Energetyka jądrowa jest jedynym źródłem energii, które pozwala szacować koszty na dziesiątki lat. Koszty z innych źródeł są nieprzewidywalne - ocenia dyrektor generalny organizacji FORATOM Jean-Pol Poncelet.
Jak mówił polskim dziennikarzom w Brukseli Poncelet, gaz łupkowy to doskonały przykład tego, jak trudno cokolwiek przewidywać w kwestii źródeł energii i jej cen. - O gazie łupkowym pięć lat temu nikt w Europie nie słyszał. Jednak w tym czasie, dzięki technologii jego wydobycia, zmieniło się niemal wszystko. Kto zagwarantuje, że za kolejnych pięć lat coś się znów radykalnie nie zmieni? Poncelet podkreślił, że jako naukowiec nigdy nie pokusiłby się o prognozowanie, jakie za kilka lat będą ceny energii z różnych źródeł.
Dyrektor FORATOMU przypomniał, że Komisja Europejska przygotowuje tzw. mapę drogową dojścia do niskoemisyjnej gospodarki do roku 2050, czyli prawie na 40 lat naprzód. - W czasie publicznych wysłuchań w KE mówiłem, żeby wyobrazić sobie, że jesteśmy w roku 1971. Nikt wtedy nie przewidywał kryzysu naftowego, upadku muru berlińskiego i wielu innych wydarzeń, które zmieniły bieg świata. Nikt nie myślał o internecie, telefonii komórkowej itp. Więc przewidywanie, jak dokładnie będzie wyglądała produkcja energii za 40 lat, jest czymś skrajnie trudnym - podkreślił.
Jego zdaniem, jedyne przewidywalne źródło energii w skali czasu sięgającej dziesięcioleci to atom. - Zaprojektowanie reaktora, budowa elektrowni, jej eksploatacja, a potem rozebranie to okres rzędu stu lat. Żadna inna gałąź przemysłu nie działa w sposób tak długofalowy - mówił Poncelet.
Zaznaczył, że koszt wytworzenia energii w czasie eksploatacji elektrowni w 90 proc. zależy od zainwestowanego w jej budowę kapitału, a tylko minimalny wpływ ma na nią koszt paliwa nuklearnego. - Zatem ten koszt można oszacować, czego nie można powiedzieć o kosztach energii z innych źródeł. Nikt nie wie, ile za 10 lat będzie kosztował gaz łupkowy, energia ze znanych dziś źródeł odnawialnych czy też innych, które być może zostaną odkryte. Tymczasem w momencie uruchomienia elektrowni jądrowej, od razu można oszacować koszty na kilkadziesiąt lat w przód - stwierdził Poncelet.
Oceniając sytuację sektora nuklearnego w Unii Europejskiej Poncelet stwierdził, że mamy do czynienia z paradoksem. Niektóre państwa, jak Niemcy, w imię walki z emisją CO2 zarzucają energetykę jądrową, podczas gdy np. Wielka Brytania wybrała drogę dokładnie odwrotną - rozwój energetyki jądrowej i to dla osiągnięcia tego samego celu, czyli ograniczenia emisji i walki ze zmianami klimatu.
- UE jako całość nie jest w stanie wypracować wspólnej strategii, a poszczególne państwa członkowskie mają wręcz przeciwstawne interesy. Cała Unia chce walczyć ze zmianami klimatu, ale kiedy przechodzimy do konkretnych działań, to poszczególne państwa zachowują się dokładnie przeciwstawnie - podkreślił Poncelet.
Dyrektor FORATOMU podkreślił, że Niemcy miały pełne prawo samodzielnie podjąć decyzję o zamykaniu elektrowni atomowych, ale jednocześnie mogły ją podjąć tylko dzięki temu, że w Unii istnieje solidarność. - Niemcy mogli zdecydować się na taki krok tylko i wyłącznie dlatego, że mają liczne połączenia energetyczne z sąsiadami i mogą w ten sposób sprowadzać brakującą energię - podkreślił Poncelet.
Jego zdaniem, skutkiem decyzji Niemiec będzie wzrost cen energii i to w całej Unii. - Niemcy będą mieli drogą energię ze źródeł odnawialnych, a ponieważ rynki są zintegrowane, to będzie oznaczać wzrost cen, bo skoro energia będzie droższa w Niemczech, to producenci będą ją sprzedawać drożej i w innych państwach - ocenił.
- Z wielkimi trudnościami buduje się zintegrowaną europejską sieć przesyłową, jednak jeśli z dnia na dzień znika z niej 10 GW mocy, działanie sieci musi zostać zdestabilizowane. Niemcy mogli sobie na to pozwolić tylko dlatego, że mają sąsiadów, którzy tą moc mogli im dostarczyć. Nie można ich krytykować za samą decyzję, ale za brak dyskusji o tym wcześniej - mówił Poncelet.
Podkreślił jednocześnie, że będzie to tylko część przyszłego wzrostu cen, bo podwyżki będą też spowodowane globalnym wzrostem popytu na energię.
Poncelet przewiduje jednak na skalę globalną dalszy rozwój sektora. - Nawet jeśli jakieś kraje będą rezygnować, to takie państwa jak Chiny czy Indie rozwijają energetykę jądrową i to na wielką skalę. Skutkiem awarii w Fukushimie będzie prawdopodobnie spowolnienie tego rozwoju, ale nie ma mowy o jego likwidacji. Nie ma wątpliwości, że przemysł poprawi stopień bezpieczeństwa, uwzględniając wnioski z Fukushimy - stwierdził.
FORATOM skupia prawie 800 europejskich firm, działających w sektorze energii nuklearnej. Głównym zadaniem organizacji są kontakty między przemysłem a instytucjami, zwłaszcza Parlamentem Europejskim i Komisją Europejską.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.