O blondynkach, policjantach, teściowej i babie, co przychodzi do lekarza. Kto z nas nie zna przynajmniej kilku takich dowcipów? W polskiej kulturze mają długą tradycję. Ich powstawaniu sprzyjały wydarzenia polityczne i społeczne. Specyfika kawałów odzwierciedla bowiem realia kulturowe, w których żyjemy. Na Śląsku zawsze modne też były kawały o hajerach. Kilka lat temu poświęcono im nawet pracę naukową.
„Bier kibel i leć po sztrom – mówi sztajger do młodego ślepra”. Ten dowcip powstał w latach 70. zeszłego stulecia. Zyskał ogromną popularność, podobnie jak ten o górnikach zjeżdżających na szychtę szolą. Jeden z nich, stary wyga, zwraca się do praktykantów słowami: „Teraz się trzymajcie, bo będzie zakręt”.
– W śląskich dowcipach, zwanych często wicami, odnaleźć można pewien obraz górnika. Jakie cechy posiada typowy pracownik kopalni? Które z nich są pozytywne, a które negatywne? Z kogo wyśmiewa się najczęściej i czy otrzymuje się na to społeczne przyzwolenie? Na te pytania starałam się odpowiedzieć w swej pracy magisterskiej – pisze Marta Poremba, absolwentka Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.
Wice o górnikach często wyśmiewają wady przełożonych. Spora liczba śląskich kawałów dotyczy właśnie sztajgrów.
„Pyto się Karlik Francika: Ty, co to jest: chodzi po ścianie i ryczy? – Nie wiem! – No, sztajger!”.
Zupełnie inaczej od Ślązaków, czyli hanysów, traktowani byli gorole – przybysze spoza Śląska. Dla rdzennych mieszkańców Górnego Śląska byli obcymi, ludnością nierozumiejącą przekazywanego z pokolenia na pokolenie etosu pracy, wszystkich obowiązujących zwyczajów i tradycji. Do goroli odnoszono się więc z niechęcią i politowaniem. Marta Poremba przytacza kolejny przykład będący odzwierciedleniem takich zachowań:
„Tak zaroz po wojnie, to my se tak nie mogli jeszcze dobrze pogodać z tymi ze Sosnowca – gorolami. Teroz to i mój zięć jest gorolem, to ani bych już nic na tych pieronów nie pedzioł. Dobry chop z niego. No, ale wtedy po wojnie, to pamiętom, że roz jeden polecioł do sztajgra i pado: Panie sztajger, szola się urwała! – A byli tam ludzie? – pyto sztajger. – Nie, ino sami gorole!”. – Wyśmiewanie się z górniczych przywar mogło w jakiś sposób zachęcić do zerwania z niezdrowymi nałogami, ale także do upowszechniania abstynenckiego stylu życia. Dowcipy te jednak przyczyniały się do kreowania wizerunku mężczyzny, który od razu po wyjściu z kopalni zmierza do baru, aby przy kilku kuflach piwa posiedzieć z kolegami.
„Spotkało się dwóch górników: Zeflik, znosz śląski napój na „k”? – pyto jeden. – Kwaśnica! – Nie! – No to co? – Krzynka piwa! – No, to jo ci teroz powiem. Znosz śląski napój na „d”? Nie? Dwie krzynki piwa!
– Obawa przed spowiedzią budziła postrach w sercach górników-katolików ze śląskich wiców – zwraca dalej uwagę autorka.
Ślązacy jako osoby proste, ale i uparte, nie lubili wyznawać swoich win, zwłaszcza przed farorzem. Skrucha nie była cechą charakterystyczną górników:
„Przyszedł roz górnik do spowiedzi wielkanocnej i zaczyno: Kradłech dużo, ale innym dużo dowołech, to mi się chyba wyrówno! Biłech baba, ale potem jej dużo pomogałech, to mi się chyba wyrówno. Przeklinałech nadzór, ale potem za nich rzykołech, to mi się chyba wyrówno. A proboszcz ino słucho i słucho, a potem cicho powiado: Synu, Bóg się za ciebie doł ukrzyżować, ale jest i dioboł, a ten cie porwie i sprawa się wyrówno! – odpowiedział farorz”.
W wicach o górnikach pojawia się często temat wypadków. Być może powodem tego była chęć oswojenia się z zagrożeniami:
„Roz przywieźli do szpitala dwóch górników. Po kilku dniach ten jeden się obudził, otwiero oczy, oglądo się i widzi sąsiada, co leży obok cały zabandażowany. Pado mu: Coś mi się zdaje, że my się już roz spotkali? – Jeszcze się pytosz, ty giździe! A nie wołoł jo ci „nie zapolać lontu!” – odpowiada tamten”.
„Antek strzaskoł na kopalni kolano. Było to poważne, toteż poleżoł dość długo w Piekarach, a potem w Reptach. Wraca po pół roku z powrotem do kopalni. – Antek, jak tam noga? – pyta sztygar. – Lepszo niż przed tym! – odpowiada Antek. – To szkoda, żeś nie miał małego wstrząsu mózgu – rzuca sztajger”.
Stereotypowy górnik zajmuje się także gołębiami i poświęca im wiele wolnego czasu. Także owi gołymbiorze mają swoje miejsce w śląskich dowcipach: „Przyszedł górnik z szychty i pado do baby: – Jutro Francek jedzie do Lublina. Dołech mu gołębia, żeby go tam puścił. No i dobrze. Francek wrócił, a gołębia jak nie było, tak nie było. Wszyscy już o nim zapomnieli, kiedy roz baba pado chłopu: Karlik, dziś gołąb przyszedł, ale piechty! – O pierona! – pado Karlik – to Francek mu zapomnioł skrzydła rozwiązać.
Kawałów o górnikach powstaje coraz mniej. Zmienia się styl życia i relacje międzyludzkie. Może więc warto przytoczyć dowcip obrazujący obecnie panujące realia. „Znany reżyser pyta pewnego sztygara, czy jest szansa zatrudnić się jako górnik. – Ależ po co to panu? Jest pan słynnym, bogatym reżyserem, a ta praca jest trudna i niebezpieczna – odpowiada zdziwiony sztygar. – No tak, ale słyszałem, że co roku każdy z was dostaje: jednorazową premię, wyrównanie, barbórkę, trzynastkę i czternastkę. To chyba warto – podsumowuje reżyser”.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.