Lato jest tą porą roku, kiedy służba zdrowia najdotkliwiej odczuwa deficyt krwi. Niezmiennie dzieje się tak z dwóch powodów: po pierwsze – w okresie urlopowym spada gorliwość dawców, po drugie – większa wypadkowość powoduje gwałtowny wzrost zapotrzebowania na krew.
Dla województwa śląskiego bankiem krwi jest Regionalne Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Katowicach. Zaopatruje w krew i jej składniki 125 tutejszych szpitali i klinik. Aby jej nie zabrakło, konieczna jest ofiarność 400 dawców dziennie. Latem w ambulansach „z kropelką” trudno zgromadzić tak liczną gromadę krwiodawców.
– Nie odczuwamy dramatycznego deficytu. Lipiec był dobrym miesiącem. Tylko z kostrzyńskiego Przystanku Woodstock wróciliśmy z przeszło 300 litrami krwi. Ofiarność uczestników festiwalu spowodowała, że zdołaliśmy uzupełnić braki w lodówkach. Inaczej byłoby trudno – mówi Aleksandra Dyląg, kierowniczka Działu Organizacyjnego w RCKiK.
Oczywiście Woodstock był okolicznością nadzwyczajną. Aleksandra Dyląg potwierdza, że do najofiarniejszych krwiodawców należą górnicy. Wprawdzie Centrum nie odnotowuje profesji dawców, niemniej geografia wyjazdów ambulansów do pobierania krwi pozwala z dużą precyzją ustalić rozmiary tej ofiarności. Tylko w ubiegłym roku krew oddało około 4 tys. górników z kopalnianych Klubów Honorowych Dawców Krwi. Oznacza to, że mniej więcej co dziesiąty litr pozyskanej przez Centrum krwi pochodził od górniczych klubowiczów.
Ale zarazem prawdą jest i to, że przed 4–5 laty ten udział był dwukrotnie większy. Skąd więc ten odwrót od krwiodawstwa? Górnicy na pewno nie krzywią się na „kaloryczne honorarium” w postaci 8 tabliczek czekolady za jednorazowe oddanie krwi. Wielu od krwiodawstwa odstręcza natomiast konieczność odrabiania ambulansowych dniówek.
Czytaj więcej:
Deficyt krwi: Czerwona dniówka czarnej nierówna...
Kazimierz Tomczak: Dzielę się życiem
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.