naturalną dlatego, że nikt nie będzie chciał tu pracować.
Dariusz Trzcionka: - Ja jeszcze dopowiem do końca, trwa cichy nabór specjalistów na zachód i wschód Europy. Niedługo staniemy przed faktem braku kadr do normalnego wydobycia.
Maleje strakcyjność górniczego zawodu
Grzegorz Pawłaszek: - Ja aż tak wielkich obaw nie mam. W sumie to jest nasze wspólne zadanie i żadne nakazy nic nie pomogą, bo działamy w gospodarce rynkowej. Ratowanie etosu górnika nie polega na zwiększeniu zatrudnienia. Etos górnika jest czymś innym.
Dariusz Potyrała: - Mówimy o tym, że dzisiaj zawód tak podupadł, że ludzie nie chcą przychodzić do kopalń.
Grzegorz Pawłaszek: - Ale powiedzmy dlaczego! My ciągle pokazujemy się jako bardzo niecierpliwa grupa społeczna. Oczywiście koszty restrukturyzacji przede wszystkim poniósł górnik i trzeba o tym pamiętać. Ten słynny wskaźnik wzrostu płac podobnie kształtował się w spółkach węglowych, natomiast na zewnątrz płace rosły. Wszyscy się martwią, że nie będziemy mieli ludzi do pracy, stwórzmy więc atrakcyjny zawód pod względem płacowym. Wy nie podnosicie panowie tej atrakcyjności ciągle gwiżdżąc o strajkach, to nie jest żadna metoda! To społeczeństwu się nie podoba, w głównej mierze związki zawodowe zabijają etos górniczy.
Dariusz Potyrała: - W całym cywilizowanym świecie związki zawodowe załatwiają swoje interesy podczas negocjacji, a jeśli jest to nie możliwe to przez strajki.
Grzegorz Pawłaszek: - Oczywiście atrakcyjność zawodu górnika maleje, widać to po tym, że mamy możliwość kształcenia około 840 osób w szkołach zawodowych i średnich, tymczasem połowa klas nie będzie w ogóle uruchomiona. Pozostało nam sięganie po ludzi z coraz niższymi kwalifikacjami. Chcieliśmy mieć nowoczesne górnictwo, powiedzieliśmy sobie: poniżej technika nikogo nam nie potrzeba w kopalni, niestety rynek to bardzo szybko zweryfikował. Ludzi możemy związać z branżą poprzez wzrost płac, mamy w tym zakresie takie same oczekiwania jak związkowcy. Różnica jest w tym, że my patrzymy jeszcze na sytuację firmy. Żadna organizacja związkowa z Warszawy pieniędzy w teczce na zwiększone płace nie przywiezie.
Jarosław Zagórowski: - W tym roku przyjęliśmy do pracy około 1500 osób, więc braku rąk do pracy nie odczuliśmy, natomiast obawiamy się, że w najbliższym czasie, może już w przyszłym roku, z tym problemem będziemy musieli się zmierzyć. Potężny problem z pracownikami mają firmy, które wykonują dla nas usługi, za chwilę to dotrze do JSW. Na pewno jesteśmy w Jastrzębiu atrakcyjnym pracodawcą i korzystamy z sytuacji, że występuje tu pewna monokultura. Inaczej jest w aglomeracji śląskiej, gdzie ludzie są w stanie migrować między miastami. Ale takie przedsięwzięcia, jak na przykład budowa autostrady, z pewnością naszą sytuację na rynku pracy pogorszą. Mamy bardzo duże problemy z pracownikami wykwalifikowanymi. Jeszcze mamy obłożone miejsca w szkołach, z którymi mamy umowę, natomiast boimy się o przyszłe lata. Mimo wzrostu płac w JSW na poziomie 8-9 procent, nasza propozycja pracy przestaje być atrakcyjna. Moim zdaniem relacje pomiędzy pracodawcą, a pracownikiem nie są do końca właściwe. Świat poszedł do przodu, zaczniemy mieć duże problemy, jeśli o pracowników nie zaczniemy dbać.
