Buona domenica a tutti! Wszystkim dobrej niedzieli! – życzył papież Franciszek na zakończenie mszy z okazji Jubileuszu Chorych. Jeszcze słabym, lekko ochrypłym głosem, z kaniulami tlenowymi w nozdrzach, ale właśnie taki przekazywał coś światu. Jakby chciał powiedzieć: „Wracam do zdrowia. Pozdrawiam Was w ten sam sposób, jak przedtem każdej niedzieli – własnym głosem i osobiście”.
Papież bardzo potrzebuje tej komunikacji, kontaktu z wiernymi. „Gdyby to od niego zależało, to wyjechałby już tydzień wcześniej” – tak dr Sergio Alfieri, koordynator papieskiego zespołu medycznego, skomentował to, że Franciszek niespodziewanie opuścił swoje mieszkanie w Domu Świętej Marty i wjechał na wózku na plac św. Piotra. Papież nie jest już chory i nie ma obniżonej odporności – jak przyznał lekarz, niemniej (co również podkreślił) minęły nie dwa miesiące, jak założono, a zaledwie dwa tygodnie od wyjścia ze szpitala. „Miejmy nadzieję, że uszanuje kolejne sześć” – powiedział lekarz papieża. Papież wychodząc, naraża się na kontakt z osobami z zewnątrz, które mogą być nosicielami wirusów. Czy gdyby teraz osłabiony jeszcze papież zachorował, znalazłoby się remedium na tę chorobę, skoro w szpitalu, jak przyznali lekarze, stan papieża dwukrotnie był tak niepewny, że budził obawy o jego życie?
W minioną niedzielę – na Jubileusz Chorych i Pracowników Służby Zdrowia – nie tylko chodziło o potrzebę kontaktu z wiernymi, ale przede wszystkim o wsparcie chorych. Kto, jeśli nie ojciec duchowy, człowiek, który przez ostatnie z górą dwa miesiące tyle przeszedł, zrozumie ich i wesprze? Kto, jeśli nie pacjent, któremu uratowano zdrowie, a może nawet życie, może być bardziej wdzięczny medykom za ich pracę i oddanie?
Gdybyśmy przeszukali szuflady, to być może znaleźlibyśmy pudełeczko Misericordiny. W 2013 roku za namową jałmużnika papieskiego, wówczas jeszcze arcybiskupa Konrada Krajewskiego (dziś kardynała) rozdawano Misericordinę na placu św. Piotra, a papież po modlitwie Anioł Pański powiedział wiernym, że to „lekarstwo” dobrze robi na serce, że jest to lek na ducha. „Myślicie, że papież bawi się w farmaceutę – ale nie, to lek duchowy. Nie zapominajcie go zażywać, bo dobrze robi na serce i na duszę, na życie” – powiedział wówczas Franciszek. Tak jak 20 tys. opakowań „leku” rozdano w kilkanaście minut, tak i dziś można powiedzieć, że zarówno papież potrzebuje bliskości wiernych, jak wierni bliskości papieża. Misericordina bowiem to różaniec w pudełeczku do złudzenia przypominającym jeden z leków na serce, w środku z modlitwą w czterech językach. Pomysł Konrada Krajewskiego i papieża jeszcze przez długi czas budził zdziwienie, zwłaszcza w samym Watykanie.
Franciszek zaskakuje od początku pontyfikatu. Pamiętamy jego pierwsze słowa z loży głównej Bazyliki św. Piotra, tuż po tym, jak zgromadzeni przed świątynią zobaczyli biały dym, oznaczający, że konklawe wybrało następcę Benedykta XVI. Franciszek przywitał się tak, jak witają się ludzi na ulicy: „Buongiorno!”, a potem na zakończenie południowej modlitwy życzył wszystkim „Buon pranzo!” (dobrego obiadu).
Jakże niepojętą dla większości była decyzja papieża o zamieszkaniu w Domu Świętej Marty, a nie w Pałacu Apostolskim, dokąd papież udawał się tylko, by z okna przemawiać w niedziele do wiernych i na oficjalne spotkania na najwyższym szczeblu. Jakże zaskakujące było to, że papież zaczął jadać na stołówce razem z innymi mieszkającymi tam duchownymi.
Zaskakiwały papieskie homilie. Były krótkie i przekazywane językiem prostym i obrazowym – docierały do każdego i nie trzeba było ich tłumaczyć. Pierwszą taką homilią była ta skierowana do młodych nowożeńców w katedrze św. Rufina w Asyżu. Papież radził im „Kłóćcie się, rzucajcie nawet talerzami, ale nigdy nie kończcie dnia bez zawarcia pokoju”.
Dziwiło, że jako człowiek postawny, papież „gardzi” wygodną limuzyną i tłoczy się obok kierowcy w „maluchu”, przemieszczając się podczas pielgrzymek. To był język papieża, niewymagający tłumaczenia – chciał być jak najbliżej zwykłych ludzi, a jeszcze bliżej tych, co na marginesie. Dał temu wyraz, urządzając w okolicach otaczającej plac św. Piotra Kolumnady Berniniego noclegownię, przychodnię i łaźnie dla bezdomnych.
Dziś już nie dziwi to nikogo, ale na początku Rzym przekazywał sobie z ust do ust: „Papież sam dzwoni do ludzi, nikt trzeci go z nimi nie łączy!”. W owych czasach, przed ponad dekadą to naprawdę zaskakiwało. Dostał list, przeczytał o kimś w gazecie czy usłyszał w telewizji o czyichś problemach, brał słuchawkę i dzwonił z pocieszeniem, próbą załatwienia sprawy czy zwykłym zapewnieniem o bliskości. Podnoszący słuchawkę słyszał: „Dzień dobry, tu mówi papież”…
Dziś Franciszek wciąż zaskakuje, jak w minioną niedzielę, ale 12 lat jego pontyfikatu przyzwyczaiło nas do tego, a dr Alfieri mówi: „Nie wykluczam, że Ojciec Święty sprawi nam inne niespodzianki. Znamy go”.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.