Rozmowa z Jiřím Rusnokiem, byłym premierem rządu Republiki Czeskiej, ministrem finansów i prezesem Narodowego Banku Czeskiego
Kajetan Berezowski: Czy kilkanaście lat temu, gdy kierował Pan rządem czeskim, przeszło Panu przez myśl, że tak właśnie będzie wyglądała energetyka, jak dziś?
Jiří Rusnok: Z pewnością nie. Czeska energetyka to obecnie problem bardzo złożony i obciążony dość dużym ryzykiem. Po pierwsze, mamy bardzo drogą energię i nie jest to zależne tylko od nas, ale głównie od rynku energii w Europie. Gdybyśmy byli dostatecznie przewidujący, to pewnie mielibyśmy dziś lepszą sytuację. Mogliśmy wypracować sobie większą niezależność pod względem energetyki na rynku europejskim, który pozostawał przecież zawsze pod silnym wpływem niemieckim. Do tego wszystkiego dochodzi dekarbonizacja. Czechy produkują wciąż 40 proc. energii z węgla, a mówi się o tym, że będzie się to jeszcze opłacało firmom energetycznym przez maksymalnie pięć kolejnych lat. A zatem już niedługo te moce nam wypadną. Najgorsze jest to, że nikt nie ma pojęcia, co stanie się, gdy to nastąpi. Najbardziej prawdopodobny scenariusz jest taki, że źródła węglowe zostaną zastąpione gazowymi. Mam nadzieję, że część naszych elektrowni węglowych zostanie w jakiś sposób zabezpieczona i powstanie coś na wzór niemieckich rezerw będących gwarantem bezpieczeństwa energetycznego kraju. Jedno jest pewne, Czechy przestaną być eksporterem energii elektrycznej, a staną się jej importerem. Nie wiadomo tylko, skąd tę energię będziemy importować? Rośnie zatem ryzyko, że będziemy mieć bardzo niestabilną energetykę, a ceny energii będą dalej rosnąć. Niezależne badania, z którymi miałem okazję się zapoznać, wskazują jednoznacznie, że Czechy należą do grupy krajów, gdzie ryzyko zakłóceń dostaw energii elektrycznej i blackoutów jest wysokie.
Już w lutym 2026 r. czeska energetyka i przemysł metalurgiczny pożegnają się z węglem kamiennym. Decyzje zapadły kilka lat temu. Były, Pana zdaniem, trafne?
Węgiel kamienny nie jest kluczowym surowcem dla naszej gospodarki energetycznej. W regionie na dobrą sprawę węgiel odbierała z OKD tylko Elektrownia Detmarovice należąca do koncernu CEZ. Dużo bardziej istotne są dla nas złoża węgla brunatnego w północnych Czechach. Rząd postanowił, że z tym surowcem pożegnać się będzie trzeba w 2033 r. Jest natomiast pewien problem z trzecią elektrownią atomową. Dopiero co czeski Najwyższy Sąd Administracyjny zdecydował, że umowa z południowokoreańską firmą KHNP o budowie nowych bloków w elektrowni jądrowej w Dukovanach może zostać zawarta. Spółka państwowa EDU II i KHNP podpisały umowy na budowę dwóch nowych reaktorów jądrowych, ale spór z francuską firmą, która miała realizować przedsięwzięcie, trwa. Nie wierzę, aby inwestycja była gotowa wcześniej niż w 2040 r. Ale to i tak nie wypełni naszego zapotrzebowania na produkcję energii, bowiem ta trzecia elektrownia ma głównie zastąpić stare bloki jądrowe w Dukovanach. Będzie trzeba myśleć o budowie kolejnych.
Sądzi Pan, że zakończenie wydobycia węgla przez spółkę OKD wywoła jakieś negatywne konsekwencje na rynku pracy?
Nie. Chodzi o jedną kopalnię. Zatrudnienie będzie topniało. Duża część zatrudnionych to obywatele Polski czy Słowacji. Część obywateli czeskich odejdzie na emerytury. Rynek pracy mamy na tyle szeroki, że z pewnością każdy, kto będzie chciał zmienić pracę, sobie z tym poradzi. Poza tym spółka OKD nie przestanie funkcjonować. Zmieni jedynie swoje priorytety działalności i również będzie zatrudniać ludzi do pracy.
Gdyby nie Green Deal, to mam wrażenie, bylibyśmy bardziej spokojni o nasze bezpieczeństwo energetyczne, zarówno w Czechach, jak i w Polsce. Podziela Pan ten pogląd?