Dominik Kolorz: - Pan prezes Mróz użył takiego sformułowania, że wspólnie o pracownika powinniśmy zawalczyć, ale w ostatnim czasie mieliśmy bardzo wiele przykładów, że to tylko strona związkowa walczyła o dobro sektora.
Zaplacić ludziom
Anna Zych: Mamy diagnozę, spróbujmy sformułować receptę. Po jakie metody powinniśmy sięgać, a przede wszystkim jakie mamy możliwości, aby górnictwo stało się atrakcyjnym pracodawcą?
Dariusz Trzcionka:- Powinniśmy zrobić wszystko, aby górnictwo było atrakcyjne. Musimy zablokować odpływ pracowników. Powinniśmy się posiłkować szkolnictwem zawodowym i zachęcić absolwentów szkół wyższych, aby przyszli do górnictwa i nie odchodzili do branż, gdzie mają bardziej atrakcyjne wynagrodzenie i inaczej są postrzegani. Górnictwo jest ciężkim zawodem i nikt, kto nie zetknął się z pracą na dole do końca jej nie oceni.
Jarosław Zagórowski: - Jak zablokować odejścia? Zapłacić za robotę ludziom! Ale kiedy zapłacimy ludziom? Jak na to zarobimy! Chcemy wynagradzać tych, którzy węgiel rzeczywiście wydobywają, nie jak teraz, kiedy całej armii pracowników płacimy równo.
Dariusz Trzcionka: - Czekamy aż pracodawcy pokażą tę drogę, a nie tylko będą blefować i mówić, że związki zawodowe blokują możliwość podwyżek. Od lat nie można było dojść do takiej sytuacji, bo trwało ręczne sterowanie z ministerstwa, gdzie mówiono dokładnie ilu ludzi można zatrudnić, a ilu zwolnić.
Waldemar Mróz: - Trudno się nie zgodzić z przewodniczącym Kolorzem, że polskie górnictwo ma się rozwijać. Ten rozwój musi być jakoś sfinansowany. Spotkali się tu ludzie odpowiedzialni za branżę i w tych kategoriach chciałbym dyskutować.
Dariusz Potyrała: - Profesorowie z Politechniki Śląskiej, którzy mieli wskazać optymalny poziom zatrudnienia w kopalniach niestety pomylili się tak, że gdybyśmy poszli za ich radą, nie mówilibyśmy o brakach rzędu 40 tys. tylko grubo większych. Dziś wszyscy wiemy, że jest niedobór zatrudnienia. Śmieje mi się dusza, gdy pracodawcy mówią, że nareszcie pracowników jest mało. Przypomnę, podczas dyskusji o zatrudnieniu prowadzonej w ministerstwie, to strona społeczna wykazywała, że ludzi trzeba zacząć przyjmować. Ciążą na nas błędy przeszłości, ale nie chodzi o to, żeby się rozliczać, ale by spojrzeć do przodu. Kwestia wynagrodzeń jest podstawowa, zgadzamy się tu chyba wszyscy. Druga sprawa, to fakt, że wydobywamy węgiel w coraz gorszych warunkach. Tragedia w Halembie odcisnęła piętno na całym społeczeństwie, to cóż dopiero mówić o pracownikach branży. Dla branży to jest tragedia. Ludzie się boją pracować, inni się boją wziąć odpowiedzialność, a jeszcze inni mają ustawiczne problemy z bezpieczeństwem. Z eksploatacją schodzimy coraz głębiej i będzie się pracować coraz trudniej. Nie mówię, że pracodawcy nie robią nic, by poprawić warunki pracy, ale także z powodu istniejących warunków górnictwo może nie być atrakcyjnym miejscem pracy. Na koniec powiem jeszcze, że to nie kto inny jak pracodawcy wypowiedzieli Ponadzakładowy Układ Zbiorowy Pracy.
Grzegorz Pawłaszek: - Bo był zły!
Dariusz Potyrała: - Jeśli wymagał poprawienia, powinniśmy usiąść i go poprawić. Pracodawcy tymczasem unikają dyskusji. Rozmowy o układzie zamarły.
