Rozmowa z LESZKIEM PIETRASZKIEM, prezesem Polskiej Grupy Górniczej
Jakie wnioski i refleksje nasuwają się panu po akcji ratowniczej w kopalni Rydułtowy, gdzie na skutek bardzo silnego tąpnięcia w rejonie zagrożenia znalazło się 78 górników, a jeden z nich zginął?
Mamy wiele wniosków, nad wdrożeniem których pracujemy, ale m.in. na pewno powinniśmy udoskonalić procedury porządkujące sposób komunikowania. Z własnego doświadczenia wiem, że w następstwie sytuacji kryzysowych ich uczestnicy odtwarzają przebieg zdarzeń bardzo niedokładnie, a czasem wydaje im się, że widzieli coś, czego w rzeczywistości nie było.
Dlatego potrzebujemy ludzi, którzy będą odpowiednio przeszkoleni, by z gąszczu informacji odsiać te istotne. Powinni potrafić profesjonalnie odbierać informacje od uczestników zdarzenia, umiejętnie je opracować i wrócić z nimi do kierownika akcji ratowniczej po to, by miał on najlepszą możliwą wiedzę niezbędną do zarządzania akcją. Istotna jest też komunikacja z instytucjami, które z nami współpracują, m.in. z Wojewódzkim Pogotowiem Ratunkowym. One potrzebują wiedzy o liczbie ofiar czy potencjalnych ofiar, by przygotować się do niesienia pomocy. Źródło, które przekazuje te informacje odpowiednim służbom i opinii publicznej, powinno być z góry określone. Takie procedury oczywiście w spółce istnieją, ale w mojej opinii wymagają urealnienia i systematycznego ćwiczenia.
Na szczęście z katastrofami w kopalniach nie mamy do czynienia na co dzień, ale jest to powód, dla którego procedury nie są systematycznie powtarzane. Za celowe uważam też nawiązanie w tym zakresie współpracy z Rządowym Centrum Bezpieczeństwa po to, by zdobyć i wdrożyć najlepsze światowe praktyki związane z tym obszarem.
A jeżeli chodzi o rozwiązania techniczne?
W powszechnym odbiorze górnicza lampka jest urządzeniem pozwalającym zlokalizować pracownika pod ziemią. To nie jest do końca prawda. Nadajniki działają na kilku zakresach, działanie systemu polega na pomiarze natężenia pola magnetycznego pochodzącego od nadajników, nie jest to więc czynnik, który pozwoli zlokalizować bezbłędnie i jednoznacznie każdego człowieka w trakcie trudnej akcji ratowniczej. Oczywiście istnieją systemy lokalizacyjne oraz systemy bezprzewodowej komunikacji pod ziemią, ale niestety ani my, ani inne spółki węglowe całościowo ich nie wdrożyliśmy.
Uważam, że wprowadzenie takiego rozwiązania jesteśmy winni tym górnikom, którzy zjeżdżają 1200 m pod ziemię w kopalni zagrożonej tąpaniami. Takie rozwiązanie umożliwi też prewencję, sprawdzenie, czy w zagrożonej strefie znajduje się dopuszczona przepisami liczba pracowników, a także powrót do danych historycznych – lokalizacji osoby w danej strefie w przypadku nagłego zdarzenia. Traktujemy priorytetowo wprowadzenie takiego rozwiązania. Podobnie jeśli chodzi o bezprzewodową łączność, która musi być rozwiązaniem systemowym. Aby ten problem rozwiązać, powołaliśmy zespół specjalistów, którzy w trybie ekstraordynaryjnym mają wybrać najlepsze istniejące optymalne rozwiązania i doprowadzić do ich wdrożenia na naszych kopalniach. Systemy, które po prostu będą działać i są sprawdzone.
Co ze wsparciem psychologicznym?
Korzystamy z usług specjalistów zatrudnionych w naszej spółce córce – Synercom. Zawsze możemy także liczyć na fachowców z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego. Istotne jest, że nie boimy się korzystać z ich pomocy, przecież całkiem niedawno korzystanie ze wsparcia psychologa było odbierane jako oznaka słabości.
Rozumiem, że specjaliści obejmują początkowo opieką rodziny poszkodowanych, a po zakończeniu akcji osoby, które bezpośrednio dotknęła trauma?
