Marian Knapik należy do Grupy Janowskiej i od lat pokazuje zanikający przemysłowy charakter naszego regionu. Pochodzi z górniczej rodziny, wie, co to ciężka praca, tradycje, dobre relacje z bliskimi i ukochanie krajobrazu.
Starsi odbiorcy oglądają jego obrazy z sentymentem, świetnie pamiętają familoki, kopalniane szyby i mamę krzątającą się po kuchni. Młodsi skanują je z zaciekawieniem, na kolorowych obrazach widzą krajobraz, który znika i który tylko w niewielkiej części udaje się zachować. – Moim marzeniem jest namalowanie wszystkich kopalni, ale wiem, że nie jest to możliwe – mówi Marian Knapik, malarz amator, rodowity Ślązak. – Cała moja rodzina związana była z górnictwem, na kopalni pracował mój ojciec, teść, wujkowie, brat, szwagier. Ja już nie, bo mama nie pozwoliła iść na kopalnię, choć mój brat poszedł. I co ciekawe, na dole byłem tylko w Kopalni Guido. Gdy na Wieczorku z okazji Barbórki były zjazdy rodzinne, tata nigdy nie chciał mnie zabrać – opowiada.
O, mój Śląsku
Tych scenek z obrazów Mariana Knapika nie znajdziemy już na śląskich ulicach. Oto starzyk pykający fajkę, za nim furmanka pełna węgla, familoki, w oknach kobiety wyglądające na podwórka i gołębiarze wpatrujący się w niebo. Jest ojciec wracający z szychty, mama szykująca sobotnią kąpiel i dziadek opowiadający wnukom legendy o Utopku. Na obrazach jest byfyj, syfon i makatki, drobne szczegóły obecne w każdej śląskiej kuchni. A oprócz tego kopalniane budynki, wieże wyciągowe, stare osiedla robotnicze. Urzeka przemijający krajobraz i charakter Górnego Śląska, który zachował się dziś jedynie na pocztówkach, obrazach, zdjęciach i filmach.
Marian Knapik nie chodził na kursy malarstwa, ani nie uczęszczał do szkoły plastycznej – jest autentycznym samoukiem. Od wielu pokoleń związany jest z Janowem, Nikiszowcem i Giszowcem, najbardziej charakterystycznymi i magicznymi dzielnicami Katowic. – Pradziadek mieszkał na Giszowcu, jego domek przy ul. Mysłowickiej został wyburzony. Namalowałem scenkę, jak pradziadek i babcia są w ogrodzie przed domem ze swoimi dziećmi, czyli moim tatą i jego siostrą. Tata urodził się na Nikiszu, mieszkał na ul. Krawczyka, pod „szóstką”. W Domu Kultury KWK Wieczorek chodziłem do kółka modelarskiego i tam pierwszy raz zetknąłem się z malarzami z Grupy Janowskiej, którzy prezentowali tu na wystawach swoje obrazy. Nie rozumiałem wtedy ich twórczości, a dzisiaj najbliżej mi jest do Ewalda Gawlika, tematyki jego obrazów i techniki – mówi nasz bohater. – W dzieciństwie zawsze się kłóciliśmy, gdzie kończy się Nikiszowiec, a zaczyna Janów. Pamiętam szyb Pułaski, plac drzewny, gdzie niedaleko był basenik Rybka, no i odpusty na Janowie – wylicza.
Malowanie to jego pasja, można powiedzieć, że miał w niej dwie fazy. – Pierwszy obraz namalowałem 41 lat temu. Wtedy malowałem głównie góry, leśne pejzaże. Potem była przerwa związana z życiem zawodowym i rodzinnym. I kilkanaście lat temu znów wróciłem do malowania, postanowiłem utrwalić kopalnie i scenki rodzajowe. Pomyślałem wtedy sobie, że być może w ten sposób uda mi się zatrzymać zanikający charakter Śląska. Ale pasji miałem więcej, chodziłem też po górach i zbierałem minerały. Dzisiaj lubię też jeździć na rowerze, szukając tematu do następnych prac – mówi.