Jarosław Zagórowski: - Ja się zastanawiam, czy jest potrzebny ponadzakladowy układ. Każdy z nas ma dziś inną sytuację.
Dariusz Potyrała: - Z układem zakładowym sytuacja wygląda podobnie.
Szukać wyższej efektywności
Dominik Kolorz: - Podchwyciłbym to, co powiedział prezes Mróz, abyśmy wspólnie ustalali pewne zasady, na których górnictwo i praca w branży wyglądałyby relatywnie inaczej. W ciągu ostatnich kilkunastu lat pracodawcy i media utrwalali negatywny obraz górnika: podczas manifestacji z kilofem albo z petardą. Zgodzę się też z prezesem
Pawłaszkiem, że skoro budżet państwa jest w takiej, a nie innej kondycji, to w 1998 roku odszedł od dotowania produkcji polskiego węgla. Szkoda, bo tym samym polskie państwo zdecydowało się, że będziemy mieli drogą energię. Na całym świecie dotuje się nośniki energii, aby energia była tania. Skoro państwo tego nie chce, górnictwo musi być elementem wolnego rynku. Nie możemy sobie pozwolić na sytuację jak z 1990 roku, gdy otworzono rynki i zapoczątkowano polski kapitalizm, a górnictwo nadal tkwiło w socjalizmie. Przypomnę, że ustalono sztywno cenę węgla, nawet węgla eksportowego. Koszty w górnictwie poszły w górę o 400 procent, a ceny węgla pochodziły z 1988 roku. W tej chwili, mówiąc o koniunkturze na węgiel, mamy na myśli klasę 25. Gdybyśmy policzyli cenę węgla przelicznikowego w klasach 21 i 22, to polska energetyka dostaje węgiel od polskiego górnictwa co najmniej o 50-60 zł taniej, niż gdyby go kupowała na świecie. Musimy stworzyć warunki, które służyć będą zwiększeniu struktury przychodowej górnictwa i przełożą się na wysoki wzrost płac. Widzę, co prezes Pawłaszek chce powiedzieć: stwórzmy motywacyjny układ zbiorowy pracy. Ja powiem w porządku, ale dopiero wtedy, jak wspólnymi siłami doprowadzimy do likwidacji idiotycznego kagańca, który się nazywa ustawa o negocjacyjnym kształtowaniu systemu wynagrodzeń. Jeżeli na podstawie tej ustawy będziemy chcieli stworzyć nowoczesny system, to znowu spotkamy z sytuacją, że będziemy odbierać jednym, żeby dawać drugim. A na to przyzwolenia nigdy nie będzie. Rok 2008 to stworzenie warunków na wysokie przychody dla górnictwa i relatywnie możliwe wysokie podwyżki, a w roku 2009, już bez kagańca ustawowego twórzmy nowe, nowoczesne układy zbiorowe pracy, które dają zarobić tym, którzy węgiel produkują, ale z drugiej strony nie odbiorą pieniędzy pozostałym, którzy pracują dla kopalni.
Grzegorz Pawłaszek: - Jest to koncepcja, którą pracodawcy by przyjęli, bo widać olbrzymi przełom w myśleniu. Jeśli mówimy o tym, że trzeba podnieść płace, to zróbmy w tym celu wszystko, bo inaczej niż rynkowo działać na pracownika nie możemy. Natomiast jeśli chodzi o pytanie, czy przez wielkość produkcji i zwiększenie przychodów szukać wyższej efektywności, odpowiadam: tak. Póki co polskie górnictwo jest w stanie zaspokoić potrzeby kraju i ma określony procent eksportu. Sytuacja na rynkach międzynarodowych powinna prowadzić do przyrównania przychodów z eksportu do przychodów krajowych. Gdybyśmy chcieli urealnić poziom cen, nawiązując do parametrów cenowych w portach ARA, powinniśmy zażądać wzrostu cen węgla o 50 procent.
