Michał Hanusiak, górnik pracujący w kopalni Budryk, uniknął utraty oka dzięki doskonałej pracy lekarza z Żor. Od 2018 roku pracował na ścianie do 2023 roku. Był najbliżej węgla. Podczas pracy wąż pod ciśnieniem uderzył go w oko.
Nie powrócił do pracy na dole, ale Michał kontynuuje swoją karierę w kopalni na powierzchni jako starszy inspektor do spraw górniczych.
- To też bardzo ciężka praca, ogólnie w górnictwie nie ma lekkiej - podkreśla.
Wypadku doznał 15 sierpnia 2023 roku, niedługo po swoich urodzinach.
– D o pracy miałem na 17. Zjechaliśmy na dół jak zwykle. Poszliśmy na ścianę, mieliśmy robić swoje. W trakcie wykonywania prac ciśnienie rozerwało szlauch i dostałem końcówką tego węża w oko - wspomina.
Dodaje: - Koledzy mnie opatrzyli i wywieźli do punktu ambulatoryjnego. Następnie trafiłem do szpitala. Po trzech dniach zostałem wypuszczony do domu, jednak z powodu obrzęku nie było możliwe dokładne zbadanie dna oka. Nie mieli jak tego ze mną zrobić. Miałem oko tak obrzęknięte i zakrwawione, że nie było go widać wspomina.
Praca biurowa wymaga od niego ciągłego doskonalenia i nauki, ale traktuje to jak nowe wyzwanie, które z uśmiechem przyjmuje.
- Lekarz zszył mnie tak, że mam oko i widzę. To najważniejsze - mówi Michał.
Ponownie trafił do szpitala z powodu bólu głowy i pulsującego oka. Okazało się, że jest problem z ciśnieniem. Doktor po badaniu powiedział: - Nie jest dobrze.
Gdyby nie żona, to nie widziałby na lewe oko. Dzięki jej zaangażowaniu i załatwieniu wizyty u specjalisty w prywatnej klinice, Michałowi udało się uratować oko.
- Doktor zdiagnozował oko w 30 sekund. Powiedział, że to ostatnia chwila, by je uratować, siatkówka się odklejała. 23 sierpnia miałem wizytę, a operacje już dwa dni później, 25 w piątek - wspomina górnik.
Po wypadku Michał Hanusiak nic nie widział na oko, była ciemność.
– U doktora jak mi machali przed okiem ręką, minimalny cień widziałem, ale nic poza tym. Doktor powiedział, że to był ostatni moment, bo gdyby się siatkówka odkleiła całkowicie to byłaby nie do uratowania. Na dzisiaj widzę na 70 proc. – cieszy się górnik.
Już nie wrócił do pracy na dół.
- Mogę jeździć autem, mogę pracować. Nie mogę za to dźwigać i pracować fizycznie na dole. Wysiłkowych sportów uprawiać też nie mogę. Do pół roku po operacji nawet dziecka nie mogłem podnieść i to było dla mnie najgorsze. Jeden syn ma 5 lat, a młodszy ma 1,5 roku. To jeszcze mały bąbel. Teraz już go podnoszę. Lekarz powiedział, żeby żyć w miarę normalnie - mówi Michał.
- Rozmawiałem z kolegą z oddziału, który mnie wywoził na powierzchnię, a wcześniej opatrywał na dole. Powiedział mi, że nie chciał mi tego mówić, ale myślał, że nie jest po oku. W momencie napuchło mi tak, że je zamknęło i wystawało coś z niego. Ja nic nie widziałem. Więc później byli wszyscy w ogromnym szoku, jak pokazywałem zdjęcia - opowiada.
14 lutego 2024 roku wrócił po wypadku do pracy, ale już na powierzchni.
- Ta praca ma zupełnie inny charakter. To praca biurowa, cały czas się szkolę i uczę, jeszcze długa droga przede mną. Zupełnie inna specyfika, koledzy wdrażają mnie pomału. Robię karierę na powierzchni – śmieje się górnik.
Po wypadku otrzymał wsparcie ze strony kopalni, a szef BHP oraz dyrektor zapewnili mu pomoc i wsparcie w powrocie do zdrowia.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Uratowała go żona i fakt że pracuje w JSW, w PGG za te psie pieniądze na takie prywatne leczenie to stać tylko inspektorów ds niepotrzebnych. Gratulacje i życzę zdrowia i jak najdalej od PGG