Rozwój ratownictwa górniczego jest ściśle związany z rozwojem techniki. Wyszkoleni, zdeterminowani i pewni siebie ludzie to oczywiście sprawa pierwszorzędna, ale bez odpowiedniego sprzętu prowadzenie akcji nie byłoby możliwe.
Ekwipunek ratownika górniczego składa się z wielu istotnych elementów. Jednym z nich jest aparat tlenowy, to on umożliwia wejście zastępom w rejony, gdzie panuje atmosfera niezdatna do oddychania. Prace nad takim urządzeniem zaczęły się w zasadzie już na początku formowania służb ratowniczych. Pierwszymi „aparatami” były worki noszone na plecach z zapasem powietrza wystarczającym na kwadrans pracy. Te o większej objętości wożono na wózkach. Potem pojawiły się aparaty wężowe. Jeden z nich został skonstruowany w 1852 r. przez francuskiego inżyniera Rouquayrola. Został on potem udoskonalony przez producenta Denayrouze. Składał się on z maski na twarz, węża o długości 50 m doprowadzającego czyste powietrze oraz ręcznej pompy. Podobny aparat skonstruowano w 1910 r. Wąż miał tu już 400 m długości i składał się z 20 metrowych odcinków.
Ważne dla rozwoju aparatów okazało się wynalezienie w 1853 r. przez profesora Theodora Schwanna pochłaniacza sodowego oczyszczającego wydychane powietrze. Pierwszy aparat zbiornikowy z regenerowanym powietrzem i dodatkiem tlenu z butli o niskim ciśnieniu zaproponowany został właśnie przez tego wynalazcę. Składał się z maski na twarz, przewodów, pochłaniaczy sodowych, wentyla ręcznie regulującego dopływ tlenu, dwu siedmiolitrowych butli z tlenem pod ciśnieniem 0,4 MPa. Kolejny istotny postęp miał miejsce w 1890 r. To wtedy opracowano produkcję wysokociśnieniowych butli. Natomiast rok później skonstruowano zawór redukujący o stałym przepływie tlenu.
Z tych rozwiązań skorzystał Alexander Bernhard Dräger. W 1904 r. do produkcji seryjnej wdrożył aparat pod nazwą Dräger 1904/9, składający się z dwóch butli, pochłaniaczy sodowych, chłodnicy oraz dwuczęściowego worka oddechowego mocowanego na piersiach ratownika. Umożliwiał on pracę przez dwie godziny.
Obecnie aparaty, które są stosowane przez ratowników, pozwalają pracować nawet do czterech godzin. Ważą jednak swoje, bo jest to ok. kilkunastu kilogramów. Ponadto mają one konkretne gabaryty, które często są dużym utrudnieniem w czasie akcji prowadzonych pod ziemią.
Materiał powstał w oparciu o tekst autorstwa Jerzego Kaczmarka i Zbigniewa Kubicy, który ukazał się w „Przeglądzie Górniczym”.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.