Dominik Kolorz: - Wesprę pracodawcę, a rzadko mi się to zdarza. Trzeba powiedzieć, jak zachowują się polscy energetycy, którzy przez swoje lobbystyczne układy utrzymują, że coś się stanie z ceną energii, jeśli nastąpi podwyżka cen węgla. Tymczasem opracowania na ten temat mówią jednoznacznie, że cena energii nie wzrośnie więcej niż o 2-3 procent. Po drugie, w Polsce nikt nie powie tego, że przez ostatnich 10 lat całą polską energetykę i społeczeństwo, na skutek bardzo niskich cen węgla, po prostu dotowaliśmy. Polskie górnictwo ze względu na niskie ceny węgla dla energetyki, według naszych opracowań straciło w ciągu 9 lat około 20 mld zł. Gdybyśmy mieli te pieniądze, to mielibyśmy też dobry poziom zatrudnienia, płac i inwestycji.
Grzegorz Pawłaszek: - Nie formułowałbym takiego zarzutu, że ktoś nas okradał, bo działo się to przy naszej akceptacji. Górnictwo i sektor energetyki to są branże bardzo pokrewne. Musimy zrozumieć, że bez polskiej energetyki polskie górnictwo nie będzie funkcjonować. Nie o to chodzi, żeby pieniądze zabrać wytwórcom energii, bo to jest nasze zaplecze. To wszystko się przekłada na zatrudnienie. A może trzeba produkować jeszcze o 6 mln ton mniej? Na tyle nam ludzi wystarczy, a kraj w węgiel zabezpieczymy i urealnimy ceny. Ktoś mnie straszył, że ściągnie węgiel z Rosji: proszę bardzo! Nawet, jeśli w jakimś kraju produkuje się węgiel za 6 dolarów, na rynkach międzynarodowych poniżej obowiązującej ceny nikt go nie kupi. Uważam, że za bardzo boimy się węgla rosyjskiego. Nasz węgiel dla naszych potrzeb jest najlepszy i zawsze będzie konkurencyjny.
Jacek Srokowski: - Może problem wynika też z tego, że polskie górnictwo jest zbyt mało nowoczesne i efektywne. Porównuję od jakiegoś czasu Bogdankę i Piasta, kopalń podobnych, jeśli chodzi o produkcję. Bogdanka zatrudnia 3200 ludzi, a Piast ponad 7 tys. Dla konsumentów węgiel jest ten sam. Czy metodą uatrakcyjnienia branży- także zarobkowo - nie powinno być dążenie do unowocześnienia i zwiększenia efektywności tak, by węgiel wydobywało mniej ludzi, ale za to za lepsze pieniądze?
Grzegorz Pawłaszek: - Polskie górnictwo jest nowoczesne! Niech mi pan pokaże na świecie maszyny i urządzenia, których nie mamy. Ale nie nadążyliśmy za tworzeniem warunków do wydobywania węgla, brak jest nam klimatyzacji, nie potrafimy w sposób efektywny wykorzystać potencjału tych ludzi, których mamy. To jest problem: dowieźć pracownika, stworzyć warunki, żeby pełną szychtę wydobywał węgiel, tu są rezerwy! Sceptycznie podchodzę do tego, czy ludzi jest za mało, czy za dużo, my ich za słabo wykorzystujemy.
Dariusz Potyrała: - Gdy mówimy o czasie i optymalizacji zatrudnienia, to nie mieszajmy dwóch pojęć. My, strona społeczna powiemy, że z brygady 5-osobowej nie da się wyciągnąć 11 osób.
Waldemar Mróz: - Wracając do kwestii kadry dla górnictwa nie wspomniałem jeszcze o jednej rzeczy. Po naszych wizytach na wyższych uczelniach ilość studentów kierunków górniczych znacznie wzrosła. Należy rozmawiać z młodymi ludźmi; jeśli widzą perspektywy, chętnie pracują. My w tym roku też mieliśmy problem z naborem do szkół średnich, dlatego wychodzimy z ofertą edukacyjną poza Katowice i Mysłowice. Na tym etapie kwestia dystrybucji płacy jest ograniczana przez układy zbiorowe i to musi być zmienione. To nie musi być nawet nasza rola i związków zawodowych, to młodzi ludzie wymuszą na nas zmiany w systemie.
