Ani razu do roboty nie przyszły bez makijażu. To, że pracują w usmarowanych drelichach, nie znaczy, że nie dbają o siebie. Faceci podziwiają je za hardość ducha i za to, że potrafią ustać przy maszynie bite osiem godzin, albo co drugi dzień zjeżdżać na dół.
W polskich kopalniach na przeróbce kobiet nigdy nie brakowało. Jeszcze 20 lat temu pracowały w dużym zapyleniu przy starych maszynach. Teraz jest lepiej – przyznają same. Nadeszły czasy mechanizacji i informatyzacji procesów technologicznych. Znajomość obsługi komputera stała się niezbędną umiejętnością. Choć zdarzają się sytuacje, że trzeba jeszcze pomachać szuflą.
– Kiedyś było więcej roboty fizycznej, na przykład ręczne przekładanie urządzeń. Niektóre takie prace wykonywali tylko mężczyźni. Teraz obsługujemy bez problemu przesiewacze lub przenośniki taśmowe. W ostatnich latach pojawiło się sporo automatyzacji, ale i tak łopata jest niezbędna, nie ma zmiłuj się. Węgiel się sypie i musi być pozbierany, tego żadna maszyna nie zrobi – odkrywa tajniki swej pracy Joanna Golda.
Na przeróbce w kopalni Bolesław Śmiały pracuje już 35. rok. Zna tu każdy zakamarek. Zajmuje się obsługą wzbogacalników zawiesinowych.
– Co najbardziej nam doskwiera? Pewnie hałas i zapylenie, ale i tak są mniejsze niż dawniej. Po prostu, mniej jest urządzeń, poza tym wprowadzono surowe normy bezpieczeństwa i higieny pracy. Urządzenia są nowocześniejsze, stare idą w odstawkę – tłumaczy.
Mąż Joanny również pracował na łaziskim Bolku. Obecnie przebywa na rencie.
– Robił na dole, wie, jak smakuje kopalnia. Kiedyś z dołu brali mężczyzn do góry, żeby pomogli czyścić wagony. Był na przeróbce i widział, co jest tu grane. Nie zazdrości mi tej roboty, ale ja i tak za rok wybieram się na emeryturę – uśmiecha się Joanna Golda.
Dorota Niziałek ma za sobą 6 lat pracy.
– Informatyzacja procesów technologicznych postępuje. Trzeba było się przestawić na komputer, ale kto dziś nie posługuje się tym urządzeniem? W domu się to robi, to i w pracy można. Ja problemu nie widzę, a że przy maszynie trzeba stać i pilnować procesów technologicznych, to swoją drogą. Taka specyfika pracy i po temacie. Ale na pewno do tej roboty nie nadaje się każda. Trzeba mieć coś w sobie, jakiś taki hart ducha i charakter. Bez tego się nie da – kwituje w kilku słowach.
Żeńska część załogi zakładu przeróbczego mimo trudnych warunków pracy prezentuje się schludnie.
– Bez makijażu żadna na szychtę nie przyjdzie, nie ma opcji. Trzeba jakoś wyglądać, humor sobie poprawić. Ja też bez makijażu z domu nie wyjdę. To samo po robocie. Jak się wyjdzie z kopalni, to nikt na ulicy nie pozna, gdzie się pracuje, bo się jest czystym człowiekiem, umytym, wykąpanym, wymalowanym i wypachnionym. I tak, uważam, powinno być. Niektóre dziewczyny mają tipsy. Jak lubią, to mogą. W robocie trzeba zakładać rękawiczki. Jak poradzą to wszystko ogarnąć z tymi tipsami, to ich sprawa. A w domu? Czasami opowiem coś o zakładzie, ale żeby to był główny temat rozmów, to bym nie powiedziała – przyznaje Dorota Niziałek.
Barbara Filip ma za sobą 37 lat pracy. Zajmuje najwyższe stanowisko w kobiecej hierarchii na przeróbce. Ba, zdarzają się sytuacje, w których może wydawać polecenia nawet mężczyznom. Pełni bowiem funkcję dyspozytora. Zajmuje miejsce przy pulpicie i z uwagą śledzi przekaz wizyjny na sporych rozmiarów monitorach.
– Mam obraz z kamer, obserwuję pracę urządzeń, poszczególne stanowiska i kontroluję stan napełnienia zbiorników. Generalnie to moja praca polega na przekazywaniu poleceń wydawanych przez dozór. Dawniej wiele czynności wykonywało się na telefon, inne były czytniki. Teraz jest przejrzyściej, bezpieczniej i spokojniej. Komfort pracy się poprawił, bo się wszystko widzi jak na dłoni – wyjaśnia Barbara Filip, wskazując na monitory.
W polskich kopalniach na przeróbce kobiet nigdy nie brakowało.
– To prawda, że mamy teraz więcej mechanizacji i informatyzacji procesów technologicznych, ale i tak kandydatów na stanowiska w zakładach przeróbczych jest coraz mniej. Szkoły nie kształcą w tych kierunkach. Załoga się kurczy, w sumie mamy pół na pół kobiet i mężczyzn – wylicza Krzysztof Kołodziejczyk, nadsztygar ds. przeróbki w kopalni Bolesław Śmiały.
Kierownik Adam Palarz nie wyobraża sobie pracy bez płci pięknej.
– Wykonują swoje zadania dokładnie, emanują spokojem, łagodzą obyczaje. Na wielu odcinkach są niezastąpione – zapewnia.
Polskim dziewczynom kopalnie niestraszne. Każdego roku na biurkach dyrektorów zakładów górniczych ląduje ponad 300 podań o przyjęcie do pracy. Najwięcej szans mają panie z tytułami inżynierów. W sumie piękniejsza część polskiej braci górniczej liczy ok. 9 proc. całości, czyli w granicach 6 tys. pracownic. Z czego większość zasila właśnie kadrę inżynierską. Bez zjazdów panie nie mogłyby wykonywać swoich zadań. Są sztygarami i nadzorują pracę górników. Wytyczają kolejne rejony eksploatacji węgla. Każde wyrobisko dokładnie mierzą, pobierają próbki, a następnie monitorują jego stan. Wchodzą na pierwszą linię górniczego frontu, często podczas drążenia chodników i urabiania skały. Do tych najbardziej nam znanych należą Malwina Smulska z kopalni Budryk w Ornontowicach, bohaterka programu wyemitowanego w Discovery Channel, Joanna Kuchenbecker-Gacka, która współprojektowała podziemne połączenie kopalń Budryk i Knurów-Szczygłowice, oraz geolożka Ewa Zőllner-Tkocz z ruchu Marcel kopalni ROW w Rybniku.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.