Bez interwencji rządu m.in. w sprawie ustalenia maksymalnych cen prądu, obywatele zapłaciliby za energię nawet 200 proc. więcej - podkreśliła wiceminister klimatu i środowiska Anna Łukaszewska-Trzeciakowska. Dodała, że resort chce też w 2023 r. zawiesić opłatę OZE doliczaną do każdego rachunku.
W ubiegłym tygodniu Sejm uchwalił ustawę o środkach nadzwyczajnych, mających na celu ograniczenie wysokości cen energii elektrycznej oraz wsparciu niektórych odbiorców w 2023 r. W czwartek Sejm przyjął część poprawek Senatu do ustawy. Czeka ona na podpis prezydenta.
Zgodnie z nowymi przepisami, w rozliczeniach z odbiorcami użyteczności publicznej, samorządami i firmami z sektora MŚP będzie stosowana cena maksymalna na poziomie 785 zł za MWh. W przypadku gospodarstw domowych cena maksymalna ma być na poziomie 693 zł za MWh. Będzie ona obowiązywać po przekroczeniu rocznych limitów zużycia: 2 MWh - dla gospodarstw domowych; 2,6 MWh - dla rodzin z osobą niepełnosprawną; 3 MWh - dla rolników i posiadaczy Karty Dużej Rodziny. Poniżej tych limitów ceny mają pozostać na poziomie z 2022 r.
Wiceminister resortu klimatu i środowiska Anna Łukaszewska-Trzeciakowska pytana, o ile mniej Polacy zapłacą w przyszłym roku za prąd dzięki nowym rozwiązaniom, odpowiedziała że gdyby rząd nic nie zrobił, to rachunki bardzo by wzrosły.
= Według wyliczeń Urzędu Regulacji Energetyki, gdybyśmy nie wprowadzili maksymalnych cen i nie zreformowali rynku, taryfa G, którą są objęte gospodarstwa domowe, mogłaby wzrosnąć o ok. 200 proc. - podkreśliła przedstawicielka MKiŚ.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.