Jarosław Zagórowski: Ja mam taki przykład z kopalń jastrzębskich. W kopalni Krupiński, której widmo likwidacji zaglądało przez lata w oczy, w trakcie pracy wszyscy pracownicy są zajęci. W innych kopalniach przy bramie jest ruch, ludzi wszędzie pełno. My naprawdę chcemy płacić, ale za rzeczywistą pracę. Rezerwy moim zdaniem są w organizacji czasu pracy.
Dominik Kolorz: - To nie do końca jest prawda. W Kompanii Węglowej czytany będzie protokół Państwowej Inspekcji Pracy, dotyczący kontroli czasu pracy. Jednym z podstawowych przedstawionych w nim wniosków jest to, że z powodu zbyt małego zatrudnienia pod ziemią nie są zachowywane normy wynikające z Kodeksu pracy, dotyczące wypoczynku, nadgodzin itd. Tych rezerw pod ziemią tak dużo nie posiadamy.
Grzegorz Pawłaszek: - Temat, który dzisiaj PIP poruszy jest tematem wspólnym, bo panowie zdają sobie sprawę, że kopalnia jest zakładem, gdzie wiele obszarów funkcjonować musi w sposób ciągły. Musimy więc zmienić zapisy dotyczące czasu pracy. Nie mówię, żeby pracować dłużej niż 5 dni, ale ten czas pracy musi być płynny. W przeciwnym wypadku nigdy nie stanie się to, o co walczycie, że nie będzie się pracować w soboty i niedziele.
Dariusz Potyrała: - Przykład JSW pokazuje, że są kopalnie, gdzie jest dobrze zorganizowana praca, przykład KW pokazuje natomiast, że jest nagminnie nieuregulowana kwestia czasu pracy, a przykład KHW mówi, że musimy poprawić wewnętrzną procedurę dystrybucji płacowej. Przecież to się wszystko jedno z drugim wiąże!
Jarosław Zagórowski: - Nie uwierzycie ile jest teraz kontroli w kopalniach i spółkach. Codziennie mamy kontrole różnych służb. Miesiąc ma 20 dniówek, z reguły do kontroli deleguje się sztygara, jak wyciągniemy tego człowieka z produkcji, to już wtedy nie ma on 20 tylko 18 dniówek. A ekipa na dole, jak nie ma szefa, czeka aż szef wróci do pracy.
Dominik Kolorz: - A ja mam nadzieję, że te kontrole upodmiotowią pracę.
Anna Zych: - W górnictwie wszystko lub prawie wszystko zależy od ludzi. Jeśli etos pracy górniczej nie wzrośnie, jeśli do szkół i uczelni górniczych nie będą trafiać młodzi ludzie, którzy chcieliby pracować w kopalniach, czy polskie górnictwo ma szansę na rozwój?
Jarosław Zagórowski: - Występuje bardzo duży upadek etosu kadry zarządzającej. To jest też element bezpieczeństwa pracy, bo górnictwo jest zorganizowane na zasadach struktur wojskowych. Szefa trzeba szanować i mieć do niego zaufanie.
Dariusz Potyrała: - Nie chcę być kontrowersyjny, ale czy to jest problem braku szacunku, czy też problem braku ustawicznego dopływu kadry? Musimy sobie zdać sprawę, że łatamy dziury, również w kadrze.
Jarosław Zagórowski: - Autorytet kadry upadł, ryba psuje się od głowy. Jeśli zarządy spółek nie mają stabilnej sytuacji, a w dzień po wyborach już ukazują się artykuły zapowiadające karuzelę kadrową, to nie dajemy też stabilnej sytuacji dyrektorom. Następuje upadek autorytetu kadry, bo ludzie nie mają poczucia stabilności i pewności.
Dominik Kolorz: - Tak w górnictwie jest od 1990 roku panie prezesie!
Jarosław Zagórowski: - To może to trzeba zmienić?
