Obiegowa opinia głosiła, że w Polsce Ludowej górnicy mieli wspaniałe życie i zarabiali grube pieniądze. Jeśli tak, to dlaczego tak wielu z nich podejmowało próby ucieczki za granicę do państw kapitalistycznych?
Sporo udokumentowanych prób ucieczek na Zachód dotyczy południowej granicy z Czechosłowacją na terenie Sudetów. Takie przypadki zdarzały się już kilka lat po zakończeniu drugiej wojny światowej.
Jednymi z pierwszych byli Jan Zyskowski i Stefan Kolasiński – górnicy KWK Szombierki zamieszkali w Bytomiu w dzielnicy Chruszczów, czyli w późniejszych Szombierkach. Uciekali oni 25 lipca 1949 r. z rejonu Wałbrzycha, idąc lasami koło miejscowości Sokołowsko i Rybnica Leśna. Granicę przekroczyli w Górach Kamiennych. Chcieli dostać się do Francji, by tam podjąć pracę, lecz zostali złapani na terenie Czechosłowacji. Uciekinierzy zostali skazani na 2 lata więzienia. Po odsiedzeniu wyroku obaj górnicy wrócili na Górny Śląsk, gdzie jeszcze przez pewien czas byli obserwowani przez współpracownika UBP (Urząd Bezpieczeństwa Publicznego) pod kątem tego, czy zamierzają ponownie uciekać.
Nieudaną ucieczkę miał na swym koncie Rudolf Matura, pracujący tuż po drugiej wojnie światowej w KWK Kleofas w Katowicach, a potem w KWK Waleska w Łaziskach Górnych. Jak wynika z jego zeznań, 1 sierpnia 1950 r. opuścił on pracę, pojechał pociągiem do Wrocławia, skąd pieszo poszedł do Jeleniej Góry. Dwa tygodnie po porzuceniu pracy na kopalni przekroczył granicę polsko-czechosłowacką w Karkonoszach w rejonie Śnieżki. Tam kontynuował swój marsz, aż w końcu został zatrzymany na przedmieściach Pragi i osadzony w areszcie.
Niewiele brakowało, aby zmylił pościg trzydziestopięcioletni rębacz z Kopalni Węgla Kamiennego Wesoła w Mysłowicach, który 3 maja 1957 r. przedarł się przez granicę w Zawidowie na Pogórzu Izerskim. Zauważył go jeden z miejscowych, który powiadomił Wojska Ochrony Pogranicza, a te stronę czeską. Czesi puścili psy za uciekinierem, ten jednak zmylił trop, przechodząc przez wodę i gnojowicę. Przeszukano część wsi Habartice bez efektu i Czesi chcieli już zrezygnować z działań. Ale polscy wopiści za ich zgodą weszli na ich teren i znaleźli uciekiniera. Górnik siedział przyczajony w krzakach pod cmentarzem. Chciał tam przeczekać do wieczora, by po zmroku kontynuować marsz. Nie udało się.
Do granicy czechosłowacko-austriackiej dotarł trzydziestoletni inżynier mechanik z Piekar Śląskich, zatrudniony w KWK Rozbark w Bytomiu. Z terenu PRL wydostał się nielegalnie 21 lipca 1959 r. w rejonie Zakopanego. Po zatrzymaniu przez czechosłowackich funkcjonariuszy został skazany na pięć miesięcy więzienia i po odbyciu kary w styczniu kolejnego roku przekazany władzom polskim na przejściu granicznym Náchod – Kudowa Słone.
Na dwóch żołnierzy WOP wracających ze służby pechowo trafił Zdzisław Stasiak, górnik KWK Ignacy w Rybniku, gdy 20 lutego 1968 r. późnym wieczorem usiłował przekroczyć granicę w Górach Opawskich. Wopiści ujęli go w okolicach leśniczówki w Podlesiu koło Głuchołaz. „Znaleziono przy nim prowiant na drogę oraz w oprawce pędzelka do golenia szkic drogi marszu przez granicę do Czechosłowacji” – zapisano w Charakterystyce sytuacji operacyjnej za I półrocze 1968 r. na terenie podległym strażnicy WOP Konradów.
Sporo uciekinierów z Polski czeskie służby wyłapywały w miejscowości Cheb, położonej niedaleko granicy z RFN. Tam też na dworcu kolejowym ujęty został dwudziestodwuletni górnik KWK Staszic w Katowicach, na co dzień zamieszkały w należącym do kopalni hotelu robotniczym w dzielnicy Giszowiec. Mężczyzna 21 czerwca 1978 r. wydostał się z Polski przez Szklarską Porębę. Pięć dni później tuż przed północą jego wyprawa na Zachód została przerwana, a na początku kolejnego miesiąca Czesi przekazali go stronie polskiej.
Zaledwie dwa dni przepracował na kopalni Gliwice dwudziestodwuletni mieszkaniec Radomia, który pod koniec sierpnia 1985 r. uciekł z kraju w Karkonoszach. Poniekąd stało się to za sprawą nonszalancji żołnierza patrolującego graniczny szlak turystyczny, który nie wylegitymował spotkanego mężczyzny, a tylko zapytał go, dokąd idzie. Niedoszły górnik po zejściu z gór dotarł do Vrchlabi, potem do Pragi, aż wreszcie na początku września zatrzymano go przed granicą z RFN w miejscowości Folmava. Eskapada, tak jak wiele innych, zakończyła się dostarczeniem uciekiniera władzom polskim w Kudowie Słonem.
Powodzeniem zakończyła się za to ucieczka trzech młodych górników wałbrzyskiej KWK Thorez. Jak ustalono, pod koniec czerwca 1987 r. wyjechali oni z Wałbrzycha do Bystrzycy Kłodzkiej, po czym przekroczyli granicę w bliżej nieokreślonym miejscu. Granicę czechosłowacko-austriacką przeszli w rejonie miejscowości Lásenice, położonej w powiecie Jindřichův Hradec, w kraju południowoczeskim.
Być może wieść o pomyślnym finale ucieczki rozeszła się wśród załogi kopalni, skoro w niedługim czasie znaleźli się naśladowcy. Byli nimi dwaj górnicy KWK Thorez – jeden pochodził z Tarnowskich Gór, drugi ze wsi Zawory. W połowie stycznia 1988 r. obaj pojechali pociągiem do Kudowy-Zdroju, następnie drogą doszli w pobliże linii granicznej. Jednak pół kilometra za granicą natrafili na czechosłowackich funkcjonariuszy i tak się zakończyła ich wyprawa do Austrii po lepsze życie.
Polscy górnicy w drodze do państw kapitalistycznych uciekali nie tylko przez Czechosłowację. Próbowali także dróg przez Niemcy Wschodnie lub ucieczek morskich. Ale o tym następnym razem.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.