Siedem lat temu kupił hondę civic, pierwsze swoje auto. Ma je zresztą do dziś. Lecz prócz kolorowej karoserii w niczym nie przypomina ono oryginału, który sprzedają w salonie. Jest to typowy samochód rajdowy, w którym Grzegorz Ira z ruchu Ziemowit sięga po kolejne puchary.
Zakochanego w motoryzacji i ściganiu się po torach ratownika górniczego z Ziemowita spotykamy w jego warsztacie. Właśnie szykuje się do kolejnych zawodów. Grzebiąc w silniku, chętnie opowiada o swojej samochodowej przygodzie, która towarzyszy mu od chłopięcych lat.
– Zawsze interesowałem się autami. Znam się na mechanice samochodowej, gdyż kończyłem w Tychach szkołę o profilu technik-mechanik. Prowadzić samochód nauczyłem się w wieku 16 lat, więc nie miałem problemów ze zdaniem egzaminu na prawo jazdy. Już jako dorosły zacząłem brać udział w rajdach i pomagałem w ich organizowaniu lub zabezpieczaniu. W 2014 r. z czystej ciekawości zasiadłem w fotelu pilota obok kolegi, który prowadził samochód. Też mi się to podobało. Ale mnie ciągnęło za kółko i w taki oto sposób w 2016 r. kupiłem sobie hondę civic. Do rajdów w sam raz, ale uwaga, mocno ją zmodyfikowałem. Do tego stopnia, że dziś już tylko kolorowa karoseria przypomina oryginał, bo wszystko w środku zostało wykonane na nowo, pod rajdy. Z wnętrza auta pozbyłem się wszelkiego zbędnego balastu, który spowalniałby samochód podczas jazdy: tapicerki, mat wygłuszających, kanapy. Do tego doszła wymiana silnika na mocniejszy, układu dolotowego i montaż wałków rozrządu o sportowej charakterystyce. Oprócz tego wymieniłem hamulce i całe zawieszenie, gdyż seryjne nie zniosłoby trudów jazdy po torze rajdowym. Wreszcie zmodyfikowałem skrzynię biegów. Tych usprawnień były dziesiątki. Środek samochodu wzmocniłem specjalną klatką i całą plątaniną rur, żeby było bezpieczniej – opowiada.
Uderzył w barierki
Warto wiedzieć, że samochód wyścigowy poza tym, że jest przystosowany do rajdów, musi spełniać wszelkie wymogi bezpieczeństwa, gdyż inaczej nie przeszedłby badania technicznego i nie byłby dopuszczony do ruchu. Jest to niezbędne, ponieważ na miejsce zawodów należy dotrzeć drogami publicznymi.
Jeszcze w tym samym 2016 r. Grzegorz Ira wystartował w ostatniej rundzie Samochodowych Mistrzostw Tychów, na torze Fiata. Trasa wynosiła 3 km, lecz brak doświadczenia bardzo szybko dał o sobie znać.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM.
Szczegóły: nettg.pl/premium
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Na Ziemowicie nr ma takiego ratownika.