W dawnych czasach tajemniczym podziemiom dopisywano legendy. Tak powstała opowieść o świętej Kindze, która wrzuciła pierścień do szybu kopalni soli, czy legenda o królu Władysławie Łokietku ukrywającym się w Jaskini Niedźwiedziej.
Nieco później na tej samej zasadzie wymyślono postać Ducha-Bielucha, gospodarza Chełmskich Podziemi Kredowych. Przewodnicy ubarwiali tymi opowieściami czas turystom, oprowadzanym po wyrobiskach górniczych i jaskiniach.
Dzisiaj paradoksalnie dochodzi do odwrotnej sytuacji. Oferuje się turystom penetrację miejsc, które obiektywnie rzecz biorąc są mało ciekawe. Magnesem ma być nieprawdziwa bądź wątpliwa legenda o rzekomo istniejących sztolniach i ukrytych w nich skarbach.
Marzenie o Złotym Pociągu
Na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku rozpowszechniona została legenda o sztolniach rzekomo wykutych w górze Sobiesz (623 m n.p.m.) w Karkonoszach. Autorem zamieszania był Władysław Podsibirski, właściciel zakładu produkującego części do pojazdów mechanicznych we wsi Raszyn na Mazowszu. Według tej opowieści w listopadzie 1944 r. do specjalnie wydrążonych wyrobisk górniczych miał wjechać od strony Piechowic pociąg z wartościowym ładunkiem. Tor miał być ułożony niewiele wcześniej. Tuż po wjeździe pociągu miał nastąpić odstrzał wylotu sztolni, po czym szyny i podkłady rozebrano.
Absurdalność takiego scenariusza jest oczywista. Po pierwsze - nikt normalny w trakcie wycieńczającej wojny nie pozwoli sobie na dobrowolną utratę pociągu, samolotu, czy czołgu. Po drugie - koszt wydrążenia podziemi w twardej skale góry Sobiesz, jak również koszt utrzymania w tajemnicy całego przedsięwzięcia byłby niewspółmiernie większy od wartości ukrytego ładunku. Po trzecie wreszcie - pieniądze, złoto czy inne walory lub dobra materialne potrzebne są podczas wojny do zakupów broni.
Mimo tego Władysławowi Podsibirskiemu udało się swoimi mrzonkami zainteresować stronę rządową i w maju 1995 r. doprowadzić do podpisania umowy z Ministerstwem Finansów w sprawie poszukiwania podziemi Sobiesza. Nie doszło jednak do jej finalizacji. Po latach sprawę badał Krzysztof Krzyżanowski, który w wydanej w 2015 r. książce „Śladem złotego pociągu” przedstawił sporo dokumentów z tamtego okresu. Jasno wskazują one na to, że mazowiecki przedsiębiorca konfabulował, a żadnych podziemi ze skarbami w Sobieszu nie było.
Zwiedzanie nieistniejących podziemi
Dzisiaj jednak w oficjalnym punkcie Informacji Turystycznej w jeleniogórskiej dzielnicy Cieplice Śląskie można dostać profesjonalną ulotkę, zachęcającą do zwiedzania za odpłatnością rejonu góry Sobiesz z przewodnikiem.
To niejedyne takie miejsce. Podobną ulotkę dostępną np. w punkcie Informacji Turystycznej Urzędu Miejskiego w Kowarach przygotowali autorzy strony internetowej sudety.pro, zachęcający do spacerów historycznych po leżącym w granicach Kamiennej Góry lesie koło dzielnicy Antonówka. Ulotka ma podtytuł „Podziemia, które nie istnieją”. Pasjonaci podziemnych tajemnic zostają uczciwie ostrzeżeni, że tamtejsze rozległe wyrobiska podziemne istnieją tylko w wyobraźni twórców legendy. W pełni bezpieczna trasa, jak deklarują autorzy ulotki, ma pokazać m.in.: „domniemane wejścia do podziemi kompleksu” na terenie dawnej niemieckiej fabryki broni. Fabryki, z której w lesie zostało bardzo niewiele.
Na pomysł oprowadzania turystów po Antonówce wpadli Maciej Regewicz i Krzysztof Wojtas, przewodnicy turystyczni i regionaliści.
- Motywem naszego działania nie były legendy, lecz raporty CIA mówiące, że podziemia w Antonówce naprawdę są. Tam były kopalnie węgla kamiennego, które mogły być wykorzystane przez wojsko niemieckie. Wystarczyło odwodnić, obetonować i wykonać schron - uważa Maciej Regewicz.
Zorganizowane zwiedzanie lasu w Antonówce trwa już dobrych kilka miesięcy. Przez ten czas, jak mówi Maciej Regewicz, w spacerach tych wzięło udział prawie dwa tysiące osób.
Tajemnica szybu Południowego
Łatwo zrozumieć, że tego rodzaju inicjatyw podejmują prywatne osoby. Pewnym zaskoczeniem może być jednak to, że niekiedy nawet władze samorządowe nie stronią od przymiarek do organizowania tego rodzaju atrakcji. W lutym 2021 r. rozeszła się informacja, że władze Bytomia planują przejąć od Spółki Restrukturyzacji Kopalń pogórnicze nieruchomości. Jedną z nich jest szyb Witczak we wschodniej części miasta, drugą - teren w lesie pomiędzy położoną na zachód od dzielnicy Miechowice. W tym drugim przypadku nie ma tam kompletnie nic atrakcyjnego, jedynie płyta zamykająca szyb Południowy, należący w przeszłości do Kopalni Węgla Kamiennego Miechowice. Szyb ten po drugiej wojnie światowej nie był używany. Na miejscu nie ma żadnych budynków, żadnego uzbrojenia w rodzaju sieci wodociągowej, kanalizacyjnej czy elektrycznej. Jest tylko legenda o niezbadanym ładunku, jaki ponoć miał być przez hitlerowców umieszczony pod koniec wojny w wyrobiskach przyległych do Szybu Południowego.
- W sprawie przejęcia szybów Witczak i Południowego informuję, że gmina podtrzymuje wolę przejęcia tych obiektów. Obecnie w Urzędzie Miejskim w Bytomiu trwają prace koncepcyjne i studialne, dotyczące przyszłości tych terenów. Cały czas trwają również rozmowy i uzgodnienia z właścicielem wymienionych obiektów, to jest Spółką Restrukturyzacji Kopalń SA w Bytomiu - informuje Tomasz Sanecki z Biura Prasowego UM Bytom.
Wojciech Jaros, rzecznik prasowy SRK potwierdza, że sprawa przejęcia gruntów znajduje się wciąż na etapie ustaleń między gminą a Spółką Restrukturyzacji Kopalń. Konieczne jest określanie zakresu tego, o co ewentualnie przedstawiciele Urzędu Miejskiego w Bytomiu chcieliby wystąpić.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.