Patryk Bielowicz, DJ występujący pod pseudonimem Patrick Moreno, triumfalnie powrócił ze swego kolejnego tournée po Japonii. Inspektor gospodarki maszynami, smarami, technologii górniczych w ruchu Ziemowit kopalni Piast-Ziemowit, znany jest ze swych zainteresowań muzyką EDM w nurcie progressive house.
Gdy miał 15 lat, już prowadził dyskoteki, a dwa lata później ukończył kurs DJ-a. Muzykę – jak wspomina – puszczał z winyli.
Wiele gatunków
– Jestem samoukiem, nigdy nie chodziłem do żadnej szkoły muzycznej i teraz trochę żałuję. W końcu zacząłem komponować i produkować własne utwory. Szkopuł w tym, że u nas w kraju muzyka klubowa szła w kierunku disco polo i hip-hopu, a ja chciałem czegoś innego. Pociągał mnie nurt progressive house, bass house, muzyka EDM – wyjaśnia Patryk Bielowicz.
Nieco starszym melomanom EDM może się kojarzyć z twórczością Jeana-Michela Jarre’a – francuskiego kompozytora, performera i producenta muzycznego. To on właśnie był pionierem muzyki elektronicznej, gwiazdą koncertów-spektakli z wykorzystaniem na wielką skalę efektów świetlnych, pokazów laserowych i sztucznych ogni. Na EDM składa się wiele gatunków muzyki elektronicznej, ale w sumie jest to muzyka rozrywkowa, taneczna, zwana potocznie klubową. Zalicza się do niej m.in. trance, house, techno, nu-disco, drum and bass i wiele innych. Kompozycje powstają za sprawą narzędzi informatycznych w postaci wyspecjalizowanych programów komputerowych.
– Najpierw układam sobie w głowie akordy, następnie tworzę melodię, dobieram dźwięk. Wszystko to obrabiam w moim domowym studio, dobieram basy. Jeśli chodzi o wokale, to dostaję je ze Stanów Zjednoczonych. Współpracuję z firmą, która ma pod sobą kilku wokalistów i szkołę muzyczną. Wysyłam im podkład i dostaję propozycje wokalne i tekstowe. Z tym, że w tym gatunku muzycznym teksty nie mają wielkiego znaczenia. To zazwyczaj krótkie sekwencje, jakiś refren i tyle. Jak już mam wszystko w całości, to wówczas wysyłam materiał do profesjonalnego studia i tam jest dopracowywany – opisuje swą kompozytorską pracę Patryk Bielowicz.
Azja zachwycona
Skomponował już chyba ponad setkę utworów, a około trzydziestu z nich zarejestrowały na płytach prestiżowe wytwórnie światowe, w tym: Spinnin’ Records, Revealed Recordings, Universal Music, Armada Music, 2-Dutch, Eclipse Records, Proximity, Mixmash Records, Smash The House.
Swoją twórczość prezentował już w Japonii, Chinach, Austrii, Czechach i Holandii. Największą popularność zdobył jednak w Azji. Na Dalekim Wschodzie numery oświęcimskiego DJ-a mają najwięcej ściągnięć i odtworzeń na popularnych platformach streamingowych.
– Zaczęły przychodzić do mnie listy od DJ-ei z Japonii i Chin. Pisali, że moje utwory wpadają im w ucho. Zapraszali na występy. Tak się to potoczyło. W Chinach i Japonii ten gatunek muzyczny jest szczególnie popularny. Platformy muzyczne mają duże zasięgi właśnie w Azji. W Europie fanów tej twórczości jest mniej. Właśnie z końcem stycznia wróciłem z mojego kolejnego tournée po Japonii. Występowałem w klubach w Tokio, Osace i Kioto. To była niesamowita przygoda. Japończycy są rozkochani w tym, co tworzę. Na mieście mogłem podziwiać banery z moją podobizną. Zgotowano mi gorące powitanie, wożono autami po mieście, pokazywano świątynie, zapraszano do restauracji z wykwintnym jedzeniem. W Japonii kluby są małe, ale jest ich całe mnóstwo, dosłownie jeden na drugim. Działają na okrągło. Ja występowałem o 1 w nocy. Ludzie szaleli. Szampan lał się strumieniami. Wspaniała atmosfera, światła, efekty pirotechniczne. Klubowicze w Japonii niemal rozrywali parkiet, dając porwać się moim energicznym setem. Nie ma słów, które mogłyby opisać emocje i radość towarzyszące moim występom. Miło mi, że grają moją muzykę na dużych festiwalach. Wygląda na to, że potrafię się w Azji dobrze zaprezentować i to mnie cieszy. Podczas występów nie gram utworów od dechy do dechy, ale je łączę, miksuję, dorzucam swoje podkłady, wokale, robię przeróbki. Każdy koncert przygotowuję na nowo, aby był niepowtarzalny – opisuje DJ z lędzińskiego Ziemowita.