Zielony Ład to wspaniały pomysł, szkoda tylko, że od początku błędnie wprowadzany w życie. Nikt nie zastanawiał się nad konsekwencjami tego wszystkiego. Energetyka działa na prawach fizyki i zdaje się, że niektórzy o tym zapomnieli. Tu istotnymi parametrami są: wydajność, zapotrzebowanie i odpowiedni balans pomiędzy tymi wartościami. Gdy, dajmy na to, nocą nie świeci słońce i nie wieje wiatr, trzeba mieć na podorędziu stabilne źródła energii. Z tymi z kolei mielibyśmy w niedługim czasie się rozstać, bo takie są założenia Zielonego Ładu. Wygląda jednak na to, że decydenci w Unii Europejskiej po części to wreszcie zrozumieli. Zielony Ład przejdzie z pewnością jakąś metamorfozę, ale na pewno nie zniknie. Ja sobie wielkich nadziei na to nie robię. Najgorsze jest to, że zwłaszcza w Europie Zachodniej i Północnej panuje wiele fałszywych bądź grubo przesadzonych wyobrażeń na temat tego, ile to dobrych rzeczy ów Zielony Ład przyniesie. Oczywiście musimy odchodzić od paliw kopalnych i dzieje się tak na całym świecie, ale ta transformacja powinna odbywać się na zdroworozsądkowych zasadach. A tak się do tej pory nie działo. Jest jeszcze jeden powód, dla którego Zielony Ład nie zniknie całkiem. Otóż nie chce tego większość krajów Unii Europejskiej. Skandynawia, Benelux, większa część Niemiec czy Francja o żadnych poważnych zmianach nie zamierzają nawet dyskutować.
Może potrzeba większych nacisków ze strony naszych państw?
Naciski? Owszem, ale czy jesteśmy w stanie w ogóle cokolwiek wskórać w ten sposób? Jeśli mam być szczery, to ja tego nie widzę. Tu o żadnych konstruktywnych działaniach nie ma dziś mowy. Grupa Wyszehradzka w zasadzie nie istnieje, to o czym tu mówić? Jedno jest pewne. Współpracować w dzisiejszych czasach musimy, i to przede wszystkim w dziedzinie energetyki. Należy przede wszystkim rozbudowywać linie przesyłowe, m.in. po to, aby zapobiegać blackoutom. Mamy w tym względzie spore opóźnienia po jednej i po drugiej stronie granicy. To oczywiście nie zmieni faktu, że tania energia należy już do historii. Te czasy nie wrócą.
***
JiřI Rusnok: ekonomista i polityk urodzony w 1960 r. w Ostrawie. Przed ponad dwudziestu laty pełnił funkcję ministra finansów w rządzie Miloša Zemana. W latach 2013 i 2014 stał na czele rządu czeskiego. Następnie, w latach 2016-2022, pełnił funkcję prezesa Czeskiego Banku Narodowego.
Zielony Ład podsumowuje tak:
– Niestety, spełniły się wszystkie moje obawy, które miałem, gdy mówiłem: cel jest świetny, ale gdy idę za celem, muszę wyznaczyć realną ścieżkę do jego osiągnięcia. Bo w przeciwnym razie, albo wszyscy zginiemy po drodze, jeśli porównam to do wyprawy górskiej, albo przynajmniej połowa wyprawy się zbuntuje. Jeśli cel jest zupełnie nierealny, jeśli wiąże się z niemożliwymi do utrzymania ryzykami, to sprawy potoczą się źle. I dokładnie to stało się z Zielonym Ładem. Teraz wszyscy udają, że trzeba to zmienić, tylko gdzie oni byli wtedy, gdy te cele uzgadniano?
W kwestiach dotyczących energetyki:
– Problem polega na tym, że nie mamy jednolitego rynku energii w Europie. To po prostu pseudorynek, który ostatecznie wyrządza więcej szkody niż pożytku. Na Półwyspie Iberyjskim cena energii jest o połowę niższa, a w Szwecji jest jeszcze niższa. Jest to w pełni zdeterminowane przez lokalne rynki, jaki mają miks energetyczny. Niestety, jesteśmy dziś na tym najgorszym rynku z Niemcami, które całkowicie zawiodły w swojej polityce energetycznej, a my podążamy tym śladem. I mimo tego, że obecnie obserwuje się pewien spadek cen energii elektrycznej, to jest on mniejszy niż wzrost cen wszystkich opłat dystrybucyjnych i innych, ponieważ konieczne jest zainwestowanie w sieci i inne elementy związane z przejściem na odnawialne, niestabilne źródła energii.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.