Koniec roku i początek kolejnego ma dla nas wymiar symboliczny – czekamy na ten czas. A ja od lat zastanawiam się, dlaczego ciągle łudzimy się, że coś zmieni się nagle na lepsze? Czy w nowym roku przestaną mnie boleć stare kości? A może wszyscy staną się wzajemnie życzliwsi dla siebie? Żyję już na tyle długo, aby nie mieć złudzeń, ale chyba wszyscy lubimy złudzenia i ja też…
Koniec roku to także czas podsumowań i próby oceny tego, co się wydarzyło. I mam bardzo mieszane odczucia w każdym wymiarze, bo oprócz rzeczy wspaniałych, jak wielka ofiarność tysięcy ludzi w niesieniu pomocy powodzianom w dorzeczu Odry, dowiedziałem się, że niektóre nieszczęścia wydarzyły się z powodu niedbalstwa czy braku wyobraźni. Obawiam się, że za jakiś czas sytuacja się powtórzy i znów będziemy się dziwić lub nawet wściekać… po fakcie.
Nie tak dawno w jakiejś telewizyjnej reklamie pojawiło się słowo „jutrać”, czyli odkładać coś na jutro, na potem. Z wiarą, że może nie trzeba będzie nic robić, może się uda… A potem, jak się nie uda, mamy pretensje do innych i czekamy, że ci inni rozwiążą nasze problemy. Czy nie przypomina to pewnej bajeczki o koniku polnym? Może nie na wszystkie niespodzianki jesteśmy w stanie się przygotować, ale na wiele z pewnością tak.
Święta, dziwnym trafem, uciszyły hejt wobec górników i górnictwa, zwłaszcza węglowego, ale czy w nowy rok wchodzimy z jakąś czytelną perspektywą dotyczącą tej branży? Obawiam się, że nie. Bo przecież umowa społeczna, ciągle niezaakceptowana w Brukseli, staje się coraz bardziej nieaktualna. Kopalnie mają coraz większe problemy ze sprzedażą węgla, ale jednocześnie są duże problemy z realizacją zadań planowych. Dryfujemy tak od wielu miesięcy i nie buduje to atmosfery spokoju, a więcej, moim zdaniem, demobilizuje moich młodszych kolegów. Kiedyś powtarzano mi, że nie wolno obniżać wymagań, a kilka dni temu od jednego z kolegów usłyszałem, że dziś obniża się wymagania, a podnosi płace. Nie będę toczył sporów o zarobki górników, bo, jak każdy, mógłbym i chciałbym zarabiać więcej. I bywało różnie, starałem się nie narzekać, choć był czas, że jako dyrektor kopalni byłem w tej kopalni na 118. miejscu pod względem wysokości płacy brutto. No, ale dyrektor to ma fajnie…
Dziś, choć nadal jestem obecny w polskim górnictwie, mogę wspominać tylko lata przepracowane w polskich kopalniach węgla i soli oraz wizyty w kopalniach całego świata – Boże Narodzenie spędziłem w domu, w gronie najbliższych. Mam jednak pamięć i świadomość, że wielu moich kolegów minione święta spędziło w pracy, bo „ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś”.
Chciałbym, aby wreszcie czytelna i przewidywalna stała się przyszłość polskiej energetyki i polskiego górnictwa węglowego, bo bezpieczeństwo energetyczne Polski dotyczy nas wszystkich i kolejnych pokoleń Polaków, ale jednocześnie dotyczy indywidualnych losów wielu naszych obywateli. A mam chyba prawo do obaw, bo z jednej strony określono, kiedy kopalnie węgla kamiennego i elektrownie węglowe będą kończyć swoją działalność, a z drugiej nic nie słychać, co z losem miejscowości, w których te zakłady działały i co się stanie, jak opóźnią się plany transformacji polskiego systemu energetycznego.
Możemy sobie „jutrać” w sprawach indywidualnych, ale bezpieczeństwo energetyczne dotyczy nas wszystkich. Oczekuję jasnego przedstawienia planów i konsekwentnej ich realizacji, chyba kończy się nam czas na jałowe dyskusje. Mam nadzieję, że nie stanie się moim udziałem spojrzenie na symboliczny „ostatni wózek z węglem wydobytym z polskiej kopalni”, ale kiedyś to się stanie. I wtedy chciałbym, aby Polacy mieli pewność, że nie stało się to wbrew naszemu, polskiemu interesowi.
A poza tym wszelkiej pomyślności w nowym 2025 r.
Jacek Korski
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.