Z koncertami był również w Chinach. Występował w klubach w Szanghaju i Hangzhou.
Olbrzymie kluby w Chinach
– Tam kluby są olbrzymie, mogą pomieścić nawet 8 tys. osób. Azjaci są niezwykle mili i gościnni. Japończycy i Chińczycy trochę się od siebie różnią. Ci pierwsi dają się poznać jako bardziej uporządkowani, dokładni, spokojniejsi. Chińczyków lubią ponieść emocje. To widać już na ulicy. Samochodami jeżdżą byle jak, trąbią na siebie, krzyczą. Ale na koncertach bawią się wspaniale. Podobnie jak w Japonii, tak i w Chinach wszędzie byłem rozpoznawalny. W Europie z kolei kluby w mniejszym stopniu stawiają na efekty świetlne i pirotechnikę. I sama muzyka jest inaczej odbierana przez fanów. Bardzo prawdopodobnie, że jest to sprawa różnic kulturowych. Tacy po prostu jesteśmy – opowiada dalej Patrick Moreno.
Mimo sukcesów muzycznych nie rezygnuje z pracy w kopalni Piast-Ziemowit, która – jak powiada – zapewnia mu stabilizację. Na stałe mieszka w Oświęcimiu i przy okazji swych muzycznych wojaży po świecie promuje swoje miasto.
– Dzięki współpracy z urzędem miasta stworzyliśmy wspólnie koszulki i gadżety promujące Oświęcim-Miasto Pokoju. Wręczaliśmy je ludziom w Tokio, Osace i Kioto. Tak na marginesie… nie dowierzając, że Japończycy kojarzą i znają miasto Oświęcim. Teraz jeszcze bardziej! – śmieje się Patryk.
Wsparcie rodziny
Obecnie pracuje nad kolejnym utworem, który ma trafić na rynek amerykański. Poza tym czekają go kolejne trasy. Kierunek? Oczywiście Azja. Przyznaje, że obowiązków ma sporo i czasem trudno je pogodzić, ale daje radę. W pracy i karierze Patryka wspierają żona i bliscy. DJ jest spełnionym mężem i ojcem dwuletniej córeczki i sześcioletniego syna.
– Od poniedziałku do piątku kopalnia i rodzina, w weekendy muzyka, czyli moja wielka pasja. Tak to podzieliłem i jest mi z tym dobrze – potwierdza.
A same podróże mają to do siebie, że nie tylko kształcą, że też bogate są we wrażenia i nieoczekiwane przygody. Jedna taka zdarzyła się Patrykowi w Chinach.
– Wracałem na lotnisko i w pewnej chwili uświadomiłem sobie, że w hotelu zostały bilety lotnicze. Myślę sobie, to koniec, nie wrócę na czas do domu i do pracy. Z chińską obsługą na lotnisku ciężko było mi się dogadać po angielsku, a minuty upływały. W końcu zrozumiano, o co mi chodzi i w pewnym momencie miła Chinka zaprosiła mnie do kamery. System w kilka sekund rozpoznał, kim jestem po twarzy. Tak w Chinach wygląda wszechobecna inwigilacja! Akurat wtedy okazała się mi pomocna. Pobiegłem w te pędy do samolotu, gdzie powitał mnie głos kapitana informującego pasażerów, że oto na pokład wszedł znany DJ. Takich przygód prędko się nie zapomina – podsumowuje Patryk Bielowicz.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.