Wszyscy myśleli już o świętach. W końcu do Wigilii zostały tylko cztery dni. Z tej świątecznej gorączki Polskę wyrwała tragedia, która miała miejsce za naszą południową granicą. W kopalni ČSM w Stonawie doszło do wybuchu metanu. Życie straciło 13 górników – 12 Polaków i jeden Czech. Ponadto dziesięć osób zostało rannych. W środę, 20 grudnia, minęło pięć lat od tych dramatycznych wydarzeń. Śledztwo ws. katastrofy zostało umorzone na początku 2023 r. Czesko-polski zespół śledczy nie ustalił winnych. Stwierdzono, że śmierć trzynastu górników była wynikiem nieszczęśliwego splotu następujących po sobie zdarzeń.
Do tragedii doszło o godz. 17.16. Stwierdzono, że w rejonie, w którym doszło do zdarzenia, pracowało 23 górników, w tym 22 Polaków. Skierowano tam trzy zastępy ratownicze oraz lekarzy. Na miejsce dotarli po ok. 20 minutach. Ich akcja była utrudniona ze względu na warunki panujące w wyrobisku po wybuchu. Tego dnia udało się odnaleźć 10 rannych oraz jedno ciało. Poszkodowani trafili m.in. do szpitali w Karwinie i Ostrawie. Do Czech – parę godzin po informacji o wybuchu – zostały skierowane zastępy z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu.
Dzień później do kopalni przyjechali premier Polski Mateusz Morawiecki i premier Czech Andrej Babiš. Niestety 21 grudnia akcję poszukiwawczą trzeba było zawiesić z powodu warunków zagrażających życiu ratowników. Zapadła decyzja o budowie tam, które miały odciąć rejon pożaru od pozostałych wyrobisk. Powstały one w dniach 22-23 grudnia. Do rejonu zaczęto podawać azot. To sprawiło, że warunki umożliwiały penetrację miejsca zdarzenia przez zastępy. Wówczas udało się odnaleźć i wywieźć na powierzchnię trzy ciała. Niestety potem akcję trzeba było przerwać na prawie cztery miesiące. Powodem była rosnąca temperatura, stężenie gazów i ryzyko powtórnego wybuchu.
W kwietniu 2019 r. na bazie pomiarów ustalono, że pożar został ugaszony. Czeski nadzór górniczy wydał zgodę na wznowienie akcji. W jej ramach zaplanowano wydostanie pozostałych ciał, zabezpieczenie zamkniętego rejonu i przywrócenie w nim właściwej wentylacji i likwidację tam. 23 kwietnia wydobyto ciało pierwszego górnika. Znajdowało się w pobliżu tamy izolacyjnej, którą w zamkniętym wcześniej wyrobisku zbudowali ratownicy. 27 kwietnia ratownicy dotarli do czterech kolejnych ciał. Akcja zakończyła się 11-12 maja. To wtedy na powierzchnię wywieziono ostatnie cztery ciała. Po przeprowadzonych sekcjach zostały one przekazane rodzinom.
W katastrofie zginęło 12 Polaków i jeden obywatel Republiki Czeskiej. Najmłodsza z ofiar miała 29 lat, najstarsza 54. Polacy byli zatrudnieni w firmie Alpex. Głównie pochodzili z woj. śląskiego, ale także z kujawsko-pomorskiego, wielkopolskiego i świętokrzyskiego. Byli to: Zbigniew Adamski, Arkadiusz Brzozowski, Aleksander Gamrat, Bogdan Góral, Kamil Jaguś, Artur Jokiel, Patryk Kaczmarek, Krzysztof Krażewski, Marcin Leśniewski, Marek Oświęcimski, Martin Přeček, Stanisław Trela, Piotr Wojciechowski.
Przyczyny katastrofy w kopalni ČSM w Stonawie wyjaśniał Międzynarodowy Zespół Śledczy. Stwierdził on, że przed wybuchem w tym samym rejonie miały już miejsce przekroczenia norm metanu. Ważna była zgoda wydana przez nadzór górniczy na podwyższenie do 1,5 proc. dopuszczalnego stężenia gazu podczas robót przy jednoczesnym uruchomieniu dodatkowej wentylacji. Dochodziło jednak do powtarzających się wyłączeń energii spowodowanych wzrostem poziomu wydobywającego się ze zrobów metanu. Pomiary przeprowadzone 20 grudnia na porannej zmianie nie wykazywały jednak przekroczeń przyjętych wartości, dlatego w porozumieniu z dyspozytorem włączono prąd w ścianie i w ruch poszedł kombajn. Ten jednak zatrzymał się tuż przed wybuchem. Najprawdopodobniej decyzję podjęła załoga, ponieważ czujniki metanu nie zareagowały. Na krótko przed wybuchem – jak wskazali biegli – w przestrzeni zawałowej ściany i chodnika wydechowego zarejestrowano „zdarzenie geomechaniczne”. W przestrzeni zawału górnej części ściany pojawił się właśnie uchodzący metan. Wydzielał się intensywnie – jak stwierdzono – z ociosu ścianowego w strefie uszkodzeń tektonicznych. W tym czasie metalowy pręt został pochwycony przez organ urabiający. Tarł o całą szerokość stropnicy i w ten sposób powstała iskra, która zainicjowała eksplozję.
Po pierwszym wybuchu i rozejściu się płomienia w wyrobisku doszło do ponownego uwolnienia znacznej ilości metanu i ponownego zapalenia gazu. Kilka sekund później wyrobiskiem wstrząsnęła trzecia eksplozja, tym razem metanu i pyłu węglowego.
W toku postępowania nie stwierdzono, aby wystąpienie zdarzenia będącego przedmiotem postępowania i jego dalszy przebieg były wynikiem działania lub zaniechania jakichkolwiek osób. Jak wynika z pozyskanych w toku śledztwa opinii biegłych, działania osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo i higienę pracy w kopalni były zgodne z przepisami obowiązującymi w chwili zdarzenia na terenie Republiki Czeskiej.
O ofiarach katastrofy przypomina granitowy obelisk w kształcie łzy, który został odsłonięty w centrum Stonawy w pierwszą rocznicę katastrofy. Jej autorem jest czeski artysta Martin Kucharz. Była to inicjatywa lokalnych władz oraz koncernu OKD. Rzeźba powstała podczas pleneru rzeźbiarskiego w Strzegomiu jako kropla symbolizująca początek wszelkiego życia. Tragedia w czeskiej kopalni sprawiła, że dzieło zyskało nową interpretację. Stało się „wieczną łzą”.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.