7 listopada premierę miała książka „Lewandowski. Prawdziwy" (wydawnictwo Sine Qua Non), autorstwa publicysty sportowego i scenarzysty, Sebastiana Staszewskiego. O najnowszej biografii 161-krotnego reprezentanta Polski porozmawialiśmy z jej autorem.
Tomasz Czoik: Można odnieść wrażenie, że o Robercie Lewandowskim powiedziano już wszystko. Powstawały biografie, dokument na Amazon Prime Video, a w dodatku codziennie na jego temat pojawiają się setki artykułów w internecie. Skąd więc pomysł na książkę „Lewandowski. Prawdziwy”?
Sebastian Staszewski: Wszystkim nam wydaje się, że znamy Roberta. Po roku pracy nad książką mam jednak absolutne przekonanie, że Robert Lewandowski jako człowiek jest całkowicie nieznany. Aż do teraz widzieliśmy tylko efekt końcowy jego ciężkiej pracy – mecze czy bramki – ale nikt nie zadał sobie pytania, dlaczego pewne rzeczy się wydarzyły i czemu Robert podejmował takie, a nie inne decyzje. Postanowiłem to sprawdzić.
Okazało się, że choć znam go prawie 20 lat, tak naprawdę wiedziałem o nim niewiele. Chociaż w książce jest bardzo dużo nowych informacji dotyczących kariery Roberta, to tym, co ją najbardziej wyróżnia, jest najbardziej kompletny portret psychologiczny „Lewego”, jaki kiedykolwiek powstał. To natomiast sprawia, że to książka nie tylko dla kibiców, ale dla każdego, kto chciałby dowiedzieć się, kim jest ten wybitny Polak. I go zrozumieć.
W ostatnich kilkunastu latach nie brakowało w Polsce wielkich talentów, które w wieku juniorskim rokowały znacznie lepiej niż Robert Lewandowski. Co sprawiło, że to jednak „Lewy” sięgnął piłkarskiego firmamentu, osiągając sukcesy, do których w zasadzie nie zbliżył się żaden inny zawodnik urodzony nad Wisłą?
On nie umie przegrywać. Kiedy spotkałem się z Gavim, piłkarzem Barcelony i reprezentacji Hiszpanii, i zapytałem, co go wkurza w Robercie, odparł: „Lewy” nie potrafi przegrywać. Gdy gramy w ping-ponga i przegra, to zawsze znajdzie jakąś wymówkę: ktoś przechodził, ktoś włączył muzykę, ktoś rozproszył go w inny sposób.
Jeden z moich rozmówców powiedział, że Robert odczuwa wręcz fizyczny ból, kiedy nie odnosi zwycięstwa. Ma więc tą chorobliwą chęć wygrywania i to jest paliwo, które napędza go do tego, żeby zostawać po treningach, żeby mieć tę dietę na wariackim poziomie, żeby robić sobie dodatkowe ćwiczenia, pracować z psychologami. Kiedy wielu jego kolegów jechało na imprezy czy do centrów handlowych, on wciąż robił wszystko, żeby wygrywać.
Oczywiście są też ciemne strony takiego podejścia. Jeśli Robert wyczuwa, że ktoś mu w wygrywaniu nie pomaga, na przykład trener, to potrafi być bezwzględny. Efektem tego było zwolnienie Jerzego Brzęczka i Michała Probierza w reprezentacji Polski, Niko Kovača w Bayernie, czy Xaviego w Barcelonie. Do każdego z tych przypadków Robert przykładał rękę, ale nie robił tego, bo ktoś wydał mu się niesympatyczny. On po prostu uznawał, że dany trener nie pozwoli mu wygrywać. A jeżeli ktoś jest przeszkodą w wygrywaniu, staje się od razu wrogiem Roberta. I ceną tej obsesji wygrywania jest to, że Roberta wiele osób nie lubi.
No właśnie, do Roberta Lewandowskiego przykleiła się łatka „oschłego profesjonalisty bez emocji”, skupionego tylko i wyłącznie na sobie. Zdaje się, że taka postawa sprawiała, że w wielu szatniach „Lewy” nie był najbardziej lubianą postacią. Na zgrupowaniach reprezentacji Polski miał z kolei wprawiać w zakłopotanie młodszych stażem kadrowiczów swoim „zdystansowaniem”.
Robert nie jest kochany. To nie podlega dyskusji. Jest szanowany, jest podziwiany, ale nie jest kochany. Ludzie mają kłopot z zaakceptowaniem kogoś zdystansowanego, chłodnego, kogoś skupionego na swoich sprawach, kto nie chodzi na kawki, bo w tym czasie odpoczywa.
