Ukraińscy pracownicy przemysłu wydobywczego opuszczają Polskę. – Będziemy bronić ojczyzny do ostatniej kropli krwi – deklarują. Kilku z nich w ostatnim czasie pracowało w Górniczym Przedsiębiorstwie Inwestycyjnym w Rybniku.
Firma od dwudziestu lat prowadzi roboty drążeniowe w kopalniach Jastrzębskiej Spółki Węglowej i Polskiej Grupy Górniczej.
– Zatrudniamy pracowników z Ukrainy w kopalniach Borynia oraz ruchach Chwałowice, Jankowice i Rydułtowy kopalni ROW. Zaoferowaliśmy im solidne i dobrze płatne zatrudnienie w naszej firmie pod ziemią, od zaraz. Wszystkim obcokrajowcom współfinansujemy zakwaterowanie niedaleko miejsc pracy. Ukraińcom zapewniliśmy pomoc prawną i załatwiliśmy wszystkie formalności związane z pozwoleniem na pracę i stałym pobytem w Polsce. Tak też było w przypadku tych górników, którzy zdecydowali się na powrót do kraju, aby walczyć w szeregach ukraińskich sił zbrojnych przeciwko najeźdźcy. Jeden z naszych pracowników, Jurij Sytnyk, już wyjechał, a czterech pozostałych wyjeżdża lada dzień. Na czas nieobecności w pracy udzieliliśmy im urlopów bezpłatnych – wyjaśnia Sebastian Ćmok, dyrektor ds. handlowych w Górniczym Przedsiębiorstwie Inwestycyjnym.
Maksym Ursulenko jest jednym z nich. W rybnickim GPI pracuje od listopada 2019 r. na stanowisku górnik pod ziemią w ruchu Jankowice.
– Jest pracownikiem rzetelnie wykonującym swoje obowiązki i świetnie dogadującym się ze swoimi polskimi kolegami w pracy. W wyniku wybuchu wojny w Ukrainie zostawił swoich rodziców, których chce ściągnąć do Polski, a my jako firma dołożymy wszelkich starań, aby mu w tym pomóc. W sytuacji, w której znaleźli się nasi koledzy z Ukrainy, jako firma jesteśmy gotowi na wszelką pomoc finansową i materialną dla ich rodzin, które zostawiają w Polsce, w nadziei, że wrócą do nas do pracy cali i zdrowi, najszybciej jak tylko to będzie możliwe – mówi Zbigniew Bułka, prezes zarządu spółki.
Ursulenko mieszka na Śląsku dwa i pół roku. Przyjechał z Mikołajowa leżącego na południu Ukrainy. Praca w Przedsiębiorstwie Inwestycyjnym w Rybniku była pierwszą, jaką dostał w Polsce.
– Wcześniej nie miałem kontaktu z górnictwem węglowym. Pracowałem w budowlance. Jak dostałem propozycję do kopalni, to się nie wahałem. Podobny fach, tylko wykonywany na dole. Wiele nabytych umiejętności mogłem wykorzystać, a płace naprawdę dobre. To samo koledzy, też byli zadowoleni. I tak spędziliśmy te ostatnie lata. Co będzie dalej? Sam nie wiem. Czekam na moich krewnych, których zostawiłem w ojczyźnie. Są w drodze. To moja przyjaciółka, matka i troje dzieci. Brat musiał zostać, już poszedł na wojnę, a oni mieli wyjechać w poniedziałek, albo we wtorek bezpośrednio do Warszawy. Tam jest już mój kolega, który czeka na swoją rodzinę i zajmie się przy okazji moją. Jak tylko się zjawią w Polsce, to nacieszymy się ze spotkania i zaraz popędzę w drogę na Ukrainę – opowiada Maksym.
W Przemyślu ma dołączyć do pozostałych kolegów mieszkających w różnych miastach Polski. Na Ukrainę pojadą razem. Będzie – jak mówi – raźniej.
– Od kilku dni telefonuję do nich, ale niektórzy się już nie zgłaszają na polskich numerach, pewnie zdecydowali się opuścić Polskę wcześniej. Bardzo przeraziły mnie informacje, które nadchodzą z Mikołajowa. Na Facebooku widziałem wpis mera Mikołajowa, Ołeksandra Senkiewicza. Jest też nagranie, na którym widać blok mieszkalny, który stanął w płomieniach po rosyjskim ataku. Rakiety miały spaść na cele cywilne. Zniszczenia są ogromne, nawet nie wiem, czy ostał się dom, w którym mieszkałem. Ale teraz nie zaprzątam sobie tym głowy. Za kilkanaście godzin będę już najprawdopodobniej na Ukrainie, dostanę karabin i nie wiem, gdzie mnie los rzuci. Na pewno będę bronił ojczyzny do ostatniej kropli krwi – deklaruje Maksym.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.