Nierzadko przychodzi na szychtę z limem pod okiem. Nikt jednak nie pyta, czyja to sprawka. W chwałowickiej kopalni wszyscy dobrze wiedzą, że Marcin Maleszewski, na co dzień pracownik w dziale przewozu dołowego GRP, to mistrz mieszanych sztuk walki. Twardziel z Chwałowic szlifuje formę na kolejne ważne starcie.
– Duszenie anakonda wykonuje się w parterze, zazwyczaj kiedy przeciwnik wykona nieudane wejście w nogi. Charakterystyczne okręcanie się wokół rywala przypomina zachowanie węży dusicieli – wyjaśnia w szczegółach Marcin Maleszewski. Chętnie rozmawia o stoczonych pojedynkach, zwłaszcza zwycięskich.
Przeglądając fotografie z jego ostatniej walki z Irlandczykiem Mikeyem McCoyem podczas Gali EFM4 w Szczecinie w ub.r., aż dreszcz przechodzi po plecach. Raczej nikt nie chciałby być w skórze wyspiarza. Górnik z Chwałowic wygrał z nim w kategorii do 61 kg przez poddanie na skutek chwytu zwanego duszeniem anakonda już w pierwszej rundzie. Brawo, Marcin!
– Zwycięstwo, owszem, ważne, ale muszę się wziąć ostro do roboty, ponieważ 10 kwietnia czeka na mnie kolejny rywal, tym razem Fin Tuomas Gronvall. Szykuję formę – informuje rybniczanin.
Ponad dwa lata temu Marcin Maleszewski przeszedł na zawodowstwo w MMA. To zrodziło kolejne obowiązki.
Poobijany na szychtę
– Podpisuję kontrakt na walkę i muszę dotrzymać zawartych w nim postanowień. Żarty kończą się w klatce. Trzeba pokazać się z jak najlepszej strony, żeby przypadkiem nie wypaść z obiegu – wyjaśnia.
Marcinowi nie jest łatwo łączyć pracę zawodową w kopalni z treningami. Ćwiczy każdego dnia, a w sobotę zalicza dodatkowy trening.
– Sparingpartnerzy nie oszczędzają mnie. Bywa, że mam siniak na siniaku, czasami jakieś nacięcia i opuchlizny. Boli, a tu trzeba o czwartej rano wstać do roboty i nie ma zmiłuj się – opowiada.
Zaczynał ponad 10 lat temu od boksu tajskiego, potem rozpoczął krótką przygodę z kick-boxingiem. Po szkole średniej miał przerwę w treningach. Poszedł do pracy w kopalni. W końcu wziął się w garść i wrócił do sportu walki. Spodobało mu się MMA. Doświadczenia kickboksera owocowały na ringu, ale bardziej doświadczeni zawodnicy spuszczali mu tęgie lania. Dlatego postanowił zabrać się za zapasy.
– Siadły mi, wygrałem nawet dwie walki. Mówili o mnie, że mam szansę na mistrzowskie tytuły. Mnie chodziło o opanowanie kolejnej sztuki walki i kontynuowanie kariery w MMA. I ten pomysł wypalił – tłumaczy Marcin.
Zawodowiec w tej dyscyplinie powinien staczać 3-4 walki rocznie. W ub.r. szyki zawodnikom pomieszał koronawirus. W marcu Maleszewski miał ponownie stanąć na ringu. Na dwa dni przed galą wszystko zostało odwołane. Szkopuł w tym, że przygotowania do jednego tylko starcia trwają średnio 2,5 miesiąca. Nadarzyła się okazja stoczenia kolejnego pojedynku w Gnieźnie, ale tym razem test na koronawirusa okazał się pozytywny. Opóźniony kolejny wymaz, nałożona kwarantanna.
Tanio skóry nie sprzeda
– Szkoda gadać. Wściekłem się i tyle. Przygotowania, sparingi, a tu zapada decyzja nie do odwołania – wspomina.
Zawodnik Spartana Knurów i Silesian Cage w Katowicach tanio skóry z pewnością nie sprzeda. W kwietniu na ringu może być gorąco.
– Polecą iskry? Ech, powiem tak, najważniejsze jest opanowanie stresu. Jak się wchodzi na ring, to reszta świata przestaje się liczyć. Celem jest przeciwnik, trzeba podejmować szybkie decyzje, jak i gdzie uderzyć gościa, no i samemu uważać, żeby za bardzo nie dostać. Nieraz sam obrywałem od rywali, że jak się to mówi w naszym żargonie, światło gasło. Raz otworzyłem oczy dopiero w szatni. Trzeba było się pozbierać, a rano pędzić do pracy. Był niesmak, gorycz porażki, ale to normalne. Nie zniechęcam się – zapewnia.
Mocną stroną Marcina jest uderzenie w wątrobę. Potrafi zmieść przeciwnika z ringu w kilka sekund. Skutecznie paraliżuje oddech, daje szansę na nokaut. Marcin szlifuje formę na walkę z Finem. Ma na koncie dwie stoczone walki i dwa zwycięstwa pod rząd. Te sukcesy mobilizują.
Bezcenny doping kobiet
– Trochę żal mi mamy, bo się o mnie boi. Pewnie wolałaby, żebym wyrósł na lekarza albo prawnika, a ja siedzę w klatce i się biję. Pogodziła się z tym faktem. Razem z moją dziewczyną kibicuje mi na zawodach. Ten doping jest dla mnie bardzo ważny – przyznaje.
Kopalni – jak powiada – z pewnością nie rzuci. Zawodowiec, nie zawodowiec, ale z walk MMA na tym etapie utrzymać się w Polsce nie da. Ostatnio TVP zrealizowała film o jego karierze.
– Miło było uczestniczyć w zdjęciach i potem oglądać się na szklanym ekranie, lecz dość sentymentów. Cel – pierwsza dziesiątka najlepszych zawodników w kraju. Jak się chce go osiągnąć, to trzeba zasuwać. Dlatego po szychcie lecę na kolejny trening i nie marudzę, że skutki wczorajszego są jeszcze bardzo odczuwalne – śmieje się Marcin.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.