Dariusz Trzcionka: - Właśnie panie prezesie, trzeba to zmienić, ale autorytet kadry zaczął się psuć od góry. To góra zaczęła robić wszystko, aby etos kadry, dozoru upadł. On nie upadł do końca, tak nie możemy powiedzieć. Faktycznie praca w górnictwie jest taka jak w wojsku, muszą być wykonane zdania i faktycznie brakuje nam osób, którymi można się posłużyć do wykonania poszczególnych prac. Zakres przepisów również się tak zmienił, że na dzisiaj nie do końca jest możliwe wykonywanie wszystkich zadań. Dlatego przy pewnych robotach następują zaniechania. Zachłysnęliśmy się tym, że będziemy zwalniać ludzi z górnictwa, pod pręgierzem cięcia kosztów, a w ich miejsce do wykonywania robót, które są niezbędne, zatrudnialiśmy firmy obce. Takim przykładem jest Budryk. Tam możemy powiedzieć, że wskaźniki są fenomenalne i wszystko dobrze wychodzi, ale dla pracowników kopalni. Druga część to są firmy obce, które tam pracują. Teraz staniemy przed faktem, że wypompujemy pracowników z firm usługowych, którzy przyjdą na kopalnie i znowu nam zacznie brakować pracowników w firmach zewnętrznym. Mówmy sobie otwarcie, firmy obce, które nie będą miały pracowników musi zastąpić kopalnia.
Jarosław Zagórowski: - Każdy ma swoje miejsce, kopalnia ma swoje miejsce i firmy obce też mają swoje miejsce.
Dariusz Trzcionka: - Tylko w tym momencie panie prezesie braknie nam frontu do wykonywania podstawowych zadań.
Grzegorz Pawłaszek: - Muszę się zwrócić do kadry, bo tu pan przewodniczący nie do końca słusznie ocenia sytuację. Jeśli kadra chce mieć szacunek, to musi również na ten szacunek zasłużyć. W wielu sytuacjach konfliktowych, zdarza się, że pracownicy fizyczni, zarzucają niekompetencję niektórym pracownikom kadry. Naprawdę trudno jest obronić takiego sztygara, jeżeli po analizie wynika, że to pracownik miał rację. Kadra powinna ciągle doskonalić kompetencje, tymczasem im brakuje elementów związanych z zarządzaniem zasobami ludzkimi.
Dominik Kolorz: - To też jest wina sytuacji, że kadra wysoka, mówię o kadrze od głównych inżynierów do dyrektora kopalni, nie kształciła narybku. Ten wysoki szczebel myślał, że zawsze będzie niezastąpiony i swojej wiedzy i kwalifikacji nikomu nie przekazywał. Teraz nastąpił taki moment, że tych ludzi już nie ma, a nie pozostawili wychowanków.
Dariusz Trzcionka: - Cały czas mamy taką sytuację, że brakuje nam wysokokwalifikowanych i doświadczonych ludzi. Najlepsi odeszli, a w górnictwie nie każda osoba nadaje się na każde stanowisko, a żeby była selekcja trzeba mieć z czego wybierać. Na dzień dzisiejszy odbija nam się echo z Halemby i tu musimy powiedzieć otwarcie, że ludzie zaczynają się bać. Górnictwo to nic innego jak walka z naturą, a więc w niektórych sytuacjach trzeba podjąć pewne ryzyko, aby można było realizować plany. Dzisiaj nikt w pewnych sytuacjach nie będzie zachowywał się tak, jak było to kiedyś. Musimy to sobie powiedzieć także jako związkowcy, że etos górniczy upadł także przez nas. W wielu przypadkach zdarzało się, że sztygar ukarał pracownika, a dyrektor tą karę zdjął, ponieważ związek zawodowy zaczął ukaranego bronić.
Jarosław Zagórowski: - Są działacze związkowi, którzy uprawiają swoją politykę i dlatego kadra zaczyna się czuć słaba. Macie panowie dużo łatwiejszy dostęp do polityków niż zarządzający. Niektórzy pracownicy poczuli, że oparcie można mieć w związkach zawodowych, bo one mogą zmieniać losy ludzi i bieg historii.
