W rekordowym tempie rośnie cena uprawnień do emisji dwutlenku węgla. Branże energochłonne muszą ciąć inne wydatki i ograniczać inwestycje. System handlu uprawnieniami miał poprowadzić unijną gospodarkę do neutralności klimatycznej, ale stał się hamulcem tego procesu, ponieważ firmy nie mają pieniędzy na kosztowną, „zieloną” modernizacją - pisze w swoim najnowszym komentarzu uerodeputowana Izabela Kloc:
Na początku maja po raz pierwszy w historii koszt uprawnień do emisji CO2 przekroczył 50 euro za tonę. Nic nie wskazuje na to, aby ten trend uległ zmianie albo przynajmniej spowolnieniu. Zdaniem agencji Bloomberg jeszcze w tym roku należy się spodziewać przebicia kolejnej, psychologicznej bariery 75 euro. Takie tempo wzrostu cen jest niepokojące i niezrozumiałe. Przed wybuchem pandemii uprawnienia kosztowały około 25 euro. Od tamtego czasu zmalało zapotrzebowanie na energię, a cena prawa do emisji wzrosła dwukrotnie.
Rodzą się pytania o spekulacyjne tło tak drastycznych podwyżek i brak reakcji ze strony unijnych instytucji.
Sprawę skomentował Frans Timmermans, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej, odpowiedzialny za Zielony Ład.
– To rynek i powinniśmy bardzo, bardzo uważać, aby nie interweniować, ponieważ stworzyłoby to cenę nierynkową, a to całkowicie podważyłoby wiarygodność systemu handlu uprawnieniami do emisji (…) Myślę, że cena powinna być znacznie wyższa niż nawet 50 euro. Ale to zależy od rynku – czytamy w biuletynie Politico Pro.
Rosnące ceny uprawnień z entuzjazmem przyjmują ekologiczni radykałowie oraz firmy z sektora energetyki odnawialnej. Tradycyjne branże, które wciąż stanowią fundament unijnej gospodarki, szukają sposobu na wyrównanie strat. Jeden z największych w świecie koncernów stalowniczych Tata Steel już nałożył na metal produkowany w Europie dopłatę w wysokości 12 euro za tonę.
– Teraz mamy prawdziwy problem. Nasi globalni konkurenci nie mają takich ograniczeń dotyczących emisji dwutlenku węgla. Znacznie utrudnia to nam inwestowanie w nowe technologie – mówi Axel Eggert, dyrektor generalny Europejskiego Stowarzyszenia Stali.
Przedstawiciele ArcelorMittal, jednego z liderów europejskiego rynku stali, ostrzegają przed ryzykiem „ucieczki emisji”, czyli przeniesienia produkcji do krajów o mniej rygorystycznych normach środowiskowych.
Liderzy innych energochłonnych branż także alarmują, że rosnąca cena praw emisyjnych pozbawia ich środków na inwestycje w dekarbonizację.
– Znacznie wyższe koszty emisji dwutlenku węgla mogą mieć odwrotny skutek, polegający na ograniczeniu kapitału na innowacje i technologie niskoemisyjne. To cienka granica między zachęcaniem do inwestycji a ich hamowaniem – oświadczył przedstawiciel globalnego koncernu chemicznego Ineos.
Jest to problem, którego nie dostrzegają albo nie chcą dostrzegać entuzjaści Zielonego Ładu.
Posłowie do Parlamentu Europejskiego otrzymują coraz więcej petycji i apeli ze strony organizacji zrzeszających firmy z branż energochłonnych. Prezesi i menagerowie ostrzegają, że unijna polityka klimatyczna hamuje rozwój ich przedsiębiorstw i doprowadza do granicy opłacalności. Unijni politycy snują plany o zielonym wodorze, który zastąpi tradycyjne źródła energii. Dla producentów stali i chemikaliów, przygwożdżonych opłatami klimatycznymi, są to jednak zbyt drogie i na razie nieosiągalne technologie. Sytuacja jest paradoksalna. System handlu uprawnieniami do emisji CO2 miał ułatwić unijnej gospodarce przejście na „zielone” tory. Dzieje się odwrotnie. To nie bodziec, a hamulec na drodze do neutralności klimatycznej.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.