- Jeśli gaz jest wydobywany w bliskiej odległości od miejsca spalania, to wciąż ma przewagę nad węglem. To wszystko jednak zmienia się w przypadku, kiedy wydłuża się szlak dostaw i przesyłu gazu – mówi dr hab. inż. PAWEŁ BOGACZ, prof. AGH, z Wydziału Inżynierii Lądowej i Gospodarki Zasobami Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie.
Wraz z grupą naukowców z AGH postanowił pan jeszcze raz przebadać emisyjność energetyki węglowej i gazowej. Po co badać coś, co wydaje się już niepodlegającą dyskusji oczywistością?
Jeśli chodzi o emisyjność tych dwóch produktów energetycznych podczas spalania, to tutaj rzeczywiście nie ma o czym dyskutować i trzeba jasno powiedzieć, że pod tym względem gaz jest mniej emisyjnym paliwem niż węgiel. Natomiast jeśli weźmiemy pod uwagę cały łańcuch – począwszy od wydobycia, poprzez przesył i transport oraz towarzyszące temu wszystkie procesy zmian fazowych, a kończąc na spalaniu – to sprawa nie jest już tak oczywista i wszystko wskazuje, że gaz może być bardziej emisyjny niż węgiel, zwłaszcza w aspekcie dalekiego transportu.
Już kilka lat temu miałem okazję analizować takie badania, które były prowadzone na Węgrzech oraz w Polsce (u nas na przykład przez prof. Bronisława Barchańskiego). Te badania były ogólnodostępne, ale z jakiegoś powodu przeszły jednak całkowicie bez echa. Być może to efekt skutecznej pracy lobbystów gazowych, którzy umiejętnie zagłuszali inne myślenie na temat porównania gazu i węgla. Znacznie bardziej żywa i otwarta dyskusja toczy się na ten temat w Stanach Zjednoczonych. Jest ona poniekąd efektem rywalizacji branży węglowej i firm, które wydobywają gaz łupkowy. Tamtejsze badania jasno mówią, że gaz może być paliwem bardziej emisyjnym niż węgiel, ale w Europie to wciąż z jakichś bliżej nieznanych powodów jest tajemnica poliszynela. Sprawą postanowiliśmy zająć się zwłaszcza teraz, bo od kilku tygodni trwa wojna w Ukrainie, która dramatycznie zmieniła sytuację na rynku surowcowym.
To sytuacja, która zmusza do rewizji polityki energetycznej nie tylko Polskę, ale i całą Europę. Zmieniając kierunki importu gazu, oprócz kwestii bezpieczeństwa energetycznego, powinniśmy też wziąć pod uwagę kwestie środowiskowe, czyli emisyjność paliw, co ma szczególne znaczenie w okresie przejściowym, w który wchodzimy.
To jak to właściwie jest z tą emisyjnością gazu i węgla?
Jeśli gaz jest wydobywany w bliskiej odległości od miejsca spalania, to wciąż ma przewagę nad węglem. To wszystko jednak zmienia się w przypadku, kiedy wydłuża się szlak dostaw i przesyłu gazu. Można w dużym uproszczeniu powiedzieć, że im dłuższa jest droga transportu, tym gaz pod tym względem wypada gorzej od węgla. Wiąże się to z jego ucieczką po drodze, która jest efektem nieszczelności rurociągów lub zbiorników, którymi jest przewożony. Kolejną kwestią – coraz bardziej istotną, biorąc pod uwagę fakt, że jesteśmy zmuszeni sprowadzać gaz z innych kontynentów – jest dodatkowa emisja do atmosfery podczas jego przemian fazowych, czyli najpierw skroplenia, a później jego rozprężania. Z tym procesem mamy do czynienia np. podczas transportu morskiego gazu LNG. Oprócz transportu znaczna emisja spowodowana ucieczką pojawia się także podczas samego procesu wydobycia gazu.
Z tym samym zjawiskiem mamy również do czynienia w przypadku wydobycia węgla. Kopalnie są przecież znaczącym emitentem metanu.
To prawda, ale jeśli chodzi o kopalnie, które wydobywają węgiel energetyczny, to ta emisja jest już w części uwzględniana w danych raportowanych przez Krajowy Ośrodek Bilansowania i Zarządzania Emisjami. Natomiast w przypadku gazu ta dodatkowa emisja, o której mówiłem, czyli pojawiająca się podczas wydobycia i transportu, w sytuacji Polski nie jest w ogóle liczona. Kiedy to wszystko weźmie się pod uwagę i zsumuje, to okazuje się, że w aspekcie całej emisyjności gazu średnio aż 33 proc. emisji powstaje właśnie w tych procesach.
Biorąc pod uwagę tzw. wskaźnik GPW (Global Warming Potential), czyli wskaźnik służący do ilościowej oceny wpływu danej substancji na efekt cieplarniany, w przypadku metanu jest 28 razy wyższy niż w przypadku CO2, to okazuje się, że gaz może być bardziej emisyjnym produktem spalania niż węgiel kamienny. Oczywiście podkreślam jeszcze raz, że chodzi tutaj o gaz, który jest transportowany na długich dystansach.
Wasze badania potwierdziły, że gaz, który trafia do Polski, w tym całościowym ujęciu jest bardziej emisyjnym nośnikiem energii niż węgiel?
Tak, choć jest to na razie wstępny etap badań i pierwsze wyniki. Sprawdziliśmy wszystkie kierunki, skąd sprowadzany jest gaz do Polski i policzyliśmy uśrednioną dodatkową emisję, o której mówiłem. Wstępne wyniki potwierdzają hipotezę, którą postawiliśmy i która mówi o tym, że gaz w tym wypadku jest bardziej emisyjny. Teraz będziemy kontynuować nasze badania na bardziej szczegółowym poziomie.
W naszym zespole są osoby związane z górnictwem węgla kamiennego, wydobyciem ropy i gazu, inżynierią środowiskową oraz energetyką, czyli wszystkimi dziedzinami, które obejmuje cały łańcuch od wydobycia do spalenia tych paliw. Chcemy w sposób komplementarny zbadać poszczególne kierunki, z których możliwe jest sprowadzanie gazu. Mam nadzieję, że wyniki badań uda nam się opublikować po wakacjach, że zostaną one zauważone i wykorzystane przy kształtowaniu nowej, uaktualnionej polityki energetycznej Polski i Europy. To może być szansa dla węgla w starciu z gazem – pamiętając oczywiście, że oba paliwa są emisyjne i w tym kontekście powinniśmy je traktować jedynie jako paliwa przejściowe.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Wszystko fajnie tylko ktoś tu zapomnial ze efektem spalania jest również para wodna, która jest równiez gazem cieplarnianym i to o objętości dużo większej niż CO2 czy metan.
Tymczasem rząd realizuje obietnicę gazyfikacji wsi. Tragedia. Zaraz oblłożą gaz podatkami, a potem całkowicie zakażą. Kasa przewalona, ale na transformację energetyczna z prawdziwego zdarzenia oczywiście kasy nie ma. Lepiej by zmodernizowali sieci przesyłowe, żeby się fotowoltaika nie wyłączała