Znów musimy odwołać się do obsesji wygrywania. Robert jest w stanie podporządkować wszystko i każdego, żeby wygrywać. Jeśli któryś reprezentant sądził, że zgrupowanie to okazja do towarzyskiego spotkania, od razu znajdował się na jego czarnej liście.
Potwierdzam więc, że Robert jest oschły, bywa nieprzyjemny, na pewno nie jest bratem łatą, z którym chce się pójść na kolację. Joachim Löw, były selekcjoner reprezentacji Niemiec, mówi w książce, że to człowiek pełen cech, które można podziwiać, ale trudno się z nimi utożsamiać. Dlatego też wielu piłkarzy źle go ocenia jako kapitana, bo ich zdaniem zawodnik sprawujący tę rolę powinien być jak ojciec czy brat. Robert uważa, że liczy się tylko efekt końcowy, czyli wynik.
A jakieś inne cechy kapitana reprezentacji Polski, które szczególnie pana zaskoczyły?
Ciekawą kwestią jest podejście Roberta do pieniędzy. Chociaż jest milionerem, to z jednej strony niechętnie wydaje pieniądze na jakieś wystawne imprezy, ale z drugiej – potrafi zapłacić na zgrupowaniu reprezentacji za kolację całej drużyny 50-60 tysięcy złotych. A czasami dla zasady mówi znajomym: zrzućcie się po stówce. Robert jest postacią pełną sprzeczności, a my, skupiając się na bramkach, przez wiele lat tego nie dostrzegaliśmy. Moja książka wyjaśnia więc, dlaczego pewne zachowania miały miejsce, odwołując się nawet do jego dzieciństwa.
Po każdej słabszej serii spotkań Roberta w mediach społecznościowych pojawia się wysyp wpisów sugerujących, że „Lewandowski się skończył”. Za każdym razem „Lewy” szybko ucisza jednak swoich krytyków kolejnymi golami. Jak długo będziemy jeszcze oglądać Lewandowskiego grającego na najwyższym światowym poziomie?
Jeśli chodzi o granie klubowe, to podejrzewam, że Robert Lewandowski jeszcze przez co najmniej dwa lata będzie grał w piłkę. Ale niewykluczone, że potrwa to nawet aż do roku 2030.
Natomiast mam radę dla kibiców reprezentacji Polski: w trakcie najbliższych meczów kadry nie mrugajcie. To są już ostatnie momenty Roberta w kadrze. Powiedziałbym, że tych spotkań pozostało jeszcze raptem kilka, niezależnie od tego, czy awansujemy na mundial w 2026 roku, czy nie. Apeluję więc do wszystkich: jeśli macie okazję pójść na mecz Roberta w koszulce z orłem na piersi, to zachęcam, bo to jego finisz w reprezentacji.
Z czego właściwie wynika fakt, że za granicą Robert Lewandowski jest podziwiany, a w Polsce nie brakuje malkontentów, który piszą o nim: "drewniak", "nieudacznik", "umie tylko trafiać do pustej bramki"?
Uważam, że to wynika z tego, że my Roberta Lewandowskiego nie poznaliśmy jako człowieka, więc bardzo trudno nam się z nim identyfikować i w pełni docenić. Hiszpanie czy Niemcy patrzą na niego jak na wielkiego sztukmistrza, choć w swoich ligach mają wielu graczy światowej klasy. My ostro i nierzadko wulgarnie go krytykujemy, mimo tego, że najprawdopodobniej przez najbliższych 100 lat nie doczekamy się gracza takiego kalibru.
Między innymi właśnie dlatego powstała ta książka. Moim zdaniem jest ona czymś w rodzaju instrukcji do zrozumienia „Lewego”. „Lewandowski. Prawdziwy” nie jest laurką czy pomnikiem. Nie jest nawet książką o piłkarzu. Ta książka o człowieku, który spełnił marzenia, ale jednocześnie tym człowiekiem pozostał. Ale przez lata skutecznie to ukrywał.
Wydaje mi się jednocześnie, że pokazując wady Roberta, jego złe decyzje, jego problemy i jego ludzką stronę, szybciej można go polubić. Myślę, że niektórzy mogą po tej książce nabrać sympatii do Roberta Lewandowskiego, dlatego, że zobaczą, że jest człowiekiem, takim jak oni, a nie supermenem z okładek gazet. I tym bardziej docenią, że jeden z nich podbił piłkarski świat.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.