Jednym tchem wylicza kopalnie, które uwiecznił w swoich pracach. Najpierw te katowickie – Katowice dawna Ferdynand, Kleofas, Murcki, Wieczorek, potem te z okolicznych miast, jak kopalnia Luiza w Zabrzu, Anna w Pszowie, Matylda w Lipinach czy Bobrek w Bytomiu. Teraz pracuje nad kopalnią Silesia w Czechowicach-Dziedzicach oraz kopalnią Michał w Siemianowicach Śląskich.
Maluje techniką olejną, a ona wymaga cierpliwości. – Dlatego maluję kilka obrazów jednocześnie i gdy czekam, aż farba wyschnie na jednym, przechodzę do drugiego. Przeciętnie nad obrazem spędzam od dwóch do trzech miesięcy, ale były i takie, nad którymi pracowałem z pół roku – wspomina.
– Co mi daje to malowanie? Wspomnienia, powrót do dzieciństwa i radość, że moją małą ojczyznę mogę choć tak uratować od zapomnienia – tłumaczy. – Pamiętam, jak jeździłem kolejką Balkan Express do pradziadka na Giszowiec, w której dwa pierwsze wagony były przeznaczone dla umorusanych górników wracających z szychty. Jak obserwowało się gęsi i kaczki na stawie, jak po ulicach jeździły furmanki z węglem, junaki, jak trzaskało się talerze przed ślubem… To wszystko chcę zachować na moich obrazach.
Obrazy w muzeach i u prywatnych kolekcjonerów
Nie maluje obrazów na zamówienie, czasami przeznacza je na licytację, aukcje charytatywne, jak Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Obrazy sprzedaje sporadycznie, a one się podobają – to wie od nabywców z całej Polski. Cztery są w Muzeum Śląskim, jeden „Przysłowia polskie” był wypożyczany na wystawę czasową do Muzeum Narodowego we Wrocławiu, kupują je kolekcjonerzy z Warszawy i nawet z Gdańska. Pewna klientka z Francji wywiozła obraz Mariana Knapika do Kuwejtu. – Każdy obraz ma tytuł, jak „Kajś w Szopienicach” czy „Przy sobocie”. Na odwrocie każdej pracy odbijam też swój kciuk, to taki mój certyfikat autentyczności, tak to sobie wymyśliłem – opowiada. – Biorę udział w plenerach, wystawiam obrazy na wystawach. Kiedyś tego nie robiłem, aż ktoś spytał mnie, jakie mam portfolio. Zacząłem więc startować w konkursach i okazało się, że zajmowałem tam drugie, trzecie miejsca, a nawet raz pierwsze, zdobywałem wyróżnienia, a obrazy były pokazywane na pokonkursowych wystawach. Czasami towarzyszyła mi tam żona Ewa – podkreśla. – To prawda, byłam na kilku wystawach. Cieszę się, że mąż ma taką pasję. Znika na całe dnie, gdy maluje w swojej pracowni – uśmiecha się pani Ewa.
Marian Knapik maluje w domu, na pracownię zaaranżował jeden z pokoi. – Wcześniej było trudno, malowałem w kuchni na stole, czasami na tapczanie. Odkąd synowie się wyprowadzili, mam swój pokój na pracę – mówi malarz. Nigdy nie pracował w kopalni, jego miejscem pracy była m.in. hurtownia książek, Katowicka Agencja Wydawnicza, Przedsiębiorstwo Zaopatrzenia Górniczego, Fabud. – Śląskim zwyczajem mieliśmy w domu kanarka, ale przeraźliwie śpiewał i oddałem go szwagrowi. Nie maluję kwiatów ani portretów. Stare ramy kupuję na targach staroci, a potem zamawiam do nich blejtramy – opowiada.
6-letni wnuczek Jaś też maluje
Marian Knapik ma dwóch synów, w przeszłości wędrował z nimi po górach i zbierał minerały. – Chciałem im pokazać, co można robić w życiu, że można wybrać coś dla siebie. Dziś jeden jest podróżnikiem, a drugi biega maratony – tłumaczy. – Tata pięknie rysował, ale nic się nie zachowało z jego twórczości. A mój wnuk Jaś ma sześć lat, zaczyna malować. Mówi, że będziemy wymieniać się obrazami – uśmiecha się Marian Knapik.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.