W przyszłym roku branża górnicza będzie musiała sięgnąć po ok. 7 mld zł pomocy budżetowej. Czy to dużo? Jak wskazuje szef górniczej „Solidarności” w minionym roku Polska Grupa Górnicza nie zarobiła 14 mld zł, bo ceny zostały zamrożone. - Dzięki temu energia w Polsce nie zdrożała aż tak, jak w Europie Zachodniej. Te 14 mld zł zostało w spółkach energetycznych i w budżecie państwa – argumentuje związkowiec.
Wg szacunków luka w przyszłorocznych przychodach trzech spółek objętych umową społeczną PGG, Taurona Wydobycie oraz Węglokoksu Kraj sięgnie ok. 7 mld zł - z czego ok. 5,5 mld zł przypadnie na PGG. Spółki te otrzymają wsparcie w postaci budżetowych dopłat do redukcji zdolności produkcyjnych, co wynika z umowy społecznej dla górnictwa, regulującej zasady i tempo transformacji i wygaszania górnictwa węgla energetycznego do końca 2049 roku.
Do kwestii pomocy dla górnictwa na portalu górniczej „Solidarności” odniósł się Bogusław Hutek. Jak zaznaczył w minionym roku decyzją premiera, sprowadzono około 15 milionów ton węgla, z którego wysiano tak zwany węgiel gruby.
- Problem stanowi to, co pozostało, czyli miał energetyczny. Zalega on teraz na zwałowiskach spółek energetycznych, więc polskie kopalnie mają problem, bo energetyka nie odbiera od nich węgla w ilości, jaką wcześniej zakontraktowała. Ponadto kontrakty zawierane na rok przyszły są znacząco niższe. Od 30 lat nikt nie potrafi wprowadzić zasady, zgodnie z którą państwowe koncerny energetyczne w pierwszej kolejności byłyby zobowiązane do odbioru węgla krajowego, a dopiero potem - w sytuacji niedoboru surowca - mogły go importować. Od 30 lat jest tak, że kiedy ceny węgla na światowych rynkach są wysokie, polskie spółki węglowe sprzedają go energetyce o wiele taniej, a kiedy na świecie jest tanio, to my mamy być jeszcze tańsi. Tak czy owak koszty zawsze ponosi górnictwo – powiedział przewodniczący górniczej „S”.
- Ostatnio nośnym tematem stała się kwestia przyszłorocznego dokapitalizowania górnictwa kwotą 7 mld zł. Wszyscy zapomnieli, że w umowie społecznej regulującej zasady transformacji górnictwa do roku 2049 oraz w obowiązującej ustawie przewidziano okresy, w których górnictwo będzie potrzebowało wsparcia finansowego ze strony państwa i takie, w których tego wsparcia potrzebowało nie będzie. Żeby nie być gołosłownym, chciałbym się oprzeć na konkretnych danych. W 2022 r., po nałożeniu embarga na węgiel z Rosji, ceny węgla wzrosły bardzo mocno i kształtowały się na poziomie ponad 200 dolarów za tonę, dochodząc momentami do 300 dolarów za tonę. W tym czasie polskie spółki węglowe sprzedawały węgiel energetyce, zgodnie z umowami, po 70 dolarów za tonę. Policzmy. Różnica w złotówkach pomiędzy ceną, w jakiej sprzedawaliśmy węgiel spółkom energetycznym a ceną referencyjną węgla na świecie wyznaczaną przez indeks ARA (Amsterdam-Rotterdam-Antwerpia), wyniosła mniej więcej 1000 zł na każdej tonie. Polska Grupa Górnicza sprzedała energetyce ponad 14 mln t węgla. Przemnóżmy obydwie liczby i wtedy stanie się jasne, że gdybyśmy sprzedawali wtedy węgiel po cenach rynkowych, nasz przychód zwiększyłby się o 14 mld zł. Nie zarobiliśmy 14 mld zł, bo ceny zostały zamrożone, dzięki czemu energia w Polsce nie zdrożała aż tak, jak w Europie Zachodniej. Te 14 mld zł zostało w spółkach energetycznych i w budżecie państwa. Poza tym mówimy tu wyłącznie o Polskiej Grupie Górniczej. Gdyby do tego doliczyć inne spółki węglowe, kwota ta z pewnością by wzrosła – wyliczył Hutek.
- Wracając do umowy społecznej i ustawy, zgodnie z tymi dokumentami, w roku 2022 Polska Grupa Górnicza miała zapisane do wykorzystania 4 mld zł dokapitalizowania, z czego wykorzystała 1,4 mld zł. W budżecie na rok 2023 dla PGG przewidziano 4,5 mld zł do wykorzystania - nie wykorzystano jednak ani grosza. Sumując wszystkie te kwoty, otrzymujemy kwotę 21 mld zł, które pozostały w spółkach energetycznych i budżecie państwa, bo PGG ich nie wykorzystała, albo nie zarobiła tyle, ile mogła zarobić, gdyby sprzedawała węgiel branży energetycznej po cenach rynkowych. Nie rozumiem, dlaczego dzisiaj niektórzy są zdziwieni i zaskoczeni, kiedy się dowiadują, że w roku 2024 trzeba będzie dokapitalizować PGG kwotą 5,5 mld zł. Ceny węgla spadły, mamy za dużo węgla na rynku, bo rok temu sprowadzono go bardzo dużo, do tego państwowe spółki energetyczne nie chcą w pełni kontraktować węgla z polskich kopalń - wszystko to sprawia, że wsparcie budżetowe dla Polskiej Grupy Górniczej jest niezbędne. A może w przyszłym roku ceny węgla wzrosną? Może energetyka zgłosi większe zapotrzebowanie na surowiec? Wtedy kwota dokapitalizowania mogłaby być mniejsza. W dobie zdestabilizowanego świata i zdestabilizowanych rynków nikt nie jest w stanie przewidzieć, co się wydarzy – dodał związkowiec.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
A czemu tylko pgg,Węglokoks i Tauron A czemu nie Bogdanka,Silesia,Eko plus,Z.G Siltech to też kopalnie i pracują tam ludzie a nie kosmici Czemu im się nie dopłaca ,bo to prywatne spółki i muszą same na siebie zarobić,mają tyle ile zarobią.Dlatego żadnych dopłat i umów dla wybranych,Tylko bankructwo nieudolnie zarządzającego przedsiębiorstwa może doprowadzić do stworzenia czegoś rentownego na bazie majątku nierentownego zakładu.
To pewnie skończy się wcieleniem Bielszowic do SRK po nowym roku.
Wszystkie nierentowne kopalnie PGG do zamknięcia, ludzi (ale nie leserów) przeszkolić na zielone źródła energii, które są przyszłością. Brak wysokich odpraw i nagród, bo podatnicy nie będą się dokładać do tych piwoszy - i nagle ludzie przestaną widzieć górnictwo jako węgiel do którego trzeba dopłacać, a pamiętać trzeba, że jest pełno innych kopalni, które są cywilizowane i przynoszą zyski.