Grzegorz Pawłaszek: - Krótka dygresja, jeśli chodzi o wypowiedź pana przewodniczącego Trzcionki. W kadrze inżynieryjno-technicznej Kompanii pracuje na dole 7 tys. osób. Proszę nie mówić, że z tego grona nie da się wybrać wybitnych jednostek z dużym doświadczeniem. Kwestia w tym, że być może my źle prowadzimy tą selekcję. Naprawdę, tacy ludzie są!
Dariusz Trzcionka: - Musimy również wrócić do tego, że kadrę trzeba dalej kształcić i wtedy wyselekcjonujemy najlepszych. Tych, którzy nadają się tylko i wyłącznie do produkcji i tych, którzy nadają się do zarządzania.
Waldemar Mróz: - Z propozycją kolegi przewodniczącego nie koniecznie bym się zgodził, bo to jest takie rozpoznanie bojem. W tej chwili przynajmniej KHW szkoli kadrę i bada, do czego dany człowiek się nadaje. Myśmy wszyscy tą sprawę pokpili, tak naprawdę są winne też przepisy. Jeżeli na ścianie coś się dzieje, to przodowy nie odbierze telefonu tam, gdzie jest sztygar, a sztygar tam, gdzie jest kierownik. Jeśli chodzi o podjęcie decyzji w trudnych sytuacjach, to mamy drabinę kompetencyjną.
Dominik Kolorz: - Może jest ona trochę za długa?
Waldemar Mróz: - Zdecydowanie się zgadzam, bo przodowy powinien być na ścianie autorytetem dla tych górników.
Jarosław Zagórowski: - Ludzie boją się brać na siebie odpowiedzialność widząc, że ich kolegów wyciąga się z domu, nie stawiając specjalnych zarzutów. Nie dziwcie się, że przerzucają odpowiedzialność jeden na drugiego.
Szanse na rozwój
Dominik Kolorz: - Ja postaram się może odpowiedzieć na pytanie "czy polskie górnictwo ma szansę na rozwój". Z tej dyskusji wynikało, że rzeczywiście ma, ale my po raz kolejny wyciągamy ręce do siedzących tutaj pracodawców, żeby rzeczywiście kwestie dotyczące zwiększenia struktury przychodów, zmian w organizacji pracy, możliwości większego wynagrodzenia i zatrudnienia załatwiać wspólnie. Żeby nie było tak, jak przez wszystkie ostatnie lata, że mamy wiele wspólnych poglądów na górnictwo, ale potem jak przychodzi do podejmowania decyzji, które zawsze zapadały w Warszawie, żebyście panowie nie mówili innym językiem. Jeżeli sytuacja będzie tak wyglądała, że będziemy na forum nowego właściciela rozmawiać i starać się ukierunkowywać pozytywnie polskie górnictwo, to mamy szansę, żeby etos pracy wzrósł, żeby górnictwo rozwinąć. Jeżeli natomiast dalej się będziemy różnić, to staniemy po dwóch stronach barykady i nic z tego nie wyjdzie. Organizowane będą strajki, a obraz górnictwa będzie w Polsce taki jak dotąd: górnik i kilof. Ten obraz musi się zmienić! Od iluś lat proponujemy wam: nie bójcie się! Miejmy wspólne stanowisko!
Dariusz Trzcionka: - Myślę, że musimy w ten proces wprzęgnąć również właściciela. Przypomnę jak słuszna wypowiedź jednego z prezesów podczas posiedzenia zespołu bezpieczeństwa spowodowała, że za dwa dni był odwołany.
Jarosław Zagórowski: - Problemy powinniśmy sami załatwiać tutaj, natomiast do góry iść po to, żeby kreować inny wizerunek sektora. My się tutaj od jakiegoś czasu już rozumiemy, ale ja siadam przy stole negocjacyjnym w spółce i niekoniecznie jest konsekwencja i zgodność poglądów po stronie związkowej.
