Truizmem jest stwierdzenie, że Polska bogata jest w wszelkiego rodzaju surowce. Choć trzeba przyznać, że tak w Europie, jak i na świecie są pod tym względem bogatsze od nas państwa. Każde z nich cechuje jednak pewna specyfika, która mimo posiadanych zasobów powoduje, że nie są pod względem surowcowym samowystarczalne. Kwestie te stają się coraz bardziej istotne w napiętej na świecie sytuacji politycznej.
Jej skutkiem są intensywne starania obu rywalizujących mocarstw o zapewnienie ich dostaw dla swojego przemysłu. Stany Zjednoczone, jak i Chiny podejmują w tej sprawie intensywne starania i zabiegi. Jest jasne, że nie jesteśmy mocarstwem i w rywalizacji tej nie mamy szans dorównania tym potęgom. Co nie oznacza wcale, że nie powinniśmy dbać o własne interesy surowcowe, przynajmniej na tyle ile jest to możliwe.
Globalizacja ma się ku końcowi i globalny rynek jest coraz bardziej teoretyczny. Dlatego przekonanie, że na wolnym rynku wszystko można kupić, staje się pojęciem przebrzmiałym. Okazuje się, że nie wszystko, co nam potrzebne można będzie kupić. To czas przeszły i dokonany. Mając to chyba na względzie popularna „Rzeczpospolita” na początku grudnia minionego roku przeprowadziła wywiad z Głównym Geologiem Kraju (GGK) poruszając podobne tematy (Jakimi surowcami dysponuje Polska? Co, kiedy i jak będziemy wydobywać – 9 grudnia 2022).
Przyciśnięty pytaniami o polimetaliczne złoże Krzemianki na Suwalszczyźnie, powiedział: „Stoję na stanowisku, że w obliczu zmieniających się warunków i sytuacji podażowej surowców powinniśmy – i to planujemy – przeanalizować dotychczasowe kryteria bilansowości, czyli granicznych wartości parametrów definiujących złoże, na podstawie których dane zasoby mogłyby być zaliczone do złóż bilansowych.”
To cenna refleksja, ale jakby zawieszona w czasie przyszłym, a nie teraźniejszym, o czym świadczą dwa słowa „powinniśmy” i „planujemy”. Tymczasem czas ucieka i nadchodzi kryzys surowców krytycznych. Istotą tej sprawy wydaje się być problem, czy w ogóle potrzebna jest zapowiadana przez GGK praca nad analizowaniem kryteriów bilansowości? Takich kryteriów niegdzie na świecie się nie stosuje.
To znaczy, owszem są one powszechne stosowane, ale w systemie szybko zmieniających się warunków gospodarczych i giełdowych na świecie, co przy technice komputerowej jest oczywiste, szybkie i trafne. Istniejący program po wpisaniu odpowiednich danych natychmiast daje wynik bilansowości, bez potrzeby planowania i zobowiązania. Natomiast trzymanie się przez ostanie 20 lat sztywnych kryteriów bilansowości polskich złóż jest czystym anachronizmem. Tym bardziej, że nikt na świecie, nie żąda tego od państwowego urzędnika, gdyż sam potrafi natychmiast policzyć, co mu się opłaci, a co nie opłaci.
Ponieważ ewentualna inwestycja górnicza związana z eksploatacją złóż w rejonie Suwałk, może być realizowana przez przedsiębiorstwa państwowe, im należy powierzyć obliczenie opłacalności budowy kopalni i określenie zysków. W ogólnej koncepcji współczesnej gospodarki rynkowej, urzędnik może działania te zatwierdzać, kontrolować, nadzorować, doradzać, i pomagać, pilnować przestrzegania prawa, ale nie powinien podejmować żadnych decyzji ekonomicznych, bo nie jest on do tego powołany. Nie jeden raz już okazało się, że to co urzędnicy określili za nieopłacalne, innym inwestorom przyniosło zyski. Opłacalność winien określać inwestor, któremu państwo powierzy zajęcie się tym złożem. Niech on określi, czy to się mu opłaci. Nie trzeba podpowiadać, że już w czasach PRL na suwalskim złożu głównym inwestorem był KGHM. Niech on zatem oceni i wykona odpowiednie studia oraz obliczenia.
Oczywiście, że reprezentujący rząd urzędnicy mogą to zatwierdzić, kwestionować, żądać poprawek, uzupełnień, ale nie powinni zawodowego inwestora w tym wyręczać. Niech on określi te kryteria dla złoża, które ma eksploatować. W ten sposób on poniesie odpowiedzialność za niepowodzenia, ale też i uznanie za sukcesy.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.