Pracujemy w tej chwili w Polsce nad tym, a nasi ludzie rozmawiają o tym, w jaki sposób możemy bezpośrednio pomóc w zaopatrzeniu Ukrainy w energię elektryczną przed zimą – zapowiedział premier Donald Tusk. Plan miałby wspomóc zniszczony wojną system energetyczny Ukrainy, ale też pomóc rozładować zwały węgla. Czy ma w ogóle szanse na realizację?
O planie energetycznej pomocy dla Ukrainy mówił na początku lipca premier Donald Tusk po spotkaniu z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim.
– Pracujemy w tej chwili nad tym, aby móc spalać polski węgiel, którego mamy w tej chwili sporo, tak, żeby nie płacić za spalanie tego węgla, czyli za emisję, a prąd wytworzony przez polskie elektrownie z polskiego węgla za europejskie pieniądze przesłać istniejącym mostem energetycznym na Ukrainę – dodał Donald Tusk.
Na czym dokładnie miałby polegać ten pomysł, szef polskiego rządu nie sprecyzował. Jak jednak można zrozumieć, chodzi najpewniej o zawieszenie konieczności opłat za uprawnienia do emisji CO2 (reguluje je system EU ETS), które w dużym stopniu podrażają koszty produkcji energii elektrycznej z węgla w Unii Europejskiej. Wyprodukowany bez tego narzutu tańszy prąd miałby za unijne pieniądze popłynąć na Ukrainę.
Przez komentatorów plan Tuska został określony jako sprytny, bo dzięki temu rozwiązaniu oprócz pomocy Ukrainie mogłyby się zmniejszyć również zwały węgla przy elektrowniach i kopalniach. Od razu pojawiły się jednak wątpliwości, na ile takie rozwiązanie jest możliwe. Odpowiedź na pytanie starała się uzyskać „Rzeczpospolita”, której dziennikarz zapytał o sprawę przedstawicieli Komisji Europejskiej.
„Widzieliśmy uwagi polskiego premiera, ale nie są nam znane żadne szczegółowe propozycje i nie mieliśmy żadnego kontaktu z polskimi władzami w tej sprawie” – brzmi odpowiedź KE (cytat za „Rz”). Jak zaznaczyli dalej przedstawiciele KE, energia wytwarzana przez elektrownie w UE i eksportowana do Ukrainy objęta jest zwykłymi zasadami EU ETS, co oznacza, że elektrownie spalające węgiel muszą zakupić uprawnienia ETS. Pomysł pozytywnie oceniają za to przedstawiciele branży górniczej.
– Bardzo się dziwię, że ten pomysł został właściwie bez echa. Jedyne głosy, które się podnoszą w tej kwestii, to są głosy malkontentów, którzy widzą same przeszkody, a nie widzą w tym pomyśle niczego, co można by rzeczywiście zrobić – zaznacza były wiceminister gospodarki Jerzy Markowski.
Jak wskazuje, takie rozwiązanie to dobry pomysł na pobudzenie koniunktury na węgiel i na poprawę efektywności produkcji energii w Polsce.
– Trzeba tylko przebrnąć przez kilka uwarunkowań. Po pierwsze mam świadomość ograniczeń przepustowości naszych linii przesyłowych w kierunku na Ukrainę, ale to są wszystko rzeczy, które można zmienić. No i pozostaje kwestia tych nieszczęsnych opłat za emisję. Wszyscy wiedzą, że opłata z tytułu emisji CO2 jest właściwie kreowana w sposób typowo spekulacyjny. Można by opłaty zawiesić albo decyzją Rady Europejskiej zmienić dyrektywę, która w tej kwestii funkcjonuje, a jeśli to dla prawników jest zbyt karkołomne, to można by mówić o zwrocie tych środków ze środków UE dla Polski. To wszystko ma głęboki sens, jednak u nas na wszystko, co ma związek z węglem, patrzy się bardzo negatywnie, a na to, co ma związek z wysiłkiem organizacyjnym, patrzy się sceptycznie, bo znów trzeba będzie coś robić. Natomiast trzeba pamiętać, że tuż za naszą granicą jest wojna i nie mamy czasu na bezczynne przyglądanie się – argumentuje Markowski.
W podobnym tonie wypowiada się przewodniczący WZZ Sierpień 80 Bogusław Ziętek.
– To świetny pomysł. Po pierwsze rozwiązuje problem nadmiaru węgli energetycznych, z którym się w tej chwili borykamy i nie umiemy sobie z tym poradzić. Po drugie włączamy do systemu bloki energetyczne węglowe, które w tej chwili są poza systemem i nie funkcjonują, a pracują jedynie w momentach szczytowego zapotrzebowania, co jest o tyle niekorzystne, że kosztuje bardzo dużo pieniędzy. Te bloki weszłyby do systemu produkując prąd i dostarczając go na Ukrainę. Ta pomoc jak najbardziej powinna zostać zwolniona z opłat ETS. Uważam, że powinniśmy się w ogóle zastanowić, czy to jest produkcja zbrojeniowa, co jest produkcją związaną z obronnością, czy w ogóle nie zwolnić z opłat ETS – uważa związkowiec.
– Szykujemy się do wojny, a zachowujemy się, jakby to wszystko było jakąś normalną sytuacją, w której nic nam nie grozi. Jak spadną na nas pierwsze bomby, to te wszystkie dyskusje i dzielenie włosa na czworo w tych kwestiach, to wszystko będzie śmieszne i niepoważne. Dzisiaj rozstrzygamy pewne kwestie, jakbyśmy nie byli w sytuacji przymusu, w sytuacji śmiertelnego zagrożenia nie tylko dla Polski, ale i całej Unii Europejskiej. Tymczasem wojna na Ukrainie posuwa się w bardzo złym dla Polaków i Ukraińców kierunku. Powstrzymanie naporu Rosjan jest coraz trudniejsze, sankcje, o których się mówiło, że położą Rosję na kolana w ciągu pół roku, czy roku nie funkcjonują. Natomiast my się dziś zastanawiamy, czy mając możliwości dostarczania Ukrainie energii, mamy to robić, bo jacyś specjaliści mówią, że jest problem z zawieszeniem ETS. Za chwilę okaże się, że tego typu problemy będą nieważne – przekonuje Ziętek.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Polecam przeczytać moje komentarze do bliźniaczych artykułów na tym portalu - nie widzę powodu by je kopiować