Dominik Kolorz: - Dokładnie tak samo jest po waszej stronie panie prezesie! Z panem prezesem Pawłaszkiem umiem się dogadać, ale inaczej wygląda to w przypadku innych członków zarządów.
Dariusz Potyrała: - Czy górnictwo ma szansę na rozwój? Niezależnie od tego, kto znajdzie się na naszym miejscu musi zapewnić górnictwu rozwój z kilku prozaicznych powodów. W kopalniach pracuje jeszcze ponad 100 tys. ludzi, 500 tys. ma zatrudnienie w całej branży. Do tego dochodzą członkowie rodzin; w skali aglomeracji śląskiej takiej dziury w zatrudnieniu nikt na tą chwilę nie jest w stanie załatać. Kolejna sprawa: węgiel zaspokaja 95 procent produkcji energii, pozwala na zachowanie bezpieczeństwa energetycznego kraju.
Jarosław Zagórowski: - Wszystkim wkoło możemy powiedzieć: rozwijajmy górnictwo, bo chcemy mieć porządnie opłacane miejsca pracy.
Dariusz Potyrała: - Powinniśmy rozmawiać ze sobą w gabinetach, a nie w gazecie, powinniśmy unikać politycznych watażków i dać społeczeństwu jasny, czytelny przekaz, że Śląsk to nie tylko dziura w ziemi i górnik z kilofem.
Dariusz Trzcionka: - Praca w górnictwie jest atrakcyjna, daje możliwość zdobywania poszczególnych stopni górniczych, przechodzenia etapów kariery zawodowej i myślę, że wrócimy do tego, że ta praca będzie rzeczywiście szanowana przez polskie społeczeństwo. Muszą o to zadbać i pracodawcy i związki zawodowe. Wynagrodzenie jest kluczową kwestią, ale również rozwijanie osobistych zdolności jest bardzo ważne, a w górnictwie jest to możliwe. W górnictwie nie zamyka się możliwości dodatkowego kształcenia, uważam więc, że osoby, które będą przychodziły do pracy mają szansę na własny rozwój.
Waldemar Mróz: - Polskie górnictwo nie tylko ma szansę na rozwój, ale musi się rozwijać, bo koszty braku rozwoju poniesie całe społeczeństwo. Te stwierdzenia padły wcześniej, węgiel jest nośnikiem energii, w związku z tym wraz z odejściem od wydobycia nie mielibyśmy wpływu na ceny energii jako użytkownicy. Regionalnie dla Śląska koszty społeczne mogą być także ogromne. Rozwój górnictwa leży nie tylko w naszym interesie, ale i interesie całego społeczeństwa.
Grzegorz Pawłaszek: - Niewątpliwie górnictwo ma przyszłość. Polskie górnictwo jest górnictwem nowoczesnym, być może brakuje trochę środków na udostępnienie kolejnych zasobów, a na tych udostępnionych zasobach trudno mówić o rozwijaniu produkcji i ekspansji w zakresie wydobycia. Przede wszystkim społeczeństwo musi się przekonać, że górnictwo jest potrzebne, ale my siłą jego rangi nie podniesiemy. Obecnie obowiązujące na świecie ceny podstawowych nośników energii pierwotnej pokazują, że węgiel ma jeszcze bardzo daleką perspektywę decydowania o bezpieczeństwie energetycznym nie tylko Polski, ale i świata. Myślę, że jeśli zapłacimy właściwie za pracę, to ten atrakcyjny, aczkolwiek bardzo ciężki zawód będzie miał swoich adeptów w przyszłości.
Jarosław Zagórowski: - Na pewno górnictwo polskie powinno się rozwijać i będziemy do tego dążyć, natomiast żeby rozwój był szybszy i bardziej efektywny, musimy wiele spraw zmienić, przede wszystkim wizerunek polskiego górnictwa, status kadry i relacje miedzy nami jako pracodawcami, a związkami zawodowymi. Myślę, że jesteśmy się co do tego w stanie dogadać, żebyśmy naprawdę szli w jednym kierunku.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.