Tak, ale ja chcę iść jeszcze dalej. Oczekuję od HR, żebyśmy mieli kontakt z dyrektorami i kierownikami akcji ratowniczej, żeby oni także mieli możliwość spotkań z psychologiem. Mogę sobie wyobrazić, co dzieje się w głowie człowieka, który jest naczelnym inżynierem czy dyrektorem kopalni, w której zdarzył się wypadek śmiertelny i który przez dwie doby prowadzi akcję ratowniczą. Możemy udawać, że nas to nie dotyka, ale nie jest to wydarzenie, które nie pozostawia śladów i ważne jest, żeby fachowiec pomógł każdej z tych osób to przepracować.
Co działo się w pana głowie 11 lipca?
Na początku myśl, by jak najlepiej wspomóc prowadzących akcję ratowniczą. Potem, by jak najwłaściwiej przekazać informacje o tym, co się zdarzyło, rodzinom górników, a przede wszystkim, żeby najpierw o szczegółach wypadku dowiedzieli się bliscy, a dopiero potem media. Kolejna myśl, żeby sam komunikat nie stał się podstawą do jakichś igrzysk medialnych. A później, gdy dowiedziałem się, że jednego z poszukiwanych uratujemy, odczuwałem z jednej strony radość, że udało się uratować ludzkie życie, a z drugiej strony ogromny żal, że drugiego górnika uratować się nie udało.
Liczył się pan z tak olbrzymim ciężarem odpowiedzialności, zaczynając pracę w PGG?
Tak. Niejednokrotnie podkreślałem, że nie znam górnictwa tak dobrze jak ci, którzy bezpośrednio w branży pracują od lat, niemniej jednak udało mi się je poznać dość dobrze, pracując w Urzędzie Ochrony Państwa czy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, bo to jest służba, która w swoje obowiązki ma też wpisane monitorowanie sektorów istotnych dla bezpieczeństwa państwa, a górnictwo zawsze było i będzie takim sektorem. Zajmowałem się tym dobrych kilkanaście lat, więc wiedziałem, z czym się mierzę i jakie zagrożenia, w tym takie, z jakimi zetknąłem się w Rydułtowach, a wcześniej w Mysłowicach, w tej pracy mogą wystąpić.
To, co jest zawsze zadaniem dla menedżera, to eliminacja przyczyn wypadku. Jeśli jest on skutkiem zaniechania, to możemy sprawę racjonalnie wyjaśnić, a potem wdrożyć działania takie sytuacje eliminujące. W tych dwóch konkretnych przypadkach doszło do wstrząsów, które w dużym stopniu od nas nie zależą i których w dużej mierze nie jesteśmy w stanie przewidzieć. I to jest frustrujące. Nie siedzimy jednak z założonymi rękami. Analizujemy tego typu zdarzenia z ostatnich trzech lat pod kątem ich lokalizacji, skutków, potencjalnych przyczyn i dodatkowej możliwej prewencji. Wnioskami podzielimy się z Wyższym Urzędem Górniczym, który chce przyjrzeć się dokładniej zagrożeniu tąpaniowemu, bo okazuje się, że liczba wstrząsów, mimo niższego wydobycia, w ostatnich latach stale rośnie.
Nie ma jeszcze opinii komisji WUG, ale czy można już powiedzieć, że tąpnięcie wpłynie na funkcjonowanie kopalni Rydułtowy?
Już wpłynęło, bo musieliśmy się na razie wycofać z tego rejonu i musimy przeanalizować, czy będziemy mogli tam wrócić, a jeśli nie, to w jaki sposób prowadzić wydobycie. Ale jeśli chce pani ode mnie usłyszeć, że to jest przyczynek do skrócenia eksploatacji, to…
Nie, nie chcę tego usłyszeć...
A ja tego nie powiem. Wiemy, że niewątpliwie jest to trudna kopalnia. Wiemy, że jesteśmy bardzo głęboko, ale wiemy też, że jest tam dobry węgiel, na który jest zapotrzebowanie. Musimy więc zrobić wszystko, by móc go wydobywać bezpiecznie dla ludzi.
Zostawmy więc Rydułtowy. Zarząd PGG podjął decyzję o grupowych zwolnieniach emerytów. To nie pierwszy taki przypadek w historii spółki, ale czym obecnie uwarunkowana była ta decyzja?
Trudną sytuacją ekonomiczną oraz tym, że spółka wydobywa i sprzedaje takie ilości węgla, jakie w planowanej w Umowie Społecznej perspektywie mieliśmy wydobywać i sprzedawać w latach 2031-2032. Dokument ten, który chcemy honorować za wszelką cenę, zakłada, że w latach 2031-2032 Polska Grupa Górnicza będzie uboższa o kopalnie: Bolesław Śmiały, Sośnica, część Rudy i ruch Wujek. Ma też w związku z tym znacząco niższe koszty funkcjonowania. Dzisiaj przy niższych, niż założono, przychodach – sprzedamy 17 mln t, zamiast pierwotnie zakładanych 20,2 mln t – nasze koszty tylko nieznacznie obniżyły się w odniesieniu do 2023 r.
Odnosząc się do analogicznego okresu zeszłego roku, sprzedamy o prawie 15 proc. węgla mniej. Spadek wolumenu oraz ceny, jaką możemy uzyskać od odbiorców węgla energetycznego (o ponad 30 proc.) powoduje, że nasze przychody są istotnie niższe niż zeszłoroczne. Nie oznacza to, że siedzimy z założonymi rękami. W I półroczu 2024 r. istotnie zweryfikowano planowane budżety wydatków OPEX i CAPEX, co pozwoli nam utrzymać dopłaty na poziomie zakładanym na początku roku. Zakładany tegoroczny CAPEX oscyluje wokół 3,4 mld zł. Zakłada m.in. ponad 78 km robót przygotowawczych i 28 nowych ścian produkcyjnych, co pozwoli na realizację planowanej produkcji w tym roku, ale także w przyszłości.
Obserwujemy również otoczenie i widzimy, że rynek produkcji energii po 6 miesiącach 2024 r. jest zdominowany dalszą ekspansją OZE (+4,69 TWh r/r) oraz wzrostem produkcji energii z gazu o 0,43 TWh. Mimo wzrostu zużycia energii w Polsce o 2,18 TWh, produkcja energii z węgla kamiennego uległa obniżeniu o 2,66 TWh (-7,1 proc.), natomiast z węgla brunatnego pozostała praktycznie na takim samym poziomie jak w roku poprzednim.
Tak duży spadek zamówień na węgiel energetyczny od krajowych producentów, z jakim mamy obecnie do czynienia, wynika przede wszystkim z fatalnych decyzji skutkujących niekontrolowanym importem węgla w latach 2022-2023 i jest sytuacją wyjątkową, wymagającą nadzwyczajnych działań. Dlatego z satysfakcją odnotowujemy, że rząd wsłuchując się w postulaty przedsiębiorców górniczych, podjął działania zmierzające do eksportu energii na Ukrainę w oparciu o nasz węgiel.
Z drugiej strony uważam, że racjonalne jest wymaganie od siebie samych, by koszty ponoszone przez Skarb Państwa w ramach dopłat do redukcji wydobycia były jak najbardziej optymalne i uzasadnione, a planowane zwolnienia osób z uprawnieniami emerytalnymi są najłagodniejszym sposobem obniżenia kosztów osobowych.
Audyt wskazał, że w PGG są przerosty zatrudnienia?
W niektórych obszarach faktycznie tak jest. Do wyciągnięcia takiego wniosku nie potrzeba audytu. Ale wracając do przychodów i sprzedaży: zadaliśmy sobie trud, aby ustalić, jaką maksymalną ilość węgla jesteśmy w stanie sprzedać. Zaznaczam, nie mam ambicji, by robić takie szacunki na rok 2035, ale rok 2030, w sytuacji, gdy dynamicznie zwiększa się udział OZE i gazu w miksie energetycznym, możemy zaplanować.
Jak to zrobić bez Polityki energetycznej?
Czekamy na dokument opracowywany przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska, ale jednocześnie nawiązaliśmy kontakty z obecnymi i potencjalnymi klientami i PSE, po to, żeby oszacować potencjalną wielkość sprzedaży. Z tych szacunków wynika, że w 2024 r. te 17 mln t mamy szansę realnie sprzedać. Przypomnę, że ubiegłoroczne założenia mówiły o ponad 20 mln t. To przekłada się na zmniejszenie przychodów o niemal 2 mld zł, a perspektywa jest malejąca! Możemy dyskutować o tym, czy popyt na węgiel będzie spadał szybciej czy wolniej, ale jeśli się nic nadzwyczajnego nie zdarzy, ten proces będzie następował.
Oczywiście, jak już wspomniałem, na naszą sprzedaż wpływają znacząco zgromadzone w kraju zapasy węgla z importu, który został nawieziony przez ostatnie dwa lata. Szacujemy, że co najmniej do końca przyszłego roku będziemy to jeszcze odczuwać. Nie zgadzam się też z opiniami, że po przepaleniu tego węgla nasze możliwości sprzedaży zauważalnie wzrosną. Po pierwsze, jakiś rodzaj importu zawsze będzie. Po drugie, zapotrzebowanie na miały energetyczne będzie maleć. Wydajność, którą oszacowaliśmy po ostatnich korektach PTE, wynosi 530 t/pracownika/na rok. Jestem przekonany, że dotacja powinna być maksymalnie transparentnie i celowo wykorzystywana, ale też ograniczona do niezbędnego minimum. Jest przestrzeń, żeby tę spółkę spokojnie transformować. Jednym z takich ruchów jest kwestia odejść emerytów, których jest sporo. W pierwszym kwartale br. odeszło ich ponad 300, w drugim kolejnych 400, a do końca roku prawa emerytalne nabędzie kolejnych ponad 400 pracowników spółki.
Podkreślam także, że proces, o którym mowa, jest realizowany w sposób społecznie odpowiedzialny. Proces zwolnień grupowych wiąże się bowiem m.in. z tym, że osoby te otrzymują trzymiesięczne odprawy. No i kolejna ważna rzecz – chcemy, żeby ci spośród emerytów, którzy są niezbędni dla działalności spółki, w niej zostali. Oczywiście mam świadomość, że te zwolnienia nie doprowadzą do drastycznej poprawy sytuacji spółki i tego, że wydajność wzrośnie do 800 czy 900 t/pracownika, ale świadczą one o tym, że zarząd na bieżąco analizuje sytuację i podejmuje szereg decyzji, które mają przynieść efekty.
A system zachęt do odejścia z pracy?
Pracujemy nad programem dobrowolnych odejść, skierowanym do innej grupy ludzi. Prace ciągle trwają, bowiem chcemy z nim trafić do ściśle dedykowanych pracowników. Jest spora grupa osób, na których nam zależy i chcemy, by w spółce zostali, bo przecież według Umowy Społecznej mamy pracować do 2049 r. Na pewno, przed uruchomieniem programu, będziemy chcieli wejść w interakcję z naszymi pracownikami i dowiedzieć się, czego naprawdę oczekują, żeby jak najlepiej te rozwiązania dostosować do potrzeb.
Ile osób skorzysta z programu dobrowolnych odejść?
Chcielibyśmy pilotażową ofertę skierować do ok. 1000 pracowników, analizujemy, w jakich obszarach można zredukować zatrudnienie tak, by spółka sprawnie mogła funkcjonować i nie zafundować sobie luki pokoleniowej. Mieliśmy zawartych szereg umów patronackich ze szkołami, dotyczących zatrudniania absolwentów. Na razie przyjęcia zostały wstrzymane, ale nie oznacza to, że nie przyjmiemy tych absolwentów w przyszłości. Jednak wszelkie ruchy kadrowe dotyczące zarówno odejść, jak i przyjęć muszą być dokładnie przemyślane i skalkulowane i odnosić się do rzeczywistych potrzeb spółki.
Zresztą czując odpowiedzialność nie tylko za zapewnienie możliwości sprawnej działalności spółki, ale całego sektora, uwzględniamy także sytuację Węglokoksu Kraj i na pewno będziemy chcieli zagospodarować fachowców, którzy z różnych przyczyn nie skorzystają z możliwości odejścia na urlopy górnicze czy jednorazowe odprawy pieniężne związane z likwidacją Bobrka.
Jak będziecie finansować ten program?
Staramy się szukać środków, by samodzielnie taki program sfinansować, ale druga droga, którą też zainicjowaliśmy i wiem, że ministerstwo nad nią pracuje, to nowelizacja ustawy o funkcjonowaniu górnictwa i wprowadzenie do ustawy korekty, że to nie Spółka Restrukturyzacji Kopalń będzie likwidować kopalnie, tylko same spółki węglowe. Optujemy też za umożliwieniem korzystania z pakietu osłonowego zapisanego w tej ustawie pracownikom kopalń czynnych już wówczas, gdy spółka wymaga restrukturyzacji, a nie dopiero wtedy, gdy któraś z kopalń jest likwidowana.
Według naszych obliczeń takie rozwiązanie wszystkim się opłaca, bo poniesiony wydatek poskutkuje znacznym zmniejszeniem wysokości dotacji. Przypomnę też, że pomimo prawie dwumiliardowej dziury w przychodach, spowodowanej spadkiem sprzedaży, uda nam się nie zwiększyć dotacji przewidzianej w Umowie Społecznej.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Tzn że w planach są również urlopy górnicze o których mowa z końcem tego roku