Od godz. 14.00 w piątek 8 września czynne są lokale wyborcze w Czechach. Wstępne wyniki znane będą w sobotnie popołudnie. Nasi południowi sąsiedzi głosują na kandydatów do izby niższej parlamentu. Tegoroczne wybory obserwujemy z nieco większą uwagą niż wszystkie poprzednie, w tle bowiem pozostaje konflikt o kopalnię Turów i zawieszone w tej sprawie negocjacje.
I pomyśleć, że dwa lata temu ponad 250 tysięcy ludzi wyszło wczoraj na ulice Pragi w największym akcie obywatelskiego protestu od czasu aksamitnej rewolucji. Wtedy domagano się dymisji premiera Andreja Babiša. Jeszcze nie tak dawno temu partia ANO dotychczasowego premiera wydawała się stać na straconej pozycji, głównie z powodu problemów w walce z COVID-19. Dzień przed wyborami znalazła się jednak na szczycie rankingów z notowaniami ponad 25 proc. poparcia.
Tuż za partią Babiša plasowało się ugrupowanie Spolu (ok. 21 proc.) a na trzecim miejscu byli Piraci z prognozą 19,5 proc. poparcia. Tegoroczne wybory do Izby Poselskiej, jakby nie było, będą dla Andreja Babiša znacznie bardziej wymagające niż w 2017 r. Jeśli ruch ANO wygra, będzie miał przeciwko sobie dwie koalicje, które odmawiają z nim współpracy. Partyjne układanki mogą więc zająć kilka następnych tygodni, jeśli nie dojdzie do sformułowania rządu mniejszościowego. Ten ostatni scenariusz jest jednak najmniej prawdopodobny.
Istotną rolę w powstawaniu nowego gabinetu odegra prawdopodobnie prezydent Miloš Zeman, który już zapowiedział, że misję jego sformowania powierzy liderowi zwycięskiej partii, a nie koalicji. Tak więc ulubieniec Zemana Andrej Babiš znajdzie się na uprzywilejowanej pozycji.
To o tyle ważne, że prędzej czy później, trzeba będzie powrócić do stołu negocjacyjnego w sprawie Turowa. Niewykluczone, że tego samego stołu, który był przed wyborami.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.