Pomagają w najtrudniejszych zadaniach, transportują pacjentów na sale, przewożą na badania. Są do dyspozycji personelu medycznego przez okrągłą dobę. Ratownicy górniczy z kopalń należących do Polskiej Grupy Górniczej i Jastrzębskiej Spółki Węglowej każdego dnia spieszą z pomocą chorym na COVID-19.
Nikt ich do tego nie zmuszał. Zgłosili się sami, tak jak Rafał Łuszczek, na co dzień ratownik, mechanik sprzętu ratowniczego, zatrudniony w kopalnianej stacji ratownictwa górniczego ruchu Halemba kopalni Ruda.
– Kiedy dotarła do mnie informacja, że jest taka możliwość, nie wahałem się ani przez chwilę. Mam uprawnienia ratownika medycznego. Zresztą większość z nas je posiada, a skoro tak, to znaczy, że możemy być przydatni także poza kopalnią – deklaruje Rafał Łuszczek.
Od początku nie było łatwo
Święta, potem sylwester, w sumie dwa tygodnie spędzone na służbie w szpitalu tymczasowym MSWiA, zlokalizowanym w Międzynarodowym Centrum Kongresowym w Katowicach, w systemie 12 na 24.
– Pierwszego dnia na dobrą sprawę nie mieliśmy pojęcia, co nas tam czeka. Całą covidową rzeczywistość poznawaliśmy krok po kroku pod okiem personelu medycznego – wspomina Łuszczek.
Ważne było dokładne poznanie nowego miejsca pracy. Szpital tymczasowy w MCK to spory kompleks. Na OIOM-ie leczy się pacjentów ze schorzeniami kardiologicznymi, diabetologicznymi, ale także tych, u których doszło lub z dużym prawdopodobieństwem może dojść do ostrej niewydolności oddechowej. Są także trzy sale zabiegowe, aby zapobiegać powikłaniom, a nawet je leczyć. Pierwsza wyposażona została w sprzęt do kolonoskopii, gastroskopii i bronchoskopii, druga to sala ogólnochirurgiczna, a trzecia ze sprzętem okulistycznym i laryngologicznym. Każdą śluzę, przejście, wejście, trzeba zapamiętać, aby móc w ekspresowym tempie przewozić pacjentów.
– Dostaliśmy kombinezony i nie bardzo wiedzieliśmy, jak się je ubiera. Okazało się, że na bieliznę. Zakładanie ubrania ochronnego, butów, gogli, odpowiednie zaciskanie taśmy na przegubach dłoni – musieliśmy opanować do perfekcji. Niełatwo się w tym pracuje. Intensywny dyżur potrafi z człowieka wycisnąć siódme poty, ale nijak się to ma do akcji ratowniczych pod ziemią, gdzie zewsząd czyha niebezpieczeństwo, a panujące warunki trudno opisać słowami – podkreślają jednym głosem ratownicy z Rudy.
Nie ma wątpliwości, że predyspozycje psychofizyczne, które posiadają, dają im możliwość pracy w ekstremalnych warunkach, a nade wszystko – jak ujął to jeden z medyków zatrudnionych w szpitalu – „oni podobnie jak my, bez przerwy myślą o ratowaniu ludzkiego życia”.
– No, bo jakby nie spojrzeć, to praca w szpitalu covidowym do złudzenia przypomina naszą, w kopalni. Cisza, nagle alarm i pełna mobilizacja. Jeden, drugi, trzeci pacjent. Karetki podjeżdżają pod izbę przyjęć. Chorych trzeba ulokować na oddziale, przełożyć na łóżko. Wszystkie realizowane zadania mają swoje procedury. Są takie momenty, że najlepiej byłoby się rozdwoić i nie ma znaczenia, w której strefie się akurat pracuje – opowiada Łuszczek.
Te sytuacje zapadną w pamięć
Po upływie dwóch godzin on i dwójka kolegów muszą opuścić czerwoną strefę. Zmienią ich koledzy z JSW. Po przejściu na stronę zieloną ściągają z siebie kombinezony. Przeprowadzana jest dezynfekcja. Można wtedy trochę ochłonąć, ale pod warunkiem, że na izbie przyjęć panuje względny spokój. Na to jednak nie można liczyć.
– Karetki przywożą ludzi w różnym wieku, ale przeważają starsi. Często mają choroby współistniejące, skarżą się na osłabienie. Zdarzają się pacjenci otyli. Każdemu trzeba pomóc wstać, zmienić pozycję na łóżku, zaprowadzić do toalety, pomóc w utrzymaniu higieny osobistej, przewieźć na badanie. Często są to czynności ponad siły dyżurujących pielęgniarek. W takich przypadkach nasza pomoc staje się wręcz niezbędna. Uśmiech na twarzy przełożonej na koniec służby utwierdza w przekonaniu, że właściwie wypełniamy nasze zadania – ciągnie dalej swoją relację ratownik z Halemby.
Prawie każdego dnia miały miejsce sytuacje, które z pewnością na całe życie zapadną mu w pamięć.
– Przyjeżdża mężczyzna i o własnych siłach wychodzi z karetki. Widać tylko, że ma problemy z oddychaniem. Zajmuje miejsce na oddziale. Nazajutrz jego stan zdrowia wyraźnie się pogarsza. Ląduje na OIOM. Trzeciego dnia rankiem pytam, co z nim? Zdawkowa informacja brzmi: – umarł w nocy. Chwila refleksji. Przecież, na dobrą sprawę, to mogłem być ja albo ktoś z moich znajomych, bliskich. Lecz nie ma czasu na sentymenty. Pod izbę ponownie przyjeżdża karetka i trzeba zająć się kolejnym pacjentem. Ludzie okazują nam wdzięczność i nie trzeba żadnych deklaracji, bo to widać po ich twarzach. Te same twarze często z dnia na dzień zaświadczają o tym, jak ogromne spustoszenie sieje w ludzkich organizmach ten śmiercionośny wirus – opowiada dalej Rafał Łuszczek.
Plan zatrudnienia ratowników górniczych w szpitalach tymczasowych pojawił się jesienią ub.r.
– Z jednej strony to silni mężczyźni, a z drugiej ich umiejętności ratownika medycznego będą niebagatelne w takich miejscach jak szpitale tymczasowe – mówił wówczas Jarosław Wieczorek, wojewoda śląski.
Ratownicy nie zawiedli. Świetnie zdają swój egzamin w służbie społeczeństwu. W szpitalach pozostaną tak długo, jak długo będą tam potrzebni.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Ratownik mechanik -następny wybrany Ciekawe czy pracownicy medyczni wiedzą na jakich zasadach pracują z nimi na ich stanowiskach pracy ratownicy oddelegowani do szpitali Może ktoś wie bo pielęgniarka pracuje do 60 lat z przelicznikiem 1,3 No bohaterowie porozmawiajcie o tym temacie